Na skwerze przed siedzibą kijowskiej rady miejskiej stoi tron. Gdy patrzy się na niego z drugiej strony reprezentacyjnej ul. Chreszczatyk, gdzie wieczorami gitarzysta amator gra hity ukraińskiego pop rocka, do złudzenia przypomina trofeum z serialu „Gra o tron”.

Jeśli jednak pokonamy przejście podziemne i zbliżymy się do gmachu urzędu, przekonamy się, że tron jest zbudowany z makiet niewielkich dronów FPV. Właśnie dronami Ukraińcy starają się zniwelować przewagę Rosjan na froncie, a rząd zachęca obywateli, by składali proste bezzałogowce w warunkach domowych. W program zaangażowało się już kilka tysięcy ludzi.

– Trzy drony mogą powstrzymać lokalne działania zaczepne. Linia frontu mierzy 1,2 km, a każdy centymetr naszej ziemi jest życiowo ważny. Aby skutecznie powstrzymywać przeciwnika, każdy pododdział na wysuniętej pozycji potrzebuje 30 bezzałogowców dziennie – tłumaczą autorzy instalacji „Tron zwycięzcy”.

„Instalację artystyczną przygotowali tworzący w metalu rzeźbiarze Dmytro Szyjanow, Jewhen Sopko i Iwan Biełow z Hisoshi Art Studio. Mistrzom razem z kolegami udało się zebrać ze sprzedaży wyrobów artystycznych 745 tys. dol. dla Sił Zbrojnych Ukrainy (ZSU). Głównymi elementami konstrukcji, jaką rzeźbiarze przygotowali na Ogólnoświatowy Dzień Wyszywanki (święto ku czci haftowanej koszuli, symbolu ukraińskiego stroju narodowego – red.), są metalowe drony imitujące ramy prawdziwych FPV” – czytamy w materiałach promocyjnych. „Eksponat zostanie zaprezentowany w Kijowie i innych miastach Ukrainy. W końcu tron trafi na aukcję, a jej zwycięzcą będzie osoba, która kupi największą liczbę dronów FPV dla Sił Obrony Terytorialnej” – podsumowują twórcy.

Matka dronów

Gdzie trwa gra o dron, tam nie może zabraknąć matki dronów. Właśnie w ten sposób ktoś nazwał Mariję Berlinską, 36-latkę po studiach historycznych, która na samym początku wojny obronnej z Rosją, jeszcze w sierpniu 2014 r., wstąpiła do batalionu ochotniczego Ajdar, by zająć się w jego szeregach raczkującym wówczas zwiadem powietrznym.

Państwo ukraińskie nieszczególnie interesowało się wówczas zaopatrzeniem wojska w tego rodzaju sprzęt, więc Berlinska, czując dryg do działalności społecznej, wspólnie ze znajomymi stworzyła Centrum Wsparcia Zwiadu Powietrznego. Instytucja miała szukać na rynku dronów nadających się do wykorzystania przez wojsko, organizować szkolenia dla ich operatorów i dostarczać gotowe bezzałogowce na front. W 2022 r., po rozpoczęciu inwazji, potrzeby armii wzrosły wielokrotnie. Wówczas kobieta stanęła na czele projektu Victory Drones, którego celem jest „technologiczna militaryzacja ukraińskiego społeczeństwa”. A to niejedyna podobna struktura; równolegle funkcjonuje siatka Social Drones, z którą ekipa Berlinskiej żyje w nieformalnej symbiozie – jednocześnie mogą pracować obie grupy.

Pomysł cieszy się wsparciem państwa. W grudniu 2023 r. prezydent Wołodymyr Zełenski zapowiedział, że w tym roku ZSU dostaną milion dronów. – Znam nasz potencjał i to realistyczna sprawa, ale pod jednym warunkiem: zawarcia z ministerstwem obrony długoterminowych kontraktów z odpowiednią przedpłatą – mówił ukraińskiej sekcji BBC Jarosław Olijnyk ps. Łoki, dawniej służący w zwiadzie wojskowym, obecnie doradca ministra strategicznych gałęzi przemysłu.

