Ze wszystkich nowych danych dotyczących gospodarki największym negatywnym zaskoczeniem okazały się wyniki sprzedaży detalicznej. W listopadzie była ona o 1,3 proc. wyższa niż rok wcześniej, przy prognozach ekonomistów zakładających zwyżkę o 3 proc. Tempo wzrostu było najwolniejsze, odkąd na początku 2023 roku chińskie władze zniosły restrykcje związane z pandemią.
Koniec subsydiów, koniec zakupów
Główny powód wyhamowania dynamiki sprzedaży detalicznej to wygaśnięcie rządowych subsydiów wspierających na przykład wymianę sprzętu gospodarstwa domowego i zakupy elektroniki użytkowej. Na ten cel Chiny przeznaczyły w 2025 r. 300 mld juanów (0,2 proc. PKB). Dzięki temu sprzedaż tej kategorii produktów była w pierwszych trzech kwartałach o ok. 25 proc. wyższa niż rok wcześniej. Ale w listopadzie odnotowano tu spadek o 19,4 proc.
Zarówno rząd w Pekinie, jak i władze prowincji wspierały wymianę starych samochodów na nowe auta elektryczne, z napędem hybrydowym typu plug-in lub zasilane ogniwami paliwowymi, łącznie zaliczane do grupy pojazdów napędzanych nowymi źródłami energii (New Energy Vehicle – NEV). Po wzroście sprzedaży nowych aut o 13 proc. w pierwszych trzech kwartałach, w listopadzie nabywców znalazło o 8 proc. mniej samochodów niż przed rokiem. Zgodnie z planem na najbliższe pięć lat (2026-30) sprzedaż samochodów NEV nie będzie już dotowana.
– Decydenci mają dużo pracy do wykonania, jeśli zgodnie z planem popyt krajowy ma napędzać wzrost gospodarczy w 2026 roku. W najnowszych komunikatach z posiedzenia Biura Politycznego kilkakrotnie wspomniano o wdrażaniu „specjalnych działań” w celu pobudzenia konsumpcji, a także o planach zwiększenia dochodów gospodarstw domowych – napisali w komentarzu do danych ekonomiści ING.
Spadek inwestycji jako konsekwencja inwolucji
Listopad był też drugim z rzędu miesiącem, w którym w dwucyfrowym tempie obniżyły się inwestycje. Łącznie po 11 miesiącach nakłady na środki trwałe były o 2,6 proc. niższe niż przed rokiem. Od początku lat 90. spadek nakładów z roku na rok zdarzył się tylko raz: w pandemicznym 2020 roku.
To sytuacja szczególna, biorąc pod uwagę wyjątkową strukturę chińskiego PKB. W państwach liczących się w globalnej gospodarce inwestycje odpowiadają z reguły za nie więcej niż jedną czwartą PKB. W Chinach udział nakładów na środki trwałe przekracza 40 proc. W XXI wieku to właśnie inwestycje napędzały chińską gospodarkę. Ale mogą one być też źródłem istotnych problemów.
Gdy przed czterema laty pękła bańka na rynku nieruchomości, Chiny przekierowały strumień inwestycji do przemysłu, żeby utrzymać w ten sposób wysokie tempo wzrostu i zrealizować obietnicę swojego przywódcy. Przed dekadą prezydent Xi Jinping ogłosił program „Made in China 2025”, który miał przekształcić Chiny z producenta konkurującego przede wszystkim niskimi kosztami pracy w globalnego lidera w zaawansowanych technologicznie branżach.
Cel został osiągnięty, jednak ciemną stroną chińskiego sukcesu jest ogromny przerost mocy produkcyjnych. Ekonomiści Goldman Sachs wyliczają przynajmniej pięć branż (panele fotowoltaiczne, baterie litowe, maszyny budowlane, samochody elektryczne i klimatyzatory), w których chińska produkcja byłaby w stanie zaspokoić z nadwyżką cały globalny popyt.
Konsekwencją nadwyżek mocy jest inwolucja, proces odwrotny do ewolucji. W kontekście chińskiego przemysłu oznacza on wyniszczającą konkurencję na rynku wewnętrznym, prowadzącą do permanentnego spadku cen i problemów firm z zarabianiem pieniędzy. Przedsiębiorstwa nie dostają nagrody za coraz wyższe nakłady, a jedynie walczą o przetrwanie. Władze centralne dostrzegły ten problem i w pierwszej kolejności postanowiły zatrzymać nowe inwestycje.
Xi Jinping upomniał samorządowców
Na razie miała do tego wystarczyć słowna interwencja prezydenta. Gdy w lipcu zapadła decyzja, że przeciwdziałanie inwolucji jest jednym z priorytetów władz centralnych, Xi Jinping udał się na spotkanie z wysokimi rangą przedstawicielami poszczególnych prowincji. Przywódca miał zwrócić uwagę, że jeśli chodzi o projekty inwestycyjne, państwowi urzędnicy zawsze mówią o tych samych obszarach: sztucznej inteligencji, mocy obliczeniowej i samochodach NEV. Wypowiedź zakończył retorycznym pytaniem „czy wszystkie prowincje w kraju muszą rozwijać te właśnie gałęzie przemysłu?”.
Chińskie samorządy i ich nadmierne wsparcie dla inwestycji przemysłowych, które miały zapewnić miejsca pracy i przychody podatkowe po załamaniu rynku nieruchomości, to jedno ze źródeł obecnych problemów Chin.
Eksperci zastanawiają się, jakie będą dalsze kroki chińskich władz i jak tym razem zakończą się zmagania z inwolucją. W XXI wieku Chiny już dwa razy z sukcesem rozwiązały problem nadmiaru mocy produkcyjnych. Za każdym razem dotyczył on sektorów kontrolowanych przez państwo. Teraz do ograniczenia konkurencji na rynku trzeba przekonać sektory zdominowane przez prywatne przedsiębiorstwa, którym nie da się bezpośrednio podyktować odpowiednich cen produktów, zmusić do połączenia z konkurentem czy do zakończenia działalności. Nigdy wcześniej przerost mocy nie był też tak szerokim zjawiskiem.
Z ujawnianiem swoich planów władze na razie się nie spieszą. Nie muszą, bo mimo spowolnienia na rynku wewnętrznym, zapewne bez większego problemu zrealizują cel 5-proc. wzrostu PKB w tym roku, dzięki przekraczającej w tym roku 1 bln dolarów nadwyżce w handlu towarami. Swoje kolejne kroki będą też planować staranie. Lata nadmiernych inwestycji, często nieproduktywnych, doprowadziły do bezprecedensowego wzrostu długu. Według Banku Rozrachunków Międzynarodowych dług sektora niefinansowego (rządu, gospodarstw domowych i firm z pominięciem banków) na koniec 2024 r. miał równowartość 287 proc. Był wyższy niż w przypadku Stanów Zjednoczonych czy UE. Międzynarodowy Fundusz Walutowy dolicza do tego ukryte w wehikułach inwestycyjnych samorządów zobowiązania o równowartości 50 proc. PKB. To czyni z Chin jedno z najbardziej zadłużonych państw na świecie, które nie ma już nieograniczonych możliwość stymulacji swojej gospodarki. ©℗