Podczas spotkania z udziałem prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa i premiera Armenii Nikola Paszinjana Aliyev oświadczył, że za rolę Białego Domu gospodarzowi należy się Pokojowa Nagroda Nobla. Biały Dom regularnie sugeruje, że tak powinno być. – Prezydent Trump zakończył konflikty między Tajlandią a Kambodżą, Izraelem a Iranem, Rwandą a Demokratyczną Republiką Konga, Indiami a Pakistanem, Serbią a Kosowem i Egiptem a Etiopią – mówiła w lipcu rzeczniczka Trumpa Karoline Leavitt, choć w przypadku części z nich rola prezydenta była dyskusyjna. Siódmym zakończonym sporem ma być ten między Baku a Erywaniem.
Rosji nikt tu już nie chce
Trzej liderzy podpisali deklarację o „potrzebie kontynuowania wspólnych działań na rzecz osiągnięcia podpisania i natychmiastowego ratyfikowania porozumienia”. W zamian Amerykanie obiecali koncesje ekonomiczne. Znieśli obowiązujący od lat 90. zakaz sprzedaży broni do Azerbejdżanu, a Armenii obiecali projekty w branży mikroprocesorów i sztucznej inteligencji. Azerbejdżan właściwy ma połączyć z eksklawą nachiczewańską szlak komunikacyjny przebiegający przez terytorium Armenii, który ma powstać we współpracy z USA. Deklaracja określa go mianem TRIPP, szlakiem Trumpa ku międzynarodowemu pokojowi i dobrobytowi.
Z globalnego punktu widzenia najważniejsza jest deklaracja wyjścia z procesu mińskiego, w który wpisywały się dotychczasowe wysiłki pokojowe. Uczestnikami procesu były poza skłóconymi stronami i OBWE także Francja, Rosja i USA. Rezygnacja z procesu mińskiego oznacza pozbawienie Moskwy kontroli nad sytuacją. Kontroli, którą Kreml wykorzystywał dotychczas do podsycania sporów na Kaukazie Płd. i zwiększania wpływów w Erywaniu, skazanym na sojusz wojskowy z Rosją. Alians dowiódł swojej nieefektywności, gdy w trakcie ofensywy z 2023 r., wymierzonej w separatystów z Górskiego Karabachu, oddziały Azerbejdżanu zajęły kilkaset kilometrów kwadratowych należących do Armenii, a Kreml milczał.
Azerbejdżan żąda zmiany konstytucji Armenii
Baku wzmocnione wieloletnimi zyskami z handlu surowcami cierpliwie rozbudowywało armię, aż różnica potencjałów pozwoliła mu na likwidację ormiańskiego parapaństwa i wypędzenie z niego mieszkańców żyjących tam od wieków. Dla Paszinjana oznaczało to problemy wewnętrzne; premier jest oskarżany przez opozycję o utratę Górskiego Karabachu. Teraz Aliyev idzie za ciosem. Wprawdzie treść traktatu pokojowego została już w dużej mierze uzgodniona, Baku żąda od Armenii zmiany konstytucji. Obecna odwołuje się do „celów zapisanych w deklaracji niepodległości” z 1990 r. Ta zaś nawiązuje do pozostałej na papierze decyzji parlamentów radzieckiej Armenii i Górsko-Karabaskiego Obwodu Autonomicznego z 1989 r. o ich zjednoczeniu.
Aliyev powtórzył to żądanie już po wizycie w Białym Domu. – Roszczenia terytorialne wobec Azerbejdżanu w ich konstytucji nie pozwalają na podpisanie porozumienia pokojowego. Gdy to się zmieni, możemy je podpisać w dowolnym czasie – oświadczył. Paszinjan przekonuje, że Erywań i tak zamierza znowelizować ustawę zasadniczą, ale nie pod naciskiem Baku. – Konstytucji nie pisze się pod presją, bo jeśli tak, to ma się problem z suwerennością – mówił poseł Wladimir Wartanjan. Rząd Paszinjana w zeszłym roku zapowiadał rozpisanie referendum konstytucyjnego na 2027 r. ©℗