Umówiłem się z premierem Donaldem Tuskiem i marszałkiem Szymonem Hołownią, że moja praca w resorcie w pewnym momencie się skończy. Moim zadaniem było m.in. przygotowanie strategii migracyjnej, planu jej implementacji oraz koordynacja działań MSWiA w czasie prezydencji w Radzie UE. Ostatnio rozmawialiśmy z ministrami Tomaszem Siemoniakiem i Marcinem Kierwińskim o jeszcze kilku kluczowych kwestiach, w tym nowelizacji ustawy pomocowej dla uchodźców wojennych z Ukrainy oraz nowelizacji ustawy o cudzoziemcach, która wprowadzi w pełni bezpieczny, cyfrowy system obsługi wniosków składanych przez cudzoziemców, aby ostatecznie uniemożliwić proceder występowania o zezwolenia „dla pozoru”. Te ostatnie zadania zajmą jeszcze chwilę. Ostateczna decyzja należy oczywiście do szefa rządu, ale myślę, że październik – po posiedzeniu Rady UE ds. wewnętrznych – będzie dobrym momentem na pożegnanie z MSWiA.
Z prostego powodu: jestem przede wszystkim naukowcem i analitykiem migracji, a nie politykiem. Praca w MSWiA jest fascynująca i wiele się nauczyłem. Cenię sobie również współpracę z oboma ministrami. W żadnym wypadku nie żałuję decyzji o wejściu do rządu. Jednak zdecydowaną większość zadań, które miałem zrealizować, udało się już zakończyć. Chcę w tym miejscu jasno podkreślić: jeśli premier Tusk uzna, że nadal chce korzystać z mojej wiedzy, to jestem gotów wciąż zajmować się migracjami w administracji rządowej. Ale nie w roli wiceministra.
Tak, zostaję w systemie. Wszyscy zdają sobie sprawę, że w kolejnych latach procesy migracyjne będą kluczowe dla całego świata. W związku z tym także Polska musi być bardzo dobrze przygotowana. Musimy monitorować procesy migracyjne i właściwie na nie odpowiadać, w tym zapobiegać nielegalnej migracji oraz wykorzystywaniu migrantów jako elementu planu destabilizacji Polski i UE. Pamiętajmy, że migracje coraz częściej to nie tylko przepływ ludzi, ale i wyzwania związane z bezpieczeństwem. Pracuję nad koncepcją takiej „funkcjonalności państwa”. Jeśli pomysł zyska akceptację szefa rządu oraz ministrów Kierwińskiego i Siemoniaka, będziemy go wdrażać.
To tylko narracja, a nie fakty. Porównałbym to ze sprawą wprowadzenia kontroli granicznej z Niemcami. W pewnym momencie usiedliśmy do stołu, zebraliśmy argumenty, porównaliśmy za i przeciw. Doszliśmy do wniosku, że trzeba wprowadzić tymczasowe kontrole, ponieważ zmieniła się polityka Niemiec i to był przeważający argument za kontrolami. Tymczasem w mediach społecznościowych czytaliśmy, że to Ruch Obrony Granic wymusił na nas taką decyzję, a my musieliśmy się ugiąć. Przecież to kompletna bzdura, nic takiego nie miało miejsca. Jak słabe byłoby państwo, które pod wpływem kilkudziesięciu osób zmieniałoby swoją politykę? Podobnie jest z moją decyzją o odejściu. Umówiliśmy się w tej kwestii już w grudniu 2023 r., gdy przychodziłem do resortu. O tym, kiedy odejdę, wiedzieli premier Tusk i marszałek Hołownia oraz ministrowie Siemoniak i Kierwiński, a od wielu tygodni również posłowie z klubu parlamentarnego Polski 2050. Nic nadzwyczajnego się nie dzieje.
Mamy wprowadzone czasowe, wyrywkowe kontrole. Zdecydowaliśmy się na taki ruch w reakcji na zmianę polityki Niemiec w zakresie migracji. To był argument przesądzający, o którym już wspomniałem. Musieliśmy wyważyć kwestie migracyjne z ekonomicznymi i społecznymi. Przez wiele miesięcy te drugie przeważały, ale po zmianie rządu w Niemczech te pierwsze stały się bardziej istotne. To była racjonalna i oparta na faktach decyzja.
