Niewykluczone, że najważniejsze wydarzenia w obwodzie kurskim mamy już za sobą. Ukraińcy twierdzą, że kontrolują 1,2 tys. km kw. terytorium Rosji. Jednak żołnierze, z którymi rozmawiałem, przekonują, że tę liczbę trzeba podzielić na pół. Albo przyjąć, że 600 km kw. z tych 1,2 tys. to tereny, na których tylko działają ukraińskie oddziały specjalne.

Ukraińskie wojsko na tym, co przejęło, stara się umacniać swoje pozycje i szykuje się do spodziewanego kontruderzenia Rosjan. Już dziś widać, że nie będzie to dla Kremla łatwe zadanie, bo nie ma on magicznych „dziesiątek brygad”, które można rzucić do boju. Na miejscu są już jednostki z obwodu królewieckiego i leningradzkiego okręgu wojskowego, z Rosji centralnej oraz z Dalekiego Wschodu. Żołnierze zawodowi służą razem z poborowymi. Zanim ten mechanizm się dogra, minie sporo czasu, którego Władimir Putin nie ma. W efekcie Kreml nie buduje narracji zwycięstwa wokół nowej „wojny ojczyźnianej”, tylko blokuje komunikatory, żeby po kraju nie rozprzestrzeniały się informacje z obwodu kurskiego.

Utrwalaniu przez Ukraińców zdobyczy służy także szykowane przez nich uderzenie na rosyjskie Korieniewo, mieścinę w połowie drogi pomiędzy Sudżą a Rylskiem. Bo jeśli Rosjanie zaczną szturmować Pokrowsk i sąsiedni Myrnohrad na Donbasie, zdobycie Korieniewa posłuży do równoważenia niekorzystnej narracji. Sytuacja Ukraińców na Donbasie jest dramatyczna. Atak idzie nie tylko na Pokrowsk, bo Rosjanie przesuwają się w kierunku położonego na południe od niego Wuhłedaru oraz w kierunku południowo-wschodnim od podbachmuckiej Kliszczijiwki.

Nawała wojsk rosyjskich na Donbasie jest nie do powstrzymania siłami, które tam są. Stąd ukraińskie próby uderzeń w samej Rosji i potencjalnie na okupowanym Krymie lub w kierunku Krymu. We wtorek Ukraińcy uderzyli w obwodzie biełgorodzkim, w okolicach wsi Niechotiejewka i Szebiekino. Spodziewane jest wysadzenie desantu w rejonie Półwyspu Tarchankuckiego w północno-zachodniej części Krymu lub nawet atak na rosyjski obwód briański. Dowodzący Ukraińcami gen. Ołeksandr Syrski chce rozproszyć siły przeciwnika. Wymusić przekierowanie oddziałów z Donbasu do Rosji. Już nie tylko w rejon Sudży czy Korieniewa. Ta taktyka ma jednak ograniczenia. Kreml zorientował się, jakie są jej cele. I częściowo próbuje ją odwracać, budując zagrożenie z północy. Władimir Putin wrócił do gry Alaksandrem Łukaszenką. Z kolei on sam widzi dla siebie pewne korzyści z bycia „za, a nawet przeciw”.

Łukaszenka otrzymuje propozycje od Ukrainy?

W ubiegłym tygodniu białoruski dyktator zasugerował, że Ukraińcy proponowali mu zmianę sojuszu i opowiedzenie się przeciwko Putinowi. – Otrzymuję ze wszystkich stron propozycje, których w 99 proc. przypadków nie możemy zaakceptować – powiedział na krajowej konferencji ds. nauczania. – Rzucają mi z boku: nie plujcie na tę Rosję, ale odwróćcie się od Rosji – dodawał. To wypowiedź z 27 sierpnia. Kilka dni wcześniej sekretarz Rady Bezpieczeństwa Białorusi Alaksandr Walfowicz podał, że Ukraińcy mają na granicy z Białorusią 120-tysięczny kontyngent i prowadzą rozpoznanie. W domyśle – przed uderzeniem. Propagandowe media białoruskie przekonywały, że właśnie z tego powodu było konieczne przerzucenie ciężkiego sprzętu i zestawów rakietowych blisko Ukrainy. Efektem tych ruchów był komunikat ukraińskiego MSZ z niedzieli przestrzegający przed włączeniem się Łukaszenki do wojny.

Gra Mińska ma raczej inny cel. Udział w wojnie przeciwko Ukrainie pozostaje dla białoruskich żołnierzy dobrowolny. Trafiają na front (konkretnie na Donbas) za pośrednictwem prywatnych firm wojskowych działających pod kuratelą kancelarii prezydenta. Takich jak np. Guard Service, która jest czymś na wzór wielkiego wojenkomatu, wojskowej komendy uzupełnień do rozmaitych zadań poza granicami Białorusi. Na Donbas mogą wracać też przebywający na Białorusi byli wagnerowcy. Ich głównym zadaniem jest jednak na razie szkolenie wojsk wewnętrznych i sił specjalnych Łukaszenki. Choć najpewniej Putin upomni się w końcu o wykorzystanie tak wyszkolonego materiału ludzkiego w wojnie.

