Książeczki mieszkaniowe były w PRL jedną z metod nabycia mieszkania. W dużym uproszczeniu chodziło o to, że po zgromadzeniu na książeczce odpowiedniej kwoty jej posiadacz miał otrzymać mieszkanie. Choć książeczki były prowadzone przez bank PKO, to prawo do własnej nieruchomości gwarantowało komunistyczne państwo. W rezultacie w ten sposób na wymarzony własny kąt oszczędzały miliony Polaków.
Po zmianie ustroju szybko okazało się, że system nie działa, a państwo nie jest w stanie zapewnić właścicielom książeczek wystarczającej liczby mieszkań. 28 lipca 1990 r. przyjęto ustawę o zmianie ustawy – kodeks cywilny (Dz.U. z 1990 r. poz. 321), następnie siedmiu sędziów Sądu Najwyższego w uchwale z 29 lipca 1993 r. (sygn. akt III CZP 58/93) stwierdziło, że do wkładów zgromadzonych na książeczkach mieszkaniowych znajduje zastosowanie art. 13 ww. ustawy. W praktyce oznaczało to zwolnienie banku PKO oraz stojącego za nim państwa polskiego z konieczności waloryzowania kwot zgromadzonych na książeczkach.
Wniosek PiS do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie książeczek mieszkaniowych
„Chęć wypłaty środków zdeponowanych na rachunku oszczędnościowym, oznacza dla każdego posiadacza otrzymanie jedynie niewielkiej kwoty w postaci premii gwarancyjnej, która jest możliwa do uzyskania w przypadku spełnienia określonych warunków. Sytuacja taka nie jest akceptowalna przez wielu posiadaczy książeczek mieszkaniowych (…) i nie powinna być także akceptowana przez państwo polskie” – piszą posłowie Prawa i Sprawiedliwości we wniosku do Trybunału Konstytucyjnego z 10 października br. (sprawa K 9/25).
Parlamentarzyści z PiS domagają się stwierdzenia niezgodności z ustawą zasadniczą art. 13 ww. ustawy z 1990 r. Przekonują, że obywatele zostali de facto oszukani, bo przez lata odkładając pieniądze na książeczkach, byli przekonani, że dostaną w zamian mieszkanie. Jednocześnie – jak wskazują posłowie PiS – posiadacze książeczek nie mogli przewidzieć, że „nie dość, że takiej własności nie uzyskają, to jeszcze z oszczędności gromadzonych przez wiele lat uzyskają jedynie ich niewielką część (…) i nie będą mogli domagać się sądowej waloryzacji zgromadzonych kwot”. Zdaniem parlamentarzystów państwo zawiodło swoich obywateli, a wypłacane im kwoty (na poziomie kilkunastu tys. zł) w żaden sposób nie rekompensują poniesionych przez nich w przeszłości nakładów finansowych.
To nie pierwszy raz, kiedy posłowie PiS składają do TK wniosek w tej sprawie. Poprzedni trafił do trybunału 29 czerwca 2015 r. (sprawa K 17/15), czyli jeszcze za rządów koalicji PO – PSL. Zgodnie z przepisami po wyborach parlamentarnych (wygranych przez PiS) postępowanie w Trybunale zostało zawieszone, a posłowie PiS mieli pół roku na wyrażenie ponownego poparcia dla swojego wniosku. Nie zrobili tego, dlatego 31 maja 2016 r. postępowanie umorzono.
– Wygląda na to, że PiS gorączkowo poszukuje poparcia i chce zyskać głosy ponad 1,5 mln posiadaczy książeczek mieszkaniowych. Już raz nas oszukano. W 2015 r. posłowie PiS złożyli wniosek po to, by zyskać poparcie w zbliżających się wówczas wyborach. Rozumowano wówczas tak – jeśli PO wygra, to będzie miało kłopot, bo będzie trzeba wypłacić ponad 150 mld zł posiadaczom książeczek. Wygrał jednak PiS, więc nie prolongowano wniosku w TK i postępowanie umorzono. Rozmawiałem wtedy z marszałkiem Terleckim, który wprost powiedział mi, że posłowie PiS mają zakaz prolongaty tego wniosku – mówi Andrzej Kubasiak, prezes Krajowego Stowarzyszenia Posiadaczy Książeczek Mieszkaniowych PKO BP z lat 1970–1989.
