Indyjska policja pałkami odpędziła w niedzielę w Kalkucie demonstrantów, którzy próbowali zablokować pojazd premiera Narendry Modiego, aby zaprotestować przeciwko rządowej ustawie o obywatelstwie, która spowodowała protesty trwające w całym kraju od ponad miesiąca.

Dziesiątki tysięcy osób demonstrowały całą noc z soboty na niedzielę w Kalkucie przeciwko obecności w mieście - stolicy stanu Bengal Zachodni - której miejscowe władze są przeciwne kontrowersyjnej ustawie.

Policja potwierdziła interwencję wobec osób, które usiłowały zatrzymać samochód z premierem przy stadionie, gdzie szef rządu miał bronić nowej ustawy.

Pod stadionem zebrało się prawie dwa tysiące osób skandujących: "Modi, faszysto, odejdź". Policja aresztowała ponad 100 demonstrantów.

Protestujący palili portrety premiera i machali czarnymi flagami, co w Indiach jest uważane za obraźliwy gest.

"Ten rząd nas nie uciszy. Nie boimy się. Jesteśmy zdeterminowani, by walczyć o nasze prawa" - powiedział protestujący Samit Nandi. "Będziemy demonstrować, dopóki Modi nie opuści naszego miasta".

Przegłosowana 11 grudnia ub. roku nowa ustawa ułatwia uzyskanie obywatelstwa Indii uchodźcom z Afganistanu, Bangladeszu i Pakistanu pod warunkiem, że nie są oni muzułmanami. Przyznaje ona obywatelstwo indyjskie buddystom, chrześcijanom, hinduistom, wyznawcom dżinizmu, parsom i sikhom, którzy uciekli z tych krajów przed 2015 rokiem.

Opozycja i organizacje obrony praw człowieka uważają, że nowe prawo stanowi część nacjonalistycznego programu premiera Modiego, zmierzającego do zmarginalizowania 200 mln muzułmanów w Indiach. Twierdzą, że nowe prawo jest dyskryminujące i sprzeczne z konstytucją.

Muzułmanie stanowią ponad 14 proc. ludności Indii, jednak w niektórych stanach ich liczba jest o wiele większa, np. w Bengalu Zachodnim wynosi 27 proc., a w Asamie 34 proc.

Zamieszki rozpoczęły się w Asamie, a z czasem rozprzestrzeniły się też na inne części kraju. Łącznie śmierć poniosło w nich co najmniej 27 osób, głównie muzułmanie.