W sklepach nie zmieniło się nic. Opakowań na napoje, do których ceny przy zakupie zostanie doliczone 50 gr (w przypadku butelek PET i puszek) lub 1 zł kaucji (w przypadku butelek ze szkła wielorazowego) nie ma i jeszcze długo nie będzie. Producenci i operatorzy deklarują, że pierwsze pojawią się najwcześniej za kilka tygodni. Odpowiedzialna za tę rewolucję wiceminister klimatu Anita Sowińska przyznaje, że do pełnego rozkręcenia systemu potrzeba miesięcy, może nawet roku.

Czy to powód do wstydu? Nie. Tak było we wszystkich krajach, w których systemy kaucyjne już z powodzeniem funkcjonują. Skąd więc rozczarowanie? Powodów jest kilka. Po pierwsze, fatalna komunikacja. Kampania edukacyjna dopiero się rozkręca – ze świecą szukać jej przejawów w przestrzeni publicznej. Dlaczego nie mogła wystartować kilka miesięcy przed (teoretycznym) uruchomieniem systemu, jak chciałoby tego 40 proc. Polaków (wyniki badania IBRiS z połowy września, zamówionego przez agencję Clear Communication Group)? Nieoficjalnie wiemy, że resort obawiał się, że 1 października na sklepy ruszą tłumy z workami zbieranych od tygodni butelek, których przyjąć się nie da, bo nie są sygnowane znakiem kaucji. Wolał więc się wstrzymać z nagłaśnianiem sprawy. Skutek? Tylko 47 proc. ankietowanych na dwa tygodnie przed startem systemu deklarowało, że wie, jak będzie działał. Kolejne 25 proc. o nim słyszało, ale nie znało jego zasad.

Klienci czują się zagubieni

Czy do tych, którzy w składowaniu starych butelek i puszek upatrywali sprytnego sposobu na prosty zarobek, dotarło to, że nie dostaną zwrotu kaucji, których nigdy nie pobrano? A może jednak coś dostaną? Spora część dużych sieci handlowych już od kilku miesięcy testowała automaty do zbierania butelek, oferując za ich zwrot np. 10 gr. Akcja godna pochwały, jednak nie bez skutków ubocznych. Zlanie się w świadomości Kowalskiego prywatnych zbiórek butelek ze zbiórkami w ramach systemu kaucyjnego było niemal pewne. Efekt? Portale społecznościowe zapełnione wpisami „oszukanych” klientów, którym zwrócono 10 gr zamiast zapowiadanych 50 gr.

Nie mogło się obyć bez kluczowego w takich przypadkach pytania „Kto na tym zarabia?”. Operatorów, czyli podmiotów odpowiedzialnych za zarządzanie systemem, jest aż siedmiu (to ewenement na skalę europejską), to do nich trafi niezwrócona kaucja (jej wartość szacuje się nawet na 1 mld zł). Złoty biznes? We wtorek na antenie TVN24 minister Hennig-Kloska dementowała. „Operatorzy prowadzą swoją działalność non profit. Nie zarabiają na tym systemie” – powiedziała.

Konkurencja jednak jest na tyle ostra, że ramowe porozumienie między operatorami (niezbędne do uruchomienia systemu i określające m.in. zasady przepływu kaucji i zebranych opakowań) zawarto rzutem na taśmę… 30 września. Na logikę powinno się to wydarzyć kilka miesięcy wcześniej.

Podążać za klientami

Producenci i handlowcy wielokrotnie przekonywali, że gorąco popierają ideę kaucji (choć nie bez zastrzeżeń co do mechanizmów jej wdrożenia). Ci pierwsi nie mają wyboru – bez skutecznego systemu nie zbiorą z rynku wymaganych przez unijne prawo poziomów (77 proc. od 2025 r. i 90 proc. od 2029 r.) tworzywa, metalu albo szkła i zapłacą kary. Większość przedsiębiorców – zapewne kierując się badaniami konsumentów – doszła do wniosku, że zwrot ku ekologicznym rozwiązaniom to krok w dobrą stronę.

Większość, nie wszyscy. W dniu premiery systemu kaucyjnego zadebiutowała również nowa gazetka promocyjna Kauflandu, w której jako hit przedstawiono wodę źródlaną Ustronianka w butelce o pojemności… 3,001 l. (system obejmuje butelki PET o pojemności do 3 l). Pod naporem krytyki sieć handlowa poinformowała, że „promocja nie zostanie zrealizowana, a wspomniany produkt został natychmiast wycofany ze sprzedaży”.

Na cwaniaków są jednak sposoby. Resort klimatu wypuścił we wtorek komunikat prasowy, w którym wyliczono kary (do 500 tys. zł!), które grożą sklepom nieodbierającym opakowań lub niezwracającym kaucji. Przepisy stanowią, że ich wymierzaniem zajmie się wojewódzki inspektor ochrony środowiska. Tytuł informacji: „System kaucyjny pod obywatelskim nadzorem”. Wygląda jak zachęta do składania donosów. W skrócie: do rozkręcenia systemu potrzeba miesięcy, może roku, z kampanią informacyjną też można było poczekać, ale postraszyć karami warto już dziś. Jak obywatel doniesie, to mu ulży.©Ⓟ