Sprawie przyglądają się w najnowszej pracy Serkan Arslanlap, Chima Simpson-Bell (obaj z Między narodowego Funduszu Walutowego) oraz Barry Eichengreen (Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley). Ten ostatni jest oczywiście topowym amerykańskim ekonomistą, choć (jeszcze) z jakiegoś powodu nie dostał Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii.
Złoto wraca do łask
Eichengreen i spółka uważają, że ruch na złoto to najważniejsza z niezauważanych przemian w światowej gospodarce ostatnich lat. Trend zaczął się rozkręcać po kryzysie 2008 r., a przyspieszył u progu drugiej dekady XXI w. – w czasie niepokojów związanych z pandemią, inflacją oraz wybuchem wojny w Ukrainie. Wcześniej trend był raczej taki, że kraje rozwinięte od złota odchodziły, szukając innych pomysłów na dywersyfikację rezerw. Mieliśmy też przypadki państw, które do uszczuplenia swoich zasobów kruszcu zostały zmuszone w wyniku wielkich presji na ich własne waluty (Brazylia w latach 60., Chiny w latach 80. czy Rosja po upadku ZSRR). Były to zawsze przykłady bardzo dramatycznych wyprzedaży złota. Z poziomu 70–80 proc. wszystkich rezerw w zasadzie do zera. Dla porównania zachodnie kraje rozwinięte doszły najniżej do ok. 20 proc. złota w rezerwach walutowo-dewizowych.
Dziś jesteśmy już w zupełnie innym miejscu. W 2024 r. złoto wyprzedziło euro w roli drugiej waluty rezerwowej świata. Pierwszą pozostaje oczywiście dolar.
Udział złota w globalnych rezerwach
Tylko w latach 2021–2024 udział złota w globalnych rezerwach wzrósł z 17 proc. do 24 proc. Po części odpowiada za to dynamiczny wzrost ceny kruszcu, ale jednocześnie zwiększyła się także ilość złota w posiadaniu światowych banków centralnych. Na liście krajów, które najchętniej kupowały złoto w latach 2021–2024, mamy Chiny (+11 mln uncji trojańskich), Polskę (+7 mln) i Indie (+4 mln). Uncja trojańska (oz) to standardowa miara odpowiadająca ok. 30 g.
Wśród krajów zachodnich najmocniej inwestujących w ostatnich latach w złoto są jeszcze Czechy. W pierwszej dziesiątce jest też oczywiście Rosja, która na złocie oparła część swojego dewizowego pancerza, który chronił (i ochronił) rubla przed niekontrolowanym spadkiem wartości po inwazji na Ukrainę.
Repatriacja kruszcu
Są różne podejścia do kwestii fizycznej lokalizacji kruszcu. Niektóre państwa trzymają się zasady, że całe posiadane przez ich banki centralne złoto jest trzymane na własnym terenie. Tak postępują Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Chiny czy Rosja. Mniej więcej dekadę temu dołączyła do nich Francja, przesuwając całe swoje złoto z Londynu. Oficjalnie w nadziei na stworzenie z Paryża nowej europejskiej stolicy handlu kruszcem, a tak naprawdę w wyniku presji politycznej ze strony rosnącego w siłę Frontu Narodowego Marine Le Pen, któremu politycy liberalni ulegli, nie chcąc dać się zapędzić w kozi róg. Ostatnio podobne pomysły słychać ze strony włoskiego rządu Georgii Meloni. Niemcy, Holendrzy czy Austriacy też zmniejszyli ostatnio swoje złote zasoby zagraniczne – choć nie w całości. Oficjalny argument brzmiał: w czasach napięć i niepewności złoto dobrze jest mieć pod ręką.
Oczywiście rosnąca rola złota to także presja na inne waluty rezerwowe, które w ostatnich latach traciły swój udział w rynku. Wśród nich najważniejszy jest przypadek renminbi (potocznie zwanego juanem). Jeszcze dekadę temu wydawało się, że rychło dołączy on do grona wielkiej czwórki (dolar, euro, szterling, jen), jednak od 2020 r. udział chińskiej waluty w koszyku rezerw nietradycyjnych spadł o 8 pkt proc., do 18 proc. I dziś nawet w tej lidze ustępuje np. dolarowi kanadyjskiemu. A możliwe, że niedługo prześcigną go dolar australijski, singapurski czy koreański won. ©Ⓟ