Jak podaje resort, zawiadomienie jest efektem kontroli, która wykazała, że w latach 2020–2024 osoby te naraziły stowarzyszenie na szkodę w wysokości ponad 13,3 mln zł.
Zawiadomienie dotyczy m.in. czynów popełnionych przez poprzedniego prezesa SFP oraz dyrektor biura za jego kadencji, a także inne osoby pełniące funkcje w organach stowarzyszenia. Prokuraturę, ministerstwo zawiadomiło o podejrzeniu:
- prowadzenia finansów stowarzyszenia z przekroczeniem uprawnień
- niedopełnienia wymogów prawnych w kwestii zaciągania zobowiązań
- wydatkowania środków niezgodnie z ich przeznaczeniem
- nieprzestrzegania zasady efektywności przy gospodarowaniu majątkiem stowarzyszenia
Efektem tych działań było narażenie Stowarzyszenia Filmowców Polskich na szkodę w wysokości ponad 13,3 mln zł.
Jak to z Jackiem Bromskim było?
Jacek Bromski zrezygnował z funkcji prezesa SFP w lutym 2024 r. Funkcję tę sprawował od 1996 r. Po jego odejściu ze stanowiska zarząd SFP informował, że w ciągu ostatnich miesięcy dotarły do nich informacje o mobbingu, a także o innych nieprawidłowościach w biurze SFP. Komisja Rewizyjna po zapoznaniu się z dokumentami zaleciła zarządowi przeprowadzenie dogłębnego audytu biura SFP.
W czerwcu 2024 reżyserki, wiceprezeski SFP Kinga Dębska oraz Karolina Bielawska opowiedziały Onetowi, co działo się w SFP za rządów Bromskiego. "Pod okiem Jacka Bromskiego działał prywatny folwark" - stwierdziła Dębska. "Czujemy się odpowiedzialne za stowarzyszenie i chcemy bronić jego dobrego imienia. A to, co dzieje się w tej chwili, jest dla nas szokujące. Autor tego horroru to Jacek Bromski, reżyser, producent, scenarzysta" – tłumaczyła.
Również w czerwcu odbyły się wybory nowego prezesa, a Bromski powiedział Dziennikowi.pl, że chciałby kandydować na to stanowisko. I tak też zrobił. Jednak prezesem SFP został członek zarządu, Grzegorz Łoszewski.
W rozmowie z Dziennik.pl Bromski twierdził, że audyt przeprowadzony w stowarzyszeniu oczyszcza go z zarzutów, a również wykazuje, że nie ma strat. „Kolega Łoszewski twierdzi, że z działalności gospodarczej jest strata 14 mln zł. To dowodzi tylko jego niewiedzy i braku kompetencji, bowiem strata wynika jedynie ze sposobu księgowania, nie jesteśmy nikomu winni żadnych pieniędzy, po prostu nakłady na działalność socjalną – lunche dla seniorów i koła młodych, imprezy okolicznościowe w kinie Kultura, dopłaty do Domów Pracy Twórczej są pokrywane z Funduszu Socjalnego. Te pieniądze mogłyby być księgowane jako zyski kina i restauracji, wtedy te jednostki gospodarcze wykazałyby zysk, ale są księgowane jako wydatki Funduszu” – mówił.
Nieprawidłowości w SFP. MKiDN zleca kontrolę
Co innego jednak wynika z raportu po kontroli zleconego przez poprzednią minister kultury Hannę Wróblewską. Według niego, Bromski jako prezes - od stycznia 2020 r. do 24 lutego 2024 r. zarobił ponad 3 mln 700 tys. zł. Z kolei dyrektor biura SFP, Ewa Szacha-Głuchowicz, od stycznia 2020 r. do marca 2023 r. otrzymała prawie 5 mln 600 tys. zł. Na te sumy składały się liczne premie i miesięczne pensje sięgające 35 tys. zł. Wynagrodzenia te pochodziły z tzw. potrąceń od tantiem, które SFP pobiera w imieniu twórców za wykorzystanie ich utworów.
1 mln 245 tys. zł SFP wydało na alkohol w okresie objętym kontrolą. Dla porównania, na zapomogi socjalne wydano 163 tys. zł, a na stypendia artystyczne dla młodych filmowców – z 199 tys. zł. Z raportu dowiedzieliśmy się też, że SFP korzystało z 12 samochodów, były to m.in. cztery lexusy oraz Porsche Macan. Samochody te wykorzystywane były na koszt stowarzyszenia (a więc i uprawnionych twórców) również do celów prywatnych przez pracowników, którym samochody te zostały oddane do dyspozycji.
Zastrzeżenia kontrolujących budziło też angażowanie środków oraz pracowników stowarzyszenia do zakupu biletów lotniczych dla osób prywatnych towarzyszących członkom i pracownikom SFP podczas delegacji zagranicznej (Przegląd Polskich Filmów w Wietnamie), a niebędących członkami stowarzyszenia ani jego pracownikami. „Koszt biletów kupowanych dla tych osób prywatnych był wprawdzie zwracany do stowarzyszenia, jednak dopiero po kilku tygodniach, a nawet kilku miesiącach, co uznać należy za niedopuszczalne” – czytamy w wystąpieniu pokontrolnym.