Zarobki prezesa NBP Adama Glapińskiego wynoszą 60 tys. miesięcznie - podkreślił w czwartek poseł Krzysztof Brejza (PO). Dodał, że taką informację otrzymał w trybie dostępu do informacji publicznej. Nie są potrzebne "specustawy" - oświadczył.

Narodowy Bank Polski opublikował w środę na swoich stronach internetowych przeciętne wynagrodzenia brutto kadry kierowniczej w 2018 r. Z informacji tej wynika, że najwyższe przeciętne wynagrodzenie miesięczne brutto otrzymywał dyrektor departamentu komunikacji i promocji - 49 tys. 563 zł; najmniej doradca prezesa - 6720 zł. Publikacja wynagrodzeń w banku centralnym jest wynikiem realizacji postanowienia noweli ustawy dot. jawności wynagrodzeń w banku centralnym.

Zmiany w prawie były konsekwencją doniesień medialnych dotyczących wynagrodzeń współpracowniczek prezesa NBP - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martyny Wojciechowskiej oraz dyrektor gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Pod koniec grudnia ub.r. "Gazeta Wyborcza" donosiła, że zarobki Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł "wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami", czemu bank zaprzeczył.

Brejza zauważył na konferencji prasowej w Sejmie, że nie są potrzebne "specustawy" wprowadzone przez PiS, jak ostatnia ustawa ujawniająca zarobki pracowników szczebla kierowniczego w NBP. "Dostałem dziś odpowiedź w trybie dostępu do informacji publicznej. Wynagrodzenie prezesa NBP Adama Glapińskiego, dzisiaj rano wpłynął faks, wynosi 60 tys. zł. Te informacje powinny być dostępne opinii publicznej od zaraz. A taki utajnianie, zatajanie, gmatwanie, kurtyna, służy jednemu: żeby Polska wyglądała jak państwo postsowieckie" - oświadczył.

Poseł podkreślił, że w państwie potrzeba większej "transparentności". "Transparentność, jawność życia publicznego jest podstawą funkcjonowania demokratycznego państwa. Jest podstawą elementarnych zasad funkcjonowania w polityce, w strukturach władzy" - mówił.

Jednocześnie podkreślił, że to co czyni PiS i prezes Glapiński w Narodowym Banku Polskim, "to już nie jest dwór, to nie jest tworzenie księstwa, to są jakieś państwa szejków arabskich". "Nie tylko wynagrodzenia, gdzie podstawą wynagrodzenia jest 50 tys., plus kilkanaście tysięcy w radzie BFG, ponad 60 tys., astronomiczne zarobki. Ale mamy informacje o wynajmowaniu przez NBP willi w Szwajcarii. Pytamy o to pana prezesa Glapińskiego, a odpowiedzi brak, cisza. Pytamy o podróże zagraniczne, uczestników. Odpowiedzi brak" - podkreślił Brejza. "Kto brał udział w tej wyprawie do Davos? Kto w tej willi mieszkał? Czy mieszkały tam te panie? Czy prawdą jest, że bytował tam Marek Ch. ze sprawy KNF? Tak tworzy się oligarchia i nomenklatura" - podkreślił poseł. "Czy prawdą jest, że prezes Glapiński latał helikopterem na koszt NBP?" - mówił.

"Zrobimy wszystko, żeby te informacje ujrzały światło dzienne" - zapowiedział poseł. "Te informacje powinny być dostępne dla opinii publicznej od zaraz, a takie utajnianie, gmatwanie, kurtyna nad tymi informacjami służą jednemu: żeby Polska wyglądała jak państwo postsowieckie. Tam rzeczywiście oligarchia rosyjska tak się bawi" - dodał Brejza.

Jarosław Urbaniak (PO) zwrócił uwagę na aspekt "budowania przez PiS i Jarosława Kaczyńskiego tzw. nowych elit". Według niego budowane są one z osób "nieprzygotowanych i niekompetentnych, które zarabiają w ciągu kilku miesięcy ogromne sumy, miliony złotych, a tak naprawdę nie umieją wykonywać obowiązków w stosunku do państwa".

"Jest też aspekt moralny. Bo jak na to spojrzeć w momencie, kiedy protestują nauczyciele i widzimy, że pani dyrektor do komunikacji społecznej w NBP może zarabiać w Polsce dziesięć razy więcej, niż może zarobić najlepszy nauczyciel" - zauważył Urbaniak. Dodał, że do tego dochodzi "aspekt prawny", bo z opublikowanych przez NBP informacji o zarobkach kierownictwa w departamentach banku, "nie dowiedzieliśmy się, ile osoby najbliżej związane z prezesem Adamem Glapińskim - nominatem Jarosława Kaczyńskiego - dorabiają".

Przypomniał, że "+słynne panie+ zasiadają w radach bardzo ważnych instytucji finansowych". "Co do tego jest spora wątpliwość, bo od dłuższego czasu i w interpelacjach poselskich, i dziennikarze, zadają pytania o kompetencje pani Sukiennik i pani Wojciechowskiej. A przecież zwróćmy uwagę, co mówi ustawa, kto może być członkiem Rady Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Mówi ona wyraźnie, że taka osoba musi spełniać warunek, który brzmi: +posiada wiedzę i doświadczenie w zakresie funkcjonowania rynku finansowego+" - zaznaczył poseł.

Jak podkreślił "jeżeli jest tak, że te panie nie posiadają odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, aby zasiadać w radach jednej z najważniejszych instytucji finansowych państwa polskiego, to już nie jest amoralne, to już świadczy o tym, że może być naruszone prawo" - ocenił Urbaniak.