Zgodnie z szacunkami lekarzy, co trzecie dziecko w Polsce ma alergię, która zwiększa ryzyko anafilaksji, czyli szybko przebiegającej reakcji nadwrażliwości na bodziec o stężeniu lub dawce tolerowanej przez osoby zdrowe. Co kilka lat z powodu wstrząsu anafilaktycznego dochodzi do śmierci dziecka. Kilka lat temu przedszkolak z południa Polski zmarł w przedszkolu po zjedzeniu kawałka czekolady. W placówce nie było ampułkostrzykawki z adrenaliną i nie było jak go uratować.
Adrenalina powinna być w każdej szkolnej apteczce
Ale wstrząsu anafilaktycznego można dostać także po użądleniu owada, np. szerszenia czy osy, o co nietrudno na szkolnym czy przedszkolnym podwórku. – Dlatego grupa ekspertów Polskiego Towarzystwa Alergologicznego wypracowała rekomendacje, według których dwa autowstrzykiwacze z adrenaliną powinny znajdować się w każdej placówce edukacyjnej – przedszkolu czy szkole, tak jak na jej wyposażeniu znajduje się defibrylator – mówi Piotr Dąbrowiecki z PTA.
I przytacza wyniki badań prof. Bolesława Samolińskiego z 2018 r., który przebadał ponad 10,5 tys. polskich dzieci. – Okazało się, że 35,5 proc. z nich ma rozpoznaną alergię, która objawia się albo reakcją na pokarm – bólami brzucha, nudnościami, wymiotami czy biegunką – albo zaostrzeniem zmian skórnych, katarem, obrzękiem błon śluzowych górnych dróg oddechowych czy dusznością – opisuje dr Dąbrowiecki. – W tej grupie są też dzieci zagrożone anafilaksją, która w kilka minut może prowadzić do śmierci. Orzeszek u osoby zdrowej nie wywoła żadnej reakcji, ale uczuloną rozboli brzuch, a w skrajnym przypadku dojdzie do nasilenia uogólnionego procesu nadwrażliwości. Poza przewodem pokarmowym zareaguje nos. Pojawi się katar, ale także błona śluzowa oskrzeli, co sprawi, że oddech stanie się świszczący. Kolejne będzie uczucie duszności, które stanowi sygnał, że zbliża się wstrząs i należy podać lek w autowstrzykiwaczu. Jeżeli przeoczymy ten moment, następny będzie spadek ciśnienia, przez które dziecko zacznie słabnąć aż do omdlenia. Jeśli straci oddech, może umrzeć. Samo wezwanie pogotowia nie pomoże, bo w przypadku anafilaksji walczymy z czasem. Mamy kilka minut, a pogotowie, w zależności od regionu, przyjedzie najszybciej za kwadrans – dodaje dr Dąbrowiecki, który w ramach szkoleń PTA regularnie instruuje nauczycieli szkolnych i przedszkolnych w całej Polsce.
Alergik bardziej narażony na wstrząs anafilaktyczny
– Dziecko, które ma za sobą epizody anafilaksji, autowstrzykiwacz z adrenaliną powinno zawsze nosić przy sobie. Ale przecież takiego wstrzykiwacza może zapomnieć, tak samo jak piórnika czy zeszytu. Może się też zdarzyć, że dojdzie do tzw. anafilaksji idiopatycznej, której nie można było przewidzieć. Wreszcie wstrząs anafilaktyczny może nastąpić np. u osoby uczulonej na pszenicę, która zje chleb z domieszką alergenu. Do takich reakcji może dojść na lekcji wychowania fizycznego, kiedy dziecko zaczyna ćwiczyć, przyspiesza tętno i zwiększa się metabolizm. Słowem, wstrzykiwacz jest w szkole potrzebny jak defibrylator. Mamy nadzieję, że nie trzeba będzie go użyć i po dwóch latach się przeterminuje, ale lepiej mieć go w pogotowiu – przekonuje ekspert.
Zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Zdrowia dotyczącymi opieki nad uczniami z anafilaksją, astmą oskrzelową, alergicznym nieżytem nosa, atopowym zapaleniem skóry i pokrzywką w szkole, w przypadku wystąpienia co najmniej dwóch objawów anafilaksji (np. świszczącego oddechu, obrzęku w gardle, obrzęku języka, omdlenia), należy podać w przednio-boczną powierzchnię uda, w jednej trzeciej jego górnej części, autowstrzykiwacz lub ampułkostrzykawkę z adrenaliną. W przypadku braku reakcji na podaną dawkę należy podać drugą i trzecią w odstępach 5-, 15-minutowych.
Szkoły zbyt rzadko zapraszają ekspertów na szkolenia
Podczas szkoleń alergolodzy uczą nauczycieli rozpoznawać objawy anafilaksji, a także jak właściwie podać adrenalinę. Jak się jednak okazuje, w wielu szkołach o szkoleniach nie słyszano. – To dla mnie novum – słyszymy od czynnych działaczek Związku Nauczycielstwa Polskiego. Choć Polskie Towarzystwo Alergologiczne od 2017 r. co roku rozsyła zaproszenia do wszystkich szkół podstawowych w Polsce, wciąż niewiele zaprasza ekspertów.
– A szkoda, bo zwłaszcza w dobie edukacji o zdrowiu nauczyciele powinni wiedzieć więcej o chorobach, które dotykają 30 proc. uczniów i są najczęściej występującymi chorobami przewlekłymi. Podczas szkoleń opowiadamy nie tylko o anafilaksji, lecz także o astmie i atopowym zapaleniu skóry – przekonuje dr Dąbrowiecki i zachęca dyrektorów placówek do zapraszania ekspertów. Zaproszenia są rozsyłane również za pośrednictwem Librusa. ©℗