W poniedziałek w katarskiej Dosze spotkali się przedstawiciele państw arabskich i islamskich, a skłoniły ich do tego ostatnie poczynania Izraela. Kroplą, która przelała czarę goryczy, był rakietowy atak na Katar.

Kraje muzułmańskie chcą stworzyć wspólną armię

Izraelski atak wymierzony był w przywódców Hamasu, którzy spotkali się w Katarze, ale jak informują arabskie media, nie zginął żaden z ważniejszych dowódców. Wśród ofiar mieli znaleźć się szeregowi członkowie Hamasu oraz katarski oficer sił bezpieczeństwa. Atak na niepodległy kraj wywołał światowe oburzenie, spotykając się nawet z niezadowoleniem Donalda Trumpa i krytyką ze strony ONZ. Świat muzułmański nie poprzestał jednak na wystosowaniu protestów, a postanowił podjąć wspólne działania. Przywódcy dotychczas niekiedy wrogich sobie państw islamskich spotkali się w poniedziałek w Katarze, a jak informuje Reuters, podczas szczytu przyjęta ma być specjalna rezolucja. Niektóre państwa muzułmańskie naciskają, aby przejść od słów do czynów i powołać wspólne siły militarne. Mówił o tym między innymi pakistański minister obrony, Muhammad Asif.

- To coś w rodzaju połączonych sił bezpieczeństwa. Pakistan posiadający broń jądrową z pewnością stałby się członkiem ummy (wspólnoty wyznawców islamu). Wypełni swój obowiązek – powiedział Asif w rozmowie z Al Jazeerą. Jeszcze dalej poszli przedstawiciele Iranu, nawołując do zerwania stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Tymczasem Egipt pojechał na katarski szczyt z własną, militarną propozycją. Egipski prezydent Sisi zaproponował powołanie wspólnego sojuszu obronnego, który potocznie nazywany jest „arabskim NATO”.

Eksperci: różne interesy mogą zablokować arabskie NATO

Pomysł prezydenta Sisiego nie jest nowy, a pierwszy raz pojawił się blisko dziewięć lat temu. Zakłada on stworzenie wspólnych sił wojskowych, w których skład wchodziłyby kontyngenty, delegowane przez poszczególne państwa. Pomysłem tym Egipt chce zainteresować nie tylko kraje Bliskiego Wschodu, ale całą społeczność arabską, a nawet szerzej – muzułmańską. W ocenie Grzegorza Dziemidowicza, byłego ambasadora Polski w Egipcie i Sudanie, prezydent Sisi postawił sobie cel trudny do realizacji.

- Przed laty ten plan nie doszedł do skutku z jednego, prostego powodu, gdyż świat arabski jest bardzo podzielony, mimo gromkich i pięknych haseł, które się na szczytach arabskich wypowiada. Zupełnie inne są interesy Kataru, czy Arabii Saudyjskiej, nie mówiąc już o Iraku, czy Egipcie – mówi DGP Grzegorz Dziemidowicz.

Wątpi on, czy nawet wspólny wróg, którym dziś wydaje się być Izrael, będzie w stanie zjednoczyć państwa o tak różnych interesach. Niektóre z państw utrzymują bowiem bardzo bliskie relacje ze Stanami Zjednoczonymi, a mało brakowało, aby podpisały porozumienia z samym Izraelem.

- To nie jest nawet wspólny wróg. Izrael jest wrogiem dla Palestyńczyków, Iranu, w jakimś sensie dla Syrii, ale inne kraje arabskie mają bardzo zróżnicowany pogląd na stosunki z Izraelem. A jak wiadomo, było bardzo blisko do nawiązania oficjalnych stosunków między niektórymi państwami arabskimi, a Izraelem i gdyby nie kwestia Gazy, to Arabia Saudyjska byłaby już po drugiej stronie barykady – mówi ekspert.

Islamskie NATO to potężna siła. Czy realna?

Egipt wydaje się być jednak zdeterminowany w dążeniu do zrealizowania swego planu i przedstawił konkretne jego zarysy. Sam gotów jest oddelegować do wspólnych sił 20 tys. żołnierzy, a z prośbą o przystąpienie do paktu zwrócić miał się nawet do Algierii i Maroka – państw od lat ze sobą skonfliktowanych. Mają one jednak bardzo silne armie, a tylko wojska trzech wymienionych krajów liczą blisko 2,5 mln żołnierzy (łącznie z rezerwą).

W najnowszym Global Firepower Index za rok 2025, podsumowującym realną siłę wojskową, izraelska armia znalazła się na 15. miejscu na świecie. Wyprzedził ją Pakistan (12. miejsce), a tuż za nim znalazły się wojska Iranu (16. miejsce). Egipt uplasował się na 19 pozycji, Arabia Saudyjska na 24, a Algieria na 26.

- Na to arabskie NATO można patrzeć sceptycznie i porozumienie będzie bardzo trudne, mimo pewnych wspólnych celów – podsumowuje Grzegorz Dziemidowicz.