Ukraińcy chcą wygrać liczbą: Rosjanie mają przewagę w środkach walki radioelektronicznej, od których bezzałogowce niejako ślepną. Im więcej ich więc będzie, tym trudniej będzie przeciwnikowi je neutralizować. Milion jest do przebicia, zwłaszcza jeśli dużą część będą stanowić tanie drony FPV. Ten skrót oznacza „first person view” i dotyczy maszyn wyposażonych w kamerę, która przekazuje obraz w czasie rzeczywistym na zsynchronizowany z bezzałogowcem komputer czy smartfon. W warunkach pokoju filmuje się w ten sposób śluby i cuda przyrody. Na wojnie można wysłać dron nad pozycje przeciwnika albo wyposażyć go w niewielki ładunek wybuchowy, mogący zabić nawet kilku żołnierzy wroga.

Berlinska czuje się nieco zażenowana określeniem „matka dronów”, nawiązującym do matki smoków, Daenerys Targaryen, postaci z uniwersum „Gry o tron” George’a R.R. Martina. A przynajmniej tak wskazuje to, co pisała na wewnętrznym czacie ekipy Victory Drones, gdzie trwała akurat dyskusja na temat materiału przygotowanego przez CNN, który rozsławił określenie „mother of drones” na cały świat. Jednak kobieta podchodzi do sprawy na zasadzie: „Skoro działa, to niech już tak zostanie”. – Dla mnie wojna zaczęła się nie w 2022 r., ale wtedy, kiedy Rosja po raz pierwszy dokonała inwazji na mój kraj. Upowszechnienie technologii budowy i wykorzystywania bezzałogowców z pomocą komputerów, laptopów, starlinków tworzy cały ekosystem technologiczny, który ostatecznie pomaga nam się bronić. Przeszkoliliśmy 65 tys. ludzi. To nasz wkład w obronę zachodniej cywilizacji – tłumaczyła Berlinska amerykańskim dziennikarzom.

Silną stroną dronów FPV jest koszt ich przygotowania. Wystarczy 15 tys. hrywien (1,5 tys. zł), trzykrotnie mniej niż kosztuje jeden pocisk artyleryjski kaliber 155 mm, by stworzyć działający kwadrokopter z materiałów ściągniętych z Chin przez AliExpress – ram, okablowania, kamerek, baterii, silnika, elektroniki. Można to zrobić w domowych pieleszach, a Berlinska prowadzi kampanię zachęcającą Ukraińców, by weekendami albo po pracy, zamiast oglądać filmy, zajęli się składaniem dronów na potrzeby frontu.

Ukraińskie prawo zakazuje cywilom wyposażania tego typu sprzętu w materiały wybuchowe – okres swobodnego rozdawania broni wszystkim chętnym skończył się po pierwszych tygodniach rosyjskiej inwazji. Ale gdy gotowy dron trafi do konkretnego oddziału, wojskowi sami mogą podczepić pod niego granat lub innego rodzaju ładunek, jeśli zechcą wykorzystać dany egzemplarz do ataku na piechotę wroga. Drastyczne filmiki nagrane przez drony, przedstawiające paniczną, często kończącą się śmiercią ucieczkę rosyjskich żołnierzy przed charakterystycznym brzęczeniem, krążą potem po ukraińskim internecie ku uciesze twórców dronów i szerszej publiki. Wojskowi i cywile wysyłają je potem sobie nawzajem, by podbudować morale.