Odpowiadam z całą stanowczością: nie, nie podrzucają. Mamy cztery sytuacje migracyjne, które możemy wyszczególnić: przekazania, zawrócenia, cofnięcia i podrzucenia. Przekazanie następuje na podstawie procedury dublińskiej oraz readmisji pełnej. Zawrócenie – w ramach readmisji uproszczonej. Z cofnięciem mamy do czynienia, gdy ktoś „odbija się” od granicy – krótko mówiąc, nie zostaje wpuszczony na terytorium Niemiec bezpośrednio z Polski. O każdym takim przypadku każdorazowo informowana jest polska Straż Graniczna. Nic nie dzieje się bez naszej wiedzy. Z podrzuceniem mielibyśmy do czynienia wtedy, gdyby bez naszej wiedzy niemieckie służby przywoziły na terytorium Polski niezidentyfikowane osoby. Do takich sytuacji nie dochodzi.
Mieliśmy natomiast do czynienia z dwoma przypadkami, które nie wyglądały tak, jak powinny. Do jednego doszło w połowie 2024 r. w Osinowie Dolnym. Do drugiego – pod koniec czerwca 2025 r. na moście granicznym w Słubicach, kiedy Niemcy zawiadomili nas, że odmówili wjazdu jednej osobie i cofają ją do Polski, ale nie poczekali na naszych strażników granicznych. Osoba ta mogła więc swobodnie się przemieszczać. To były dwie naganne sytuacje, które odbyły się jeszcze przed wprowadzeniem tymczasowych kontroli. Z punktu widzenia polityki migracyjnej państwa kluczowa jest wiedza i nadzór nad tym, kto, w jakim celu, na jak długo i skąd przyjeżdża, ale także kiedy ma kraj opuścić.
Od 7 lipca, czyli wprowadzenia kontroli, w służbę na granicach z Litwą i Niemcami były zaangażowane ponad 22 tys. funkcjonariuszy SG i policji oraz żołnierzy. W ramach readmisji z Niemiec przyjęliśmy 81 osób, na Litwę zawróciliśmy 49 cudzoziemców, a do Niemiec – sześciu. Odmówiliśmy też Niemcom przyjęcia w ramach readmisji dwóch cudzoziemców ze względu na brak jednoznacznego potwierdzenia, że byli wcześniej w Polsce. Wjazdu do Polski, ze względu na brak odpowiednich dokumentów, odmówiono 185 osobom, w tym na granicy z Niemcami 124, a z Litwą – 61. To dane z 3 sierpnia.
Wynika to z faktu, że w październiku 2023 r. Niemcy wprowadziły kontrole. Dlatego te liczby wzrosły. Zanim jednak zagłębimy się w te dane, muszę zaznaczyć, że polskie i niemieckie statystyki różnią się. Głównym powodem jest to, że Niemcy prowadziły kontrole od 2023 r., a my od lipca obecnego. Jest też kilka innych przyczyn. Istotne jest, czy dana osoba pojawiła się na przejściu granicznym i tam otrzymała odmowę wjazdu, czy też przeszła przez tzw. zieloną granicę i została zatrzymana poza przejściem.
To złożony problem. W przypadku Ukraińców, ale i Białorusinów, powodem odmowy wjazdu do Niemiec jest często kwestia ochrony tymczasowej i międzynarodowej. Osoby te najczęściej mogłyby wjechać na teren naszego zachodniego sąsiada, ale musiałyby mieć potwierdzenie, że dysponują ochroną na terytorium Polski. Najczęściej wystarczyłoby, żeby wyrobiły sobie np. elektroniczny dokument w Dii. To taki mObywatel dla osób z ukraińskim obywatelstwem objętych ochroną tymczasową. Zdarza się, że tego nie robią.
W przypadku Azji i Bliskiego Wschodu to często osoby, które przeszły przez granicę polsko-białoruską lub przedostały się do Polski przez wschodnioeuropejski kanał migracyjny, głównie przez Litwę i Łotwę. Pamiętajmy, że mówimy o 2024 r., gdy nasza wschodnia granica nie była jeszcze tak umocniona, jak teraz. Dziś udało się ją uszczelnić w 98 proc. Tendencja jest więc taka, że osób przedostających się do Polski z kierunków wschodnich jest coraz mniej. Mniej będzie się więc stawiać na granicy z Niemcami. Widać to w statystykach niemieckich i polskich.
