Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się jednemu ze sposobów, w jaki Polska od 3 lat finansuje wojskowe inwestycje. Pod lupę wzięła Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. Utworzony w 2022 r. przy Banku Gospodarstwa Krajowego na mocy ustawy o obronie Ojczyzny, stanowi ważne źródło finansowania wojskowych zakupów.

Fundusz wojskowy pod lupą NIK

Tylko w latach 2023-2024 sfinansował sprzęt o wartości 58 mld zł. Pieniądze, którymi dysponuje FWSZ, w lwiej części pochodzą z kredytów, emisji obligacji oraz dotacji MON. Resort obrony zobowiązany jest też do spłacania narastającego zadłużenia oraz odsetek.

I tu pojawia się problem. Jak wyliczyła NIK, do 2035 r. koszt instrumentów dłużnych FWSZ wyniesie już 403 mld zł, gdy tymczasem na spłatę zobowiązań zaplanowano dotacje z MON w wysokości 46,1 mld zł. Kontrolerzy ostrzegają, że jeśli nadal utrzymany będzie ten system finansowania, resort obrony z roku na rok będzie musiał wydawać coraz większe pieniądze na spłatę długów.

„Konieczność regulacji tych zobowiązań spowoduje ograniczanie zadań planowanych od początku do realizacji za pomocą środków budżetowych” – informuje NIK. To zaś oznacza, że zagrożona może być realizacja już zawartych kontraktów wojskowych i finansowanie utrzymania zakupionego sprzętu. Izba wskazuje też, że błąd popełnić miano w momencie konstruowania FWSZ. Wydatki zaplanowano bowiem w oparciu o kwoty brutto „przyjmując tym samym, że podatek VAT będzie regulowany za pomocą instrumentów dłużnych”.

Odsetki i raty dobiją Wojsko Polskie

Spostrzeżenia kontrolerów zaalarmowały ekonomistów. W ocenie prof. Witolda Orłowskiego, błąd popełniono już w chwili powoływania Funduszu do życia.

- Pokazuje to skrajną nieudolność w planowaniu dużych wydatków, kiedy same odsetki i raty są ogromnym obciążeniem. I rzeczywiście ta nieudolność powoduje, że mogą się pojawić problemy z wykorzystywaniem tego funduszu, a w szczególności z wpływem na inne wydatki obronne – mówi DGP prof. Orłowski.

Twórcy tego mechanizmu nie poczuwają się dziś do winy. Jak twierdzi w rozmowie z DGP poseł Piotr Kaleta (PiS), członek sejmowej komisji obrony narodowej, do planowania obrony państwa trzeba sięgać po wszelkie możliwe środki.

- Mieliśmy dużo, kiedy rządziło PiS. Mieliśmy podpisane bardzo dobre kontrakty i trzeba to tylko realizować. A przyszedł rząd, który w ciągu roku zrobił 300 mld zł deficytu i my w ogóle tych pieniędzy nie widzimy – twierdzi poseł Kaleta. Problem widzą jednak obecnie rządzący, a jak zaznacza poseł Andrzej Szewiński (KO), kłopoty z absorpcją pozyskiwanych środków na zbrojenia widać było jeszcze za rządów PiS. - Jest to kłopot, z którym też dziś się borykamy. Trzeba może bardziej szyć garnitur na miarę i wyciągać wnioski, aby wydatki były zoptymalizowane – twierdzi polityk KO.

Jak naprawić miliardowe inwestycje w wojsko

Wątpliwości co do tego, że trzeba zmienić sposób finansowania wydatków wojskowych, nie ma też NIK. Nie podaje co prawda gotowej recepty, lecz uważa, że długofalowa strategia zakupów powinna „uwzględnić realne możliwości finansowe resortu obrony narodowej i budżetu państwa”. To zaś oznaczać może konieczność pozyskania dodatkowych pieniędzy, niekoniecznie poprzez ich pożyczanie. Jedną z furtek wskazał w rozmowie z money.pl Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej. Zasugerował on wprowadzenie „nadzwyczajnego podatku na zbrojenia”, najlepiej w formie podatku majątkowego. Propozycji, aby nowa danina, uchwalona na okres np. 5 lat, stała się lekarstwem na zbrojeniowe problemy Polski nie odrzuca też prof. Orłowski. Wiedząc, że skądś te pieniądze musimy wziąć, otwarty jest na dyskusję.

- Jeśli mamy do czynienia z wyjątkową sytuacją, na przykład w zakresie obrony, to nie widzę powodu, żeby nie sięgnąć do specjalnego modelu finansowania. Uważam, że to może być właściwa metoda rozwiązania problemu – mówi prof. Orłowski. Wśród rządzących wizja sięgania głębiej do kieszeni Polaków nie spotyka się na razie z entuzjastycznym przyjęciem. Andrzej Szewiński przyznaje, że dyskutować trzeba, ale uważa, iż obecne sposoby finansowania wojskowych zakupów są właściwe. Trzeba je tylko doprecyzować. Także poseł Kaleta jest zdania, że sprawy zbrojeń można załatwić w „inny sposób”, choć przyznaje, że „każda opcja powinna być na stole”.

I choć politycy uspokajają, to najwyraźniej raport NIK oraz sposób finansowania dalszych zbrojeń budzi ich obawy. Jak ustalił DGP, podczas rozpoczętego w środę posiedzenia Sejmu, w trybie niejawnym spotkają się dwie komisje sejmowe. Tematem obrad ma być właśnie finansowanie FWSZ i dalszych zbrojeń. Nie wydaje się jednak prawdopodobne, aby efektem tych rozmów była zgoda na „podatek wojenny”. To, zdaniem politologa, prof. Rafała Chwedoruka, byłoby zagranie, na które nie zgodziłaby się większość Polaków.

- Po pierwsze dlatego, że to oznacza kolejny podatek, a po drugie, że to oznacza opłatę na coś takiego, czego tak naprawdę sobie nie życzymy. Jeśli spojrzymy na demograficzny kontekst, to próba wprowadzenia takiego podatku byłaby świetną wiadomością dla rynków pracy w krajach na zachód od Polski. Od razu pojawiłoby się wielu chętnych pracowników z Polski, którzy szukaliby pracy bez konieczności płacenia podatku wojennego – mówi prof. Chwedoruk.