W trakcie poniedziałkowej debaty François Bayrou wyraźnie uderzał w katastroficzne tony, przestrzegając parlamentarzystów, że postępująca choroba finansów publicznych to dla Francji egzystencjalne zagrożenie.
„Macie siłę, by obalić rząd, ale nie do tego, by wygumkować rzeczywistość. A ta pozostanie nieubłagana: wydatki będą rosły, a ciężar długu, już teraz nie do udźwignięcia, będzie się nasilał i generował coraz większe koszty” – grzmiał szef rządu.
Większość deputowanych Zgromadzenia Narodowego zignorowała te kasandryczne ostrzeżenia i odrzuciła wniosek o wotum zaufania dla mniejszościowego gabinetu, w którego skład – oprócz Ruchu Demokratycznego Bayrou – wchodziły m.in. związana z prezydentem Emmanuelem Macronem partia Renaissance oraz Republikanie.
Chaos polityczny we Francji jedynie się pogłębi? Po odejściu Bayrou opozycja domaga się dymisji Macrona
Opozycja głosowała oczywiście nie tylko przeciwko Bayrou i jego planowi wielkich oszczędności, bo przecież realną władzę wykonawczą w V Republice dzierży prezydent, który wytycza kierunki polityki państwa. Choć główne uderzenie przyjął Bayrou, teraz to Macron musi posprzątać bałagan, do którego przyłożył rękę – to bowiem był także i jego projekt.
Liberalny, prowolnorynkowy ekonomista stwierdziłby zapewne, że rządzący mieli argumenty w postaci liczb, by przedłożyć taką, a nie inną propozycję ustawy budżetowej na 2026 r. Bayrou, planując cięcia w wysokości 44 miliardów euro, dążył do obniżenia najwyższego w strefie euro deficytu fiskalnego na poziomie 5,4 proc. PKB. Dług publiczny Francji sięga już natomiast 114 proc. PKB.
Ale gdy ścieżka do sanacji finansów publicznych miała sprowadzać się do zamrożenia świadczeń społecznych i podwyżek płac dla budżetówki oraz usunięcia z kalendarza dwóch dni wolnych od pracy, trudno o czerwieńszą płachtę na byka, czyli w tym przypadku związki zawodowe, i tak regularnie wychodzących na ulicę, oraz zwykłych obywateli. To już nie ten czas, by odwołujący się do rozsądku i odpowiedzialności za losy kraju Bayrou zdołał przekonać kogokolwiek swoimi wyliczeniami wykładanymi z zacięciem godnym pedagoga.Nie, kiedy narrację na świecie narzucają populiści, a o zaciskaniu pasa kosztem obywateli nie chciały słyszeć dwie skrajne i najbardziej wpływowe flanki na opozycji: lewicowa Francja Niepokorna Jeana-Luca Mélenchona i prawicowe Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen i Jordana Bardelli.
Wspomniane formacje domagają się rozpisania nowych wyborów, które pozwoliłyby wyłonić stabilną większość i przerwać polityczny impas trwający od elekcji z 2024 r. (sondaże na razie nie uprawdopodobniają takiego scenariusza). To jednak nie koniec, bo Mélenchon zaapelował do Macrona, by ustąpił ze stanowiska.
Z naszej perspektywy, gdy rosyjskie drony regularnie naruszają polską, unijną i NATO-wską przestrzeń powietrzną, zamiana jednego z liderów koalicji chętnych na polityczkę zaciągającą pożyczkę na kampanię wyborczą w banku powiązanym z rosyjskim oligarchą nie byłaby optymalnym rozwiązaniem. Zresztą i za Mélenchonem ciągnie się łatka sympatyka Rosji.
Spekulacje medialne mówiły, że po konserwatyście Michelu Barnierze i centryście Bayrou Macron może powierzyć premierowską tekę komuś z Partii Socjalistycznej, ale ta stanowczo oponowała wobec zamiarów zwijania świadczeń socjalnych. Ostatecznie na nowego szefa rządu – piątego w ciągu ostatnich trzech lat – desygnowano dotychczasowego ministra obrony i członka partii Macrona Sébastien Lecornu.
Taki krok nie zwiastuje raczej, by Macronowi udało się opanować trawiący kraj polityczny chaos i skonstruować rząd, który utrzyma się przy władzy chociaż przez pełny rok. Dość powiedzieć, że za utrąceniem Bayrou zagłosowało 13 przedstawicieli Republikanów, czyli ugrupowania współtworzącego jego gabinet. Na razie prezydent wyklucza możliwość organizacji przyspieszonych wyborów po zaledwie roku od poprzedniej elekcji.
„Nie widziałem takiej niepewności od chwili, gdy byłem studentem w 1968 r. Nagle tracisz orientację, co dzieje się z gospodarką twojego kraju, z twoim rządem” – powiedział Politico Eric Chaney, były główny ekonomista firmy ubezpieczeniowej AXA, nawiązując do protestów z maja 1968 r., które doprowadziły do głębokich przemian we francuskim społeczeństwie.