Naszego rozmówcę nie przekonują dobre intencje posłów.
– Widzę to raczej jako polityczną rozgrywkę. Z tego powodu nie wiążę z tym wielkich nadziei. Gdyby PiS chciało rozwiązać tę sprawę, to miało 8 lat na zmianę przepisów, tak by nie były niesprawiedliwe. Prognozuję, że poseł Smoliński i jego klub poselski będzie teraz – podobnie jak 10 lat temu – mamił wyborców obietnicami – dodaje Andrzej Kubasiak.
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie ma znaczenia. Posiadacze książeczek mieszkaniowych chcą skarżyć Polskę do Strasburga
To, jak orzeknie TK, nie jest oczywiście przesądzone. W przeszłości, zwłaszcza pod kierownictwem prof. Rzeplińskiego, Trybunał w równym stopniu co na interes obywateli, zważał na dobro finansów publicznych. Tego rodzaju argumenty były brane pod uwagę np. przy wydawaniu wyroku dotyczącego reformy OFE (sprawa K 1/14). Obecny skład TK zdaje się jednak nie podzielać tego punktu widzenia.
– Jest nam obojętne, jak orzeknie TK. Chodzi o uzyskanie decyzji i jasnego stanowiska państwa polskiego. Wskazanie, czy Polska jest państwem prawa czy bezprawia. Jeśli wyrok będzie dla nas pozytywny, wówczas rząd będzie musiał się do niego odnieść. Jeśli zignoruje ten wyrok, wówczas będziemy mogli się odwołać do Trybunału w Strasburgu. Jeśli wyrok będzie dla nas negatywny, wówczas również będziemy mogli domagać się swoich praw w Strasburgu. Bez wyroku TK droga prawna do Strasburga jest dla nas jednak zamknięta. Tu tkwi cały problem – wyjaśnia Andrzej Kubasiak.
Zapytaliśmy prof. Macieja Gutowskiego, adwokata i eksperta ds. prawa cywilnego z UAM w Poznaniu, czy wyrok TK da podstawy do skarżenia Polski do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
– TK został zrujnowany przez PiS, które teraz znalazło naśladowcę w płaszczyźnie niepublikowania wyroków w nowym rządzie. Nie tylko z uwagi na dublerów, lecz również na obsadzenie składu znacząco poniżej konstytucyjnych i ustawowych wymagań kompetencyjnych oraz polityczne powołania, autorytet prawniczy TK jest równy zeru. Natomiast wadliwa praktyka niepublikowania wyroków TK niesie inne skutki w przypadku wyroków derogacyjnych, gdzie publikacja jest przesłanką utraty mocy obowiązującej przepisu, inne zaś w przypadku wyroków interpretacyjnych i zakresowych, gdzie nie dochodzi do formalnej utraty mocy obowiązującej aktu normatywnego – mówi prof. Gutowski.
Według niego trudno prognozować, czy ewentualny wyrok TK w sprawie książeczek mieszkaniowych będzie podstawą do skutecznego skarżenia Polski w Strasburgu.
– Nie potrafię przewidzieć, czy ETPC uzna wyrok polskiego TK za wydany zgodnie z prawem; w sprawie Xero Floor podkreślił, że TK orzekający w składzie „dublerskim” nie stanowi sądu ustanowionego ustawą w rozumieniu art. 6 ust. 1 EKPC i narusza prawo do rzetelnego procesu – przypomina prof. Gutowski.