W środę Holendrzy pójdą do urn zaledwie po dwóch latach od poprzednich, również przyspieszonych wyborów do Tweede Kamer, odpowiednika polskiego Sejmu. W listopadzie 2023 roku najlepszy wynik uzyskała skrajnie prawicowa Partia Wolności (PVV) Geerta Wildersa. Rząd z bezpartyjnym Dickiem Schoofem na czele sformowano jednak dopiero w lipcu 2024 roku, gdy PVV udało się dojść do porozumienia z centroprawicową Partią Ludową na rzecz Wolności i Demokracji (VVD), chadecką Nową Umową Społeczną (NSC) i populistyczno-agrarną formacją Ruch Rolnik-Obywatel (BBB).
Od samego początku gabinetem Schoofa targały wewnętrzne spory, do czego szczególnie przyczyniał się lider PVV, regularnie atakując koalicjantów za brak radykalnych działań w obszarze migracji. Wilders nigdy nie ukrywał, że jego idee fixe sprowadza się do tego, by wprowadzić w Holandii „najsurowszą politykę azylową w historii”. Zniechęcony i obrażony postanowił opuścić koalicję na początku czerwca 2025 roku, tym samym doprowadzając do ogłoszenia przedterminowych wyborów, drugich w ciągu dwóch lat. Mniejszościowy rząd Schoofa nie potrafił wytrwać w trzyczęściowym składzie nawet do 29 października – w sierpniu różnica zdań w kwestii ostrzejszych holenderskich sankcji na Izrael popchnęła NSC do pójścia śladem PVV.
Wilders wyraźnym faworytem wyborów parlamentarnych w Holandii
Teraz formacja Eddy’ego van Hijuma, będąca jednym z czarnych koni elekcji z 2023 roku, prawdopodobnie okaże się jednym z wielkich przegranych, zmniejszając swój stan posiadania z 19 mandatów do zera. Na drugim końcu skali znajduje się ugrupowanie Wildersa, któremu większość sondaży daje zwycięstwo już od kilkunastu miesięcy. Ogromna przewaga PVV, sięgająca w ubiegłym roku nawet 15 punktów procentowych, zdążyła stopnieć do 2–3 punktów nad głównymi rywalami, a więc sojuszem Zielonej Lewicy i Partii Pracy (GL-PvdA) i Apelem Chrześcijańsko-Demokratycznym (CDA).
Taki rozkład poparcia oznaczałby, że w najlepszym dla niego scenariuszu Wilders wprowadziłby do 150-osobowej izby niższej 34 posłów, a w najmniej optymistycznym – 26. Natomiast GL-PvdA obsadziłoby od 23 do 25 mandatów, CDA – od 20 do 23, a VVD – od 15 do 20.
Jeżeli w środę rzeczywiście zatriumfuje Wilders, który już zapowiedział, że tym razem nie zamierza tkwić w tylnym rzędzie i chce teki premiera wyłącznie dla siebie, do rządzenia krajem i tak potrzebna będzie mu koalicja. Problem w tym, że wszyscy liczący się gracze po prawej stronie sceny politycznej wykluczyli jakikolwiek alians z PVV, a jedyna niemikroskopijna partia zainteresowana współrządzeniem z Wildersem, Właściwa Odpowiedź 21 (JA21), zdobędzie zaledwie 10–12 mandatów. Z drugiej strony VVD podchodzi sceptycznie do ewentualnej współpracy w ramach jednego gabinetu z GL-PvdA, więc utrzymanie kordonu sanitarnego wokół PVV najpewniej będzie wiązało się z długimi i nieprzyjemnymi negocjacjami koalicyjnymi bez gwarancji sukcesu.
Islam ponownie wrogiem numer jeden. PVV zapowiada masowe deportacje
Leitmotivem kampanii, podobnie jak w 2023 roku, była migracja połączona z wątkiem kryzysu mieszkaniowego. Już na pierwszych stronach programu PVV znajdziemy obietnicę „odzyskania kraju” i postawienia Holendrów na pierwszym miejscu, w czym mają pomóc masowe deportacje Syryjczyków i ukraińskich mężczyzn, zamknięcie wszystkich ośrodków dla azylantów i wstrzymanie przyjmowania wniosków, a także całkowite wstrzymanie imigracji z krajów islamskich, wzmocnienie personelu na granicach i karanie za pomoc nieudokumentowanym przybyszom. Wilders, choć widzi w Rosji agresora, postuluje ograniczenie holenderskiej pomocy dla Ukrainy, „tak by więcej pieniędzy pozostało w Holandii”. Sprzeciwia się także rozszerzaniu Unii Europejskiej o nowe państwa i zamierza wypisać swój kraj z Międzynarodowego Trybunału Karnego.
Znana z antyislamskiej retoryki PVV proponuje ponadto ogólnokrajowy zakaz edukacji islamskiej, podobne obostrzenia dotyczyłyby noszenia burek. Na ostatniej prostej przed wyborami Wilders musiał na kilka dni zawiesić swoją kampanię po doniesieniach służb, że mógł być jednym z celów udaremnionego ataku terrorystycznego.
Przerwa nie trwała długo – w ubiegły czwartek założyciel PVV wziął udział w telewizyjnej debacie partyjnych liderów, podczas której musiał bronić się przed ciosami nie tylko ze strony lewicy, ale i centroprawicy. Liderka VVD Dilan Yeşilgöz zarzuciła Wildersowi, że choć współtworzył dwie rządzące koalicje (w 2010 i 2023 roku), nie udało mu się spełnić żadnego ze swoich postulatów i za każdym razem doprowadzał do kryzysu politycznego. ©℗