Rozproszenie

Jedną z ekip, której pomysł Berlinskiej przypadł do gustu, tworzą Andrij i Wołodymyr, dwójka przyjaciół jeszcze z czasów podstawówki, a może bardziej z podwórka na jednym z największych kijowskich blokowisk. Pierwszy, matematyk, na co dzień zajmuje się analizą wielkich liczb w amerykańskiej firmie informatycznej, a ostatnio skupia się na zleceniu dla londyńskiej giełdy. Drugi jest z wykształcenia inżynierem i pracuje w firmie dystrybuującej pompy. Ponieważ z tej dwójki to on jest większym praktykiem, odpowiada za najtrudniejszy element składania dronów: lutowanie kabli, które wymaga wyrobienia pewnych nawyków i pamięci mięśniowej.

Trzydziestoparolatkowie spotykają się w weekendy na poddaszu wysokościowca na obrzeżach stolicy. Puszczają w telewizji kanał muzyczny i składają bezzałogowce, popijając energetyki. Pieniądze zbierają wśród znajomych. Dron zbudowany na 7-calowej ramie kosztuje 15 tys. hrywien, 10-calowy jest o kilka tysięcy droższy, ale może udźwignąć nawet dwukilogramowy ładunek. – Jeśli dobrze się wceluje, można nim zniszczyć czołg – mówi Wołodymyr.

Każdy kolejny dron wychodzi im szybciej. Pierwszy składali przez kilka dni. Ostatnio wystarcza kilka godzin. Praktyka czyni mistrza. Teoretycznie program jest dostępny dla każdego. Aby jednak wejść do środowiska Victory Drones, należy przejść kilkudziesięciogodzinny kurs online, na którym specjaliści w przystępny sposób tłumaczą poszczególne aspekty teoretyczne i praktyczne, pokazując w serii mniej więcej półgodzinnych filmów, jak we własnym warsztacie zbudować sprawny kwadrokopter. Potem trzeba zdać egzamin teoretyczny, by otrzymać certyfikat – i można przystąpić do pracy.

– To unikatowy ukraiński kontent, który może być naszym towarem eksportowym. Wystarczy przetłumaczyć te materiały na angielski czy polski i macie gotowy, bardzo szczegółowy, a przy tym przystępny podręcznik gotowy do rozpromowania w środowiskach proobronnych państw NATO odczuwających rosyjskie zagrożenie – przekonuje Andrij. – Ani ja, ani Wowa nigdy nie składaliśmy dronów. Gdybyśmy chcieli zacząć to robić ot tak, musielibyśmy przeanalizować od zera masę specjalistycznych, hermetycznie napisanych książek albo szukać w sieci hobbystów z całego świata. A tak wszystko mamy na wyciągnięcie ręki – dodaje.

Certyfikat to przy okazji bilet wstępu do całej społeczności z jej własnymi czatami i serwisami online, gdzie można w czasie rzeczywistym uzyskać odpowiedź na nurtujące pytanie czy rozwiać wątpliwość związaną z jakimś konkretnym aspektem procesu składania. Są też serwisy otwarte, głównie na popularnym wśród Ukraińców Telegramie, w których można znaleźć pośredników sprzedających potrzebne komponenty, ściągane przez nich bardziej hurtowo z ChRL.

Gotowe bezzałogowce są wysyłane zwykłą przesyłką kurierską ekipie Victory Drones, która je testuje. Sprawdza się siedem parametrów. Jeśli dron jest w pełni sprawny, trafia na front. Gdy wojskowi znajdą drobne uchybienia, poprawiają go sami, a wiadomość zwrotna z poradą, jak na przyszłość uniknąć podobnych wpadek, trafia do twórców. Drony Andrija i Wołodymyra dotychczas otrzymywały 7/7 pkt, poza jednym, który dostał ich 6.

– Dostaliśmy informację, że powinniśmy dopracować lutowanie, dodawać więcej topnika – tłumaczy nasz rozmówca. – Poza tym wszystko jest z nim w porządku. Wideo działa, obraz wysokiej jakości, sterowanie pracuje, rama mocna i wysokiej klasy. Dron lata bez problemów, reaguje na komendy, silnik się nie przegrzewa, zbędnych wibracji i szumów nie stwierdzono – czyta Andrij z ekranu telefonu. – A projekt Social Drones jest jeszcze bardziej przejrzysty. Wolę ich podejście, bo oni często dodają do tego film pokazujący wady i zalety konkretnego egzemplarza – uzupełnia Wołodymyr.