Białoruś zasila Rosję w sprzęt

Głównym argumentem przeciw wchodzeniu w konflikt ze strony Mińska była i jest teza o braku wyszkolonego wojska. Dlatego Łukaszenka wciąż wykupuje się sprzętem przekazywanym Rosji. Jak przekonują źródła DGP, ostatnia partia uzbrojenia pojechała do Rosji już po ataku na obwód kurski. Były to m.in. czołgi T-72A. To jednak modernizacja popularnego Urala, pochodząca z lat 80. Nie stanowi zagrożenia dla strony ukraińskiej. Nie można go porównywać do niczego, co jeździ na Donbasie czy pod Kurskiem.

Takie dostawy pozwalają jednak Łukaszence prowadzić podwójną grę. Z jednej strony może zapewniać Putina o lojalności. Z drugiej – drenując własne jednostki pancerne i magazyny – może przekonywać Kreml, że jego armia nie ma zdolności bojowych i nie może się włączyć do wojny. Co zresztą jest prawdą. Dostawy z początku wojny oraz obecne doprowadziły do radykalnego osłabienia możliwości Białorusi. Jej armia po wejściu do Ukrainy zostałaby najpewniej całkowicie rozbita, a sam Łukaszenka stanąłby w obliczu ryzyka utraty władzy. Ostatnia rzecz, której chce Putin, to otwarcie worka z problemami na Białorusi. Łukaszenka kręci i się miga, ale ze wszystkich dostępnych obecnie opcji jest dla Rosji wariantem optymalnym. Kluczową zasadą Kremla jest marsz po Donbas bez generowania nowych problemów. Maksymą Ukrainy – ograniczanie tego marszu poprzez zadawanie ciosów w innych niż Donbas miejscach.

Wiedząc o tym, Łukaszenka próbuje powracać do polityki lawirowania. Słowa o namawianiu go do porzucenia Rosji są tego dowodem. Dyktator sugeruje w ten sposób, że dostaje oferty. Że jest w grze i że ma wciąż pole manewru. To też powrót do wyświechtanej sugestii, że jest jedynym gwarantem jako takiej niezależności Białorusi. Co jest nieprawdą. O polu do manewru mowy nie ma. Jak przekonywał w rozmowie z DGP jeden z członków rządu białoruskiego, który obecnie przebywa na emigracji na Zachodzie – przy każdej próbie odwilży z UE czy USA Łukaszenka wraca do tezy o swojej roli jako gwaranta suwerenności Białorusi. – Sam brałem udział w naradach, w których dyskutowaliśmy z Łukaszenką, jak budować ten blef. Jak używać kłamstwa o „prezydencie gwarancie suwerenności” do zmiękczania Zachodu i budowania sympatii do dyktatury. Muszę przyznać, że efekty były zadowalające. Wielu w to uwierzyło. My robiliśmy to czysto instrumentalnie – komentuje nasz rozmówca.

Destabilizacja Białorusi w interesie Ukrainy

Dziś widać powrót do tego pomysłu. Ale chętnych, by w niego uwierzyć, jest jednak znacznie mniej. Sami Ukraińcy pamiętają o służebnej roli Białorusi w ataku na Kijów w lutym 2022 r. i nie postrzegają Mińska jako perspektywicznego partnera. Mimo sugestii, że rozmowy pokojowe mogłyby być prowadzone na terenie Białorusi – tak jak przy negocjowaniu porozumień Mińsk I i Mińsk II – władze w Kijowie nie biorą tego pod uwagę. W grę wchodzą Doha, Singapur lub któreś z miast szwajcarskich.

Kijów może być zainteresowany nawet czymś wręcz przeciwnym – destabilizacją reżimu białoruskiego, by jeszcze bardziej skomplikować położenie Putina. Białoruś dziś jest istotnym hubem logistycznym dla Rosji. Ma zintegrowaną z rosyjską sieć kolejową, użycza szpitali, paliwa i sprzętu. Destabilizacja tego hubu miałaby dla Kijowa znaczenie militarne. A ewentualny bunt przeciw dyktatorowi zluzowałby również część jednostek z granicy północnej.

Ukraińcy mają możliwości, by mieszać w białoruskiej polityce. Podczas operacji w obwodzie kurskim nawet je delikatnie zamanifestowali. Jedno z nagrań pędzącej kolumny pancernej przedstawiało czołg, którego załogę stanowili Białorusini z Pułku Kalinowskiego. Nad maszyną powiewała flaga białoruskiej kawalerii z bitwy pod Orszą z 1514 r., która jest również flagą białoruskiej opozycji.

Niezależnie od tego, jak fatalne jest położenie Ukraińców na Donbasie, to oni zmusili Rosję i Białoruś do chaotycznych działań. Gdy Łukaszenka zaczął ściągać siły na granicę z Ukrainą, MSZ w Kijowie wydało komunikat: „Ostrzegamy, że w przypadku naruszenia granicy państwowej Ukrainy przez Białoruś, nasze państwo podejmie wszelkie niezbędne środki w celu realizacji prawa do samoobrony, zagwarantowanego Kartą Narodów Zjednoczonych. Jednocześnie wszelkie koncentracje wojsk w obiektach wojskowych i szlaki zaopatrzenia na terytorium Białorusi będą legalnymi celami Sił Zbrojnych Ukrainy”.

To jednoznaczny sygnał, że w przypadku awantury Ukraina jest gotowa radykalnie zmienić układ sił w polityce białoruskiej. Nie za pomocą kolorowej rewolucji, tylko za pomocą pięści. W tej grze to Łukaszenka jest zwierzyną, na którą się poluje. Myśliwym jest Ukraina. ©Ⓟ