Burmistrz miasteczka Savignone na północy Włoch w pierwszym dniu roku szkolnego zabronił otwarcia tamtejszych szkół, ponieważ z braku funduszy nie mają one umocnień antysejsmicznych. Na wiadomość o tej decyzji niektórzy rodzice zostawili mu dzieci pod opieką.

Zdecydowana decyzja Antonio Bigottiego, który rządzi miejscowością w Ligurii, to rezultat powszechnej dyskusji na temat bezpieczeństwa budynków, do jakiej doszło po sierpniowym trzęsieniu ziemi w środkowej części kraju. Zginęło tam 295 osób.

W środę, gdy w Savignone miały rozpocząć się lekcje, burmistrz nie dopuścił do otwarcia placówek oświatowych tłumacząc, że nie są one zabezpieczone na wypadek trzęsienia ziemi. "Zabrakło na to pieniędzy" - oświadczył.

"To walka w imieniu wszystkich gmin we Włoszech" - stwierdził Bigotti, który rano w parku spotkał się z rodzicami uczniów, by wyjaśnić im przyczyny tego kroku. Jak relacjonuje w mediach, wielu z nich poparło jego inicjatywę. Ci, którzy spieszyli się do pracy i nie mieli, co zrobić z dziećmi, zostawili je pod jego opieką. Burmistrz spędził z nimi kilka godzin.

Od czwartku lekcje w miejscowości będą odbywać się w budynkach, które zbudowano zgodnie z normami antysejsmicznymi. (PAP)