Przed spotkaniem prezydentów Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego Amerykanie zwiększyli presję na Ukraińców, by zaakceptowali rosyjskie żądania. Amerykański prezydent sugerował na platformie Truth Social, że do najważniejszych roszczeń Kremla należy zaakceptowanie aneksji Krymu i rezygnacja z wejścia do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Z innych doniesień wynika, że Władimir Putin zażądał też wycofania się Ukraińców z Donbasu, przyznania językowi rosyjskiemu statusu oficjalnego i zgody na swobodę działania podległego Moskwie odłamu Cerkwi prawosławnej. Po spotkaniu Trumpa z Zełenskim dwie godziny później w Waszyngtonie z amerykańskim prezydentem mają się spotkać liderzy europejskiej koalicji chętnych. Wśród nich nie ma ani prezydenta Polski, ani premiera Donalda Tuska. Dlaczego?

W obliczu niebezpieczeństwa związanego z możliwością spełnienia przez Stany Zjednoczone roszczeń Kremla Europa zareagowała pokazem jedności. Przez cały weekend trwały gorączkowe konsultacje w gronie europejskich przywódców, w tym prezydenta Ukrainy. W niedzielę wieczorem Wołodymyr Zełenski odniósł się do długiej listy żądań, które Trump miał usłyszeć od Putina w piątek w Anchorage. – Jeśli faktycznie jest ich tyle, o ilu słyszeliśmy, to na ich przepracowanie będzie potrzebny czas. Przeprowadzenie tego pod naciskiem zbrojnym jest niemożliwe. Dlatego niezbędne jest zawieszenie broni i szybkie prace nad ostateczną ugodą – przekonywał Ukrainiec.

To nawiązanie do wolty Trumpa, który po miesiącach przekonywania Kremla do rozejmu zmienił zdanie i uznał, że należy bez wstrzymywania działań wojennych od razu przejść do rozmów o pokoju. Początek spotkania Trumpa z Zełenskim zaplanowano na 18 sierpnia na godz. 18.15 polskiego czasu. Niecałe dwie godziny później z amerykańskim prezydentem mają się spotkać liderzy europejskiej koalicji chętnych. Do Waszyngtonu na poniedziałkowe spotkanie z misją wsparcia Zełenskiego polecieli: szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, sekretarz generalny NATO Mark Rutte, prezydenci Finlandii Alexander Stubb (Trump lubi z nim grać w golfa) i Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Friedrich Merz oraz premierzy Wielkiej Brytanii Keir Starmer i Włoch Giorgia Meloni.

Nawrocki i Tusk zostali w Warszawie

Nie ma w tym gronie ani prezydenta Karola Nawrockiego, który brał udział we wcześniejszych telekonferencjach z Białym Domem, ani premiera Donalda Tuska, który konsultował się z Europejczykami. Nieobecność prezydenta oficjalnie jest tłumaczona w prosty sposób: za prowadzenie polityki w tym formacie odpowiada rząd, a Nawrocki szykuje się do własnej wizyty w Waszyngtonie 3 września (chociaż w poprzedzających poniedziałkowe rozmowy telekonferencjach głowa państwa uczestniczyła). Tymczasem rzecznik resortu spraw zagranicznych Paweł Wroński przekonywał rano, że „to prezydent jest bardziej predysponowany do kontaktów z Waszyngtonem”, skoro tak zdecydował Biały Dom. – Tam są podejmowane decyzje, a my się do nich dostosujemy. Polityka zagraniczna musi być jedna, a te kwestie są na tyle poważne, że nie może występować rywalizacja – przekonywał Wroński.

– Dzisiaj spotyka się format koalicji chętnych, a w tej koalicji od dłuższego czasu to rząd reprezentuje Polskę. To pan prezydent Zełenski zapraszał tych liderów europejskich, którzy mają być w Waszyngtonie – powiedział Nawrocki w poniedziałek rano. Jak nieoficjalnie usłyszeliśmy, w otoczeniu prezydenta panuje przekonanie, że lepiej nie angażować się w inicjatywę, która może zakończyć się fiaskiem, bo dałoby to przeciwnikom politycznym paliwo do oskarżania głowy państwa o nieskuteczność. Tę myśl rozwinął Sławomir Dębski, były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. „Polska traci tylko wtedy, jak wszystko pójdzie dobrze i cała gromadka w wesołych nastrojach wróci do domu. Jest taka szansa, ale mała. A jeśli dojdzie do awantury albo odwołania obiadu, albo jakichś innych fajerwerków, to trzeba zbudować instrumenty komunikacji z Trumpem na nowo” – napisał Dębski w serwisie X.

współpraca: Wojciech Kubik