Nie jest tajemnicą, że obecny prezes Narodowego Banku Polskiego prócz życia politycznego (działacz podziemnej Solidarności, minister rządów III RP, bankier centralny) ma drugie, równoległe życie, w którym jest cenionym badaczem myśli wielkiego austriackiego ekonomisty Josepha Schumpetera. W swojej nowej książce Glapiński połączył oba życia. Użył doświadczeń praktyka polityki ekonomicznej, by odpowiedzieć na fundamentalne pytanie: na ile stary, dobry Schumpeter (oraz intelektualni kontynuatorzy jego myśli) potrafią rzucić nowe światło na to, co się dzieje w światowej gospodarce początków XXI w.?

W ostatnich latach (zwłaszcza po kryzysie 2008 r.) w światowej ekonomii zaczęło dominować przekonanie, że cały współczesny spór o gospodarkę można sprowadzić do starcia dwóch gigantów. W jednym narożniku ekonomicznego ringu mamy więc guru myślenia leseferystycznego Friedricha von Hayeka. W drugim zaś już czeka gotów do walki domagający się aktywnej roli państwa w kiełznaniu kapitalistycznych cyklów koniunkturalnych John Maynard Keynes. Gdzie tu miejsce dla kogoś trzeciego?
Takie miejsce owszem jest - powiada Glapiński. Uważa on, że Schumpeter stoi… na barkach Hayeka i Keynesa. Można bowiem uznać, że ci giganci reprezentują jedynie dwa wielkie dążenia wynikające z dwóch najważniejszych stron natury ludzkiej. Hayek i leseferyzm to ludzka chciwość i owa niesamowita siła stałe pchająca człowieka do twórczej aktywności. Keynes reprezentuje zaś pragnienie bezpieczeństwa i stabilności politycznie wyrażane w formie protekcjonizmu. A Schumpeter? On wychodzi ponad nich, bo dopiero biorąc pod uwagę obie strony ludzkiej natury, będziemy w stanie zrozumieć, czym jest kapitalizm.
U Glapińskiego od Schumpetera opowieść dopiero się jednak zaczyna. Ambicja tej książki jest dużo poważniejsza. To przypomnienie szerszego zjawiska, jakim jest tzw. ekonomia ewolucyjna. Schumpeter jest tylko jednym z jej fundamentów. Albo wygadanym rzecznikiem. Ale byli przecież także Malthus, Veblen, Sombart i Max Weber i wielu powojennych noblistów i nienoblistów: Coase, North, Simon i Boulding. Ekonomia ewolucyjna z jej upartym przypominaniem, że gospodarka to żywy organizm podlegający ciągłym niekończącym się przemianom, nigdy z zachodniej ekonomii oczywiście nie zniknęła. Glapiński pokazuje jednak, że były takie chwile, gdy inne szkoły (ekonomia behawioralna, wolnorynkowy dogmatyzm, prymitywnie rozumiany marksizm) spychały ją na boczny tor.
Teraz ekonomia ewolucyjna wraca. A przynajmniej powinna wrócić. To jest ten fragment książki, w którym obecny szef NBP bazuje na swoim bogatym doświadczeniu praktyka, stawiając kilka ważnych pytań. Na przykład o konsekwencje neoliberalnej finansjalizacji (u Glapińskiego nazwanej finansyzacją) oraz wypchnięcia procesów wytwórczych do Azji. Czego skutkiem jest - jego zdaniem - zanik szacunku dla pracy fizycznej i co za tym idzie, rozchwianie fundamentów porządku społecznego na Zachodzie. Autor sporo miejsca poświęca także kryzysowi zachodniego państwa dobrobytu, którego efektem jest narastające niezadowolenie młodszych pokoleń. Rezygnacja z prokreacji, alienacja społeczna i popadanie w nastroje schyłku to oczywiście sprawy kluczowe, zwłaszcza patrząc z perspektywy ewolucyjnej na przyszłość zachodniego kapitalizmu oraz jego starcie z modelami rozwoju społeczeństw azjatyckich - Japonii oraz przede wszystkim Chin.
To wszystko ważne pytania. Zwłaszcza dla czytelników średniego i młodszego pokolenia, czyli tych żywotnie zainteresowanych pytaniem „co dalej?”. Bo przecież historia nigdy się nie kończy. Ta książka o tym przypomina, dając świeżą i ciekawą perspektywę do badania starych i nowych wyzwań. I bardzo dobrze.