Mężczyznom zdarzało się już też pracować na specjalne zamówienie poza systemem Victory Drones czy Social Drones. Polska operatorka tych maszyn, znana jako „Gypsy”, zamówiła sprzęt dostosowany do pracy w warunkach nocnych. – Dron dla „Gypsy” mieliśmy wyposażyć w specjalną kamerę. Nie musiała być termowizyjna, ale znacznie czulsza niż zwykła – dodaje. – Gdyby to był duży producent, wszystkie te podzespoły zostałyby ujednolicone. Ale idea jest taka, by produkcja była maksymalnie zdecentralizowana, rozmieszczona po mieszkaniach i garażach, więc warto korzystać z bardziej uniwersalnych części. Ostatecznie każdy robi po swojemu, ale cel mamy jeden – dodaje.

Ród wystawia rycerza

Andrij przekonuje, że wyeliminowanie pośredników, nawet takich jak Victory Drones, to właściwa droga, ponieważ znacznie przyspiesza proces dostaw. A po chwili dodaje, że w ten sposób można liczyć na więcej satysfakcji z własnej pracy. Łatwiej się dogadać z zaprzyjaźnionymi wojskowymi, by po udanej akcji otrzymać nagranie, na którym złożony własnymi rękami dron niszczy rosyjski pojazd bądź zabija wroga. – Wszystkie podzespoły ściągamy z Chin przez AliExpress z dostawą. Są tam sprzedawcy, którzy oferują gotowe zestawy do złożenia, ale jeśli mamy jakieś specjalne zamówienie, np. dotyczące silnika, poszczególne części kupujemy oddzielnie. Staramy się działać tak jak przy każdej innej transakcji internetowej. Porównujemy ceny, czytamy opinie innych klientów, szukamy porad na czatach – opowiada Andrij. Decentralizacja budowy dronów ma przy tym głębszy sens, związany z bezpieczeństwem. Rosjanie polują na większe warsztaty, w których Ukraińcy starają się produkować broń czy inny sprzęt wojskowy.

Zdrady w większych zakładach zbrojeniowych czy quasi-zbrojeniowych się zdarzają – a wówczas cel może zostać zasypany rosyjskimi rakietami czy bezzałogowcami. Wolontariuszka Oksana, czterdziestoparolatka z zachodniej Ukrainy, która organizuje zbiórki na drony i koordynuje ich dostawy do konkretnych oddziałów na froncie, tłumaczy mi, że ze względu na strach przed przeciekami trzyma się coraz dalej idących zasad konspiracji. – Najlepiej, jeśli z każdej ekipy, z którą współpracujesz, znasz jedną osobę odpowiedzialną za kontakt z tobą. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz – tłumaczy. A Wołodymyr podczas przerwy na papierosa, którą spędzamy w zaimprowizowanym przez wspólnotę ogródku na dachu wysokościowca, dodaje, że Rosjanie nie będą w stanie zniszczyć wszystkich budynków, w których siatka złożona z tysięcy wolontariuszy Victory Drones buduje bezzałogowce.

– Rozejrzyj się dookoła, taki warsztat może być w każdym z tych bloków, ale nawet sąsiedzi mogą nic o tym nie wiedzieć – dodaje. – To się mogło zdarzyć tylko tutaj, z całym ukraińskim doświadczeniem oddolnych ruchów wolontariackich, budowanych od 2014 r. To jak średniowieczna Europa. Ród wystawia rycerza, sam wyposaża go w konia i zbroję. I nawet z podobnymi hordami mamy do czynienia – uśmiecha się Andrij. ©Ⓟ