Kontrola nad służbami w Polsce przypomina dziurawy okręt, który nabiera wody. Pasażerowie i załoga – zamiast wspólnymi siłami łatać dziurę – skupiają się na wzajemnych oskarżeniach. Tymczasem jedynym rozwiązaniem jest gruntowna naprawa statku.

Kontrola nad służbami w Polsce przypomina dziurawy okręt, który nabiera wody. Pasażerowie i załoga – zamiast wspólnymi siłami łatać dziurę – skupiają się na wzajemnych oskarżeniach. Tymczasem jedynym rozwiązaniem jest gruntowna naprawa statku.

Z raportu Najwyższej Izby Kontroli dotyczącego nadzoru nad działaniem służb specjalnych wynika, że aktualny model ich funkcjonowania jest nie do zaakceptowania w państwie demokratycznym. NIK formułuje też konkretne rekomendacje, jak rozwiązać ten problem. Tydzień wcześniej przed sejmową komisją ds. Pegasusa stanął Jarosław Kaczyński, który przez godzinę spierał się z posłami o to, jak dokładnie będzie brzmieć treść jego przyrzeczenia. Później chichotał, nazywając posłów zasiadających w komisji „członkami”, a część z nich odwdzięczała się nieudolnymi próbami wytrącenia go z równowagi. Komentarze Kaczyńskiego o naleśnikarni jednego z posłów podbiły internet. Raport NIK zainteresował nieliczne media i ekspertów.

Najwyższa Izba Kontroli to jedyna instytucja, która chociaż w ograniczonym zakresie może zweryfikować, co się dzieje w służbach i jak wygląda bieżąca kontrola i nadzór nad ich pracą. Wnioski, jakie formułuje, nie zaskakują, ale i tak są porażające, bo czarno na białym pokazują, jakie wyzwania rodzi brak realnej kontroli nad poczynaniami służb. Okazuje się, że premier i minister koordynator nie wiedzieli, czym zajmują się służby specjalne. Minister koordynator omijał oficjalny system nadzoru i wydawał kierownictwu służb ustne polecenia. NIK – ze względu na bezpieczeństwo państwa – nie podaje szczegółów, ale informuje, że „przeprowadzona kontrola wykazała konieczność podjęcia pilnych działań zmierzających do ustanowienia realnego systemu kontroli działalności służb specjalnych w Polsce”.

Nie przez przypadek NIK pisze o „ustanowieniu”, a nie „przywróceniu” czy „wzmocnieniu”. Takiego systemu nigdy w Polsce nie było. Punktowy kontakt sądów ze służbami w momencie, w którym starają się one o zgodę na podsłuch, to tylko kropla w morzu potrzeb wobec nieograniczonego spektrum innych działań, które żadnej zewnętrznej kontroli nie podlegają.

Pilna potrzeba wprowadzenia zmian w modelu działania służb wynika nie tylko z podatności systemu na ręczne sterowanie czy polityczne nadużycia. W Polsce nie ma dziś barier prawnych ani technicznych, które mogłyby powstrzymać Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego przed np. tworzeniem listy uczestników manifestacji. Science fiction? Nie przypadkiem systemy służące do wykrywania twarzy były masowo niszczone przez mieszkańców Hongkongu protestujących przeciwko chińskiej dominacji. Ale nie trzeba jechać do Azji, by trafić na narzędzia oparte na sztucznej inteligencji służące rozpoznawaniu twarzy. W Europie korzysta z nich np. czeska policja. Mają być też wykorzystywane w czasie igrzysk olimpijskich w Paryżu.

Unia dostrzegła zagrożenia płynące z wykorzystywania AI i postanowiła uregulować tę sferę. Jednak AI Act nie dotyczy służb specjalnych. Regulacja ich działania pozostaje domeną państw.

Diagnoza problemu braku kontroli nad służbami nie jest nowa. Składają się na nią fikcyjna kontrola sądowa (lub jej całkowity brak), ręczne zarządzanie przez ministra koordynatora, ryzyko samowolnego sięgania po narzędzia takie jak Pegasus czy rozwiązania oparte na sztucznej inteligencji.

Są propozycje rozwiązań, np. opracowane przez Fundację Panoptykon założenia ustawy o kontroli nad służbami. Przewidują one m.in. wprowadzenie obowiązku informowania osób inwigilowanych o tym, że były przedmiotem zainteresowania – rozwiązanie rekomendowane w wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 1978 r. (sic!). Mamy też przygotowane pod kierownictwem senatora Marcina Bosackiego kompleksowe rekomendacje zawarte w raporcie końcowym senackiej komisji ds. Pegasusa.

NIK w swoich rekomendacjach podąża tym samym kursem. Postuluje m.in.:

Uporządkowanie w ustawie katalogu metod, jakie mogą wykorzystywać służby w ramach czynności operacyjnych, a jakich nie.

Wzmocnienie Kolegium ds. służb specjalnych i uporządkowanie zasad jego działania. Realizacja tego postulatu miałaby usprawnić nadzór polityczny, co powinno pozwolić na bardziej efektywne angażowanie służb w działania służące interesom polskiego państwa.

Urealnienie mechanizmów kontroli sądowej nad stosowaniem podsłuchów. Na służby miałby zostać nałożony obowiązek przedstawienia sądowi wszystkich dostępnych materiałów dowodowych, a nie jedynie tych przemawiających za założeniem podsłuchu. Sędzia musiałby uzasadnić swoją zgodę na zarządzenie kontroli operacyjnej, a nie tylko – jak dzisiaj – decyzję odmowną.

Czy coś stoi na przeszkodzie, by rozwiązać ciągnący się od czasu powstania III RP problem braku kontroli nad służbami? Sytuacja dojrzała do zmian: rządząca dziś klasa polityczna ma świadomość wagi problemu, bo zderzyła się z wykorzystywaniem służb przeciwko sobie, wpisała rozwiązanie problemu do umowy koalicyjnej.

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że kręcimy się w kółko. Kiedy pojawia się temat inwigilacji, politycy grzęzną w tropieniu winnych. Skala nadużyć była na tyle poważna, że trudno się dziwić potrzebie rozliczeń. Niestety w żaden sposób nie przybliża nas to do zapobieżenia takim sytuacjom w przyszłości. Do tego są potrzebne głębokie i systemowe zmiany w modelu działania służb. Oby rządzącym nie zabrakło odwagi i determinacji, by wreszcie się zabrać do naprawy tego statku. Płyniemy na nim wszyscy. ©℗