Są cztery możliwości, każdy przypadek rozpatrywany jest indywidualnie. Pierwsza opcja to umieszczenie w strzeżonym ośrodku prowadzonym przez SG.
Oczywiście, że są. Jeżeli pojawia się problem z miejscami, istnieje możliwość zmniejszenia liczby metrów kwadratowych przypadających na jednego zatrzymanego. Gdyby to nie pomogło, do wykorzystania mamy kontenery. O tym, czy dany cudzoziemiec zostaje umieszczony w specjalnym ośrodku, decyduje sąd na wniosek SG. Każda decyzja musi zostać wykonana przez SG.
Druga metoda to umieszczenie osoby w otwartym ośrodku. To migranci, którzy nie stanowią niebezpieczeństwa dla porządku publicznego. Trzecia metoda to tzw. wolnościowe środki dozoru: cudzoziemcy trafiają pod opiekę różnych instytucji i mają meldować się w SG. Czwarta metoda to po prostu deportacja do państwa pochodzenia, np. gdy mamy do czynienia z przestępcami.
Metoda nr 1. Strzeżony ośrodek do momentu ustalenia jego tożsamości.
Na przykład cudzoziemiec, który ma stwierdzone obywatelstwo, a po wywiadzie są ustalone wszystkie jego dane, mówi prawdę i nie ma żadnych wątpliwości co do jego historii. Taka osoba jest też weryfikowana w naszych bazach, w tym europejskiej SIS II. Jeśli nie ma żadnych zastrzeżeń i taka osoba nie stanowi zagrożenia, jest umieszczana w ośrodku otwartym. Oczywiście jest stosowany monitoring, ale te osoby mogą wychodzić z ośrodka. Jeżeli jednak nie pojawiają się z powrotem, co czasami się zdarza, zostaje wprowadzona procedura poszukiwawcza.
Bardzo rzadko. Muszą być w tzw. grupie wrażliwej. Jeśli ktoś przedostał się przez granicę polsko-białoruską i mamy to udowodnione, to zazwyczaj od razu zostaje zawrócony na Białoruś. Często są to osoby, które przedostały się do nas z innych krajów strefy Schengen. Na czas prowadzenia procedury są umieszczane w takich ośrodkach. Są również osoby, które złożyły wnioski o ochronę międzynarodową na polskich przejściach granicznych. W ich przypadkach, zgodnie z prawem krajowym i UE, wszczynana jest procedura. Prawo jest tu jasne. Musimy się poruszać w ramach naszego prawa migracyjnego.
Zgadzam się. Dlatego pracujemy nad zmianami w tym zakresie, a także nad nową koncepcją polityki powrotowej, w tym kwestii związanych z deportacją. To zresztą nie jedyne zmiany. Najlepszym przykładem jest nasze zawieszenie prawa do azylu, które nie pozwala wykorzystywać ochrony międzynarodowej po prostu w celu wjechania do UE. Prawo do ochrony międzynarodowej nie może być wykorzystywane niezgodnie z jego celem. W czasie prezydencji w Radzie zaproponowaliśmy daleko idące zmiany prawa unijnego. Cieszy nas, że prezydencja duńska to kontynuuje.
Polska jest państwem prawa. Jeżeli migrant ma ścieżkę odwoławczą, to oczywiście ją wykorzystuje. Trudno odmawiać ludziom możliwości wykorzystywania ich praw. Nie znam żadnego przypadku, w którym migrant na tej podstawie byłby w Polsce przez lata. Zgadzam się z wicemarszałkiem Bosakiem, że prawo migracyjne wymaga nowego przemyślenia, ale na pewno nie prostego populizmu. Proszę zwrócić uwagę, że to ja byłem pierwszą osobą, która głośno powiedziała, że dzisiejsze prawo dotyczące uchodźstwa, w tym konwencja genewska, wymaga dostosowania do dzisiejszych wyzwań. Zawieszenie prawa do azylu wywołało duże kontrowersje. Dziś wiele państw idzie naszą drogą. Dużo jest jeszcze do zrobienia, ale wiele rzeczy już dziś udało się zrobić. ©℗