W ćwiczeniach "Dzielny Tygrys", zorganizowane przez kierowaną przez Pana 12. Brygadą Zmechanizowaną ze Szczecina na poligonie w Drawsku Pomorskim, wzięli udział cywilni medycy, chcący poznać realia pola walki. Skąd decyzja o włączenie ich w działania?

Gen. bryg. dr Dariusz Czekaj, dowódca 12. Brygady Zmechanizowanej w Szczecinie: Ponad rok temu razem z konsultantem krajowym w dziedzinie chirurgii prof. Jerzym Sieńką zastanawialiśmy się, jak zachęcić cywilnych medyków do udziału w ćwiczeniach wojskowych. Zgodnie z prawem, wojsko ma prawo raz na dwa lata powołać każdego lekarza, pielęgniarkę, farmaceutę czy ratownika medycznego na ćwiczenia. Medyk bierze wówczas urlop w jednostce, w której pracuje, a wojsko wypłaca mu ekwiwalent utraconych zarobków. Chcąc zwiększyć stawiennictwo personelu medycznego na ćwiczenia wojskowe skontaktowaliśmy się z zachodniopomorskimi konsultantami wojewódzkimi w dziedzinie chirurgii, ortopedii i anestezjologii, a także pielęgniarstwa chirurgicznego i anestezjologicznego, z prośbą, by w swoim środowisku zapytali o chętnych na takie ćwiczenia. W ubiegłym roku w siedzibie Brygady odbyło się spotkanie informacyjne, podczas którego chętni dowiedzieli się, czego mogą się po takich ćwiczeniach spodziewać. Do Drawska Pomorskiego pojechało 26 medyków (poza nimi było około 200 innych rezerwistów), którzy chcieli zostać żołnierzami-rezerwistami i poznać realia medycyny pola walki.

Cywilni lekarze i pielęgniarki ćwiczyli z wojskowymi ratownikami medycznymi

Kto zgłosił się na ćwiczenia?

Prof. Jerzy Sieńko, konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii ogólnej: Najwięcej lekarzy, zarówno specjalistów, jak i rezydentów. Wśród nich znalazł się profesor ortopedii i docent chirurgii ogólnej, a także rezydenci: chirurgii ogólnej, ortopedii, anestezjologii i torakochirurgii (chirurgii klatki piersiowej), który się na polu walki bardzo przydaje, ponieważ pewien odsetek ran penetruje do klatki piersiowej. Zgłosiły się także pielęgniarki instrumentariuszki i anestezjologiczne, a także diagnosta laboratoryjny oraz ratownicy medyczni. Wszystkie te osoby są niezbędne dla wojska.

Gen. Czekaj: Razem z lekarzami cywilnymi ćwiczyli też ratownicy wojskowi – żołnierze, których skierowano bezpośrednio w rejon starcia ćwiczących ze stroną przeciwną. Ich zadaniem było ratowanie żołnierzy bezpośrednio z pola walki i ewakuowanie ich na I i II poziom zabezpieczenia medycznego.

Na czym polegały ćwiczenia?

Prof. Sieńko: Ćwiczenia wojskowe to ogromne przedsięwzięcie militarne, w którym udział bierze ponad 1,2 tys. ludzi. Część medyczna jest ich małą częścią. Przygotowania do części medycznej z udziałem cywili, podobnie jak do stricte wojskowej części ćwiczeń, trwała rok.

Gen. Czekaj: W ćwiczeniach brało udział jeden z moich batalionów, liczący kilkaset osób. Ćwiczyliśmy z wykorzystaniem laserowego systemu symulacji z wykorzystaniem strony przeciwnej. Po obu stronach byli żołnierze wyposażeni w karabinki z systemem laserowym, jeżeli żołnierz został trafiony takim karabinkiem, zostawał ranny bądź zabity co sygnalizował odbiornik systemu symulacji w jego kamizelce. Równolegle z ćwiczeniami batalionu ćwiczył Dywizjon Artylerii Samobieżnej, który wspierał ogniowo prowadzone działania. Choć większość żołnierzy brało udział w działaniach ściśle militarnych, ćwiczenie zabezpieczenia medycznego realizowanego na szczeblu brygady było niezwykle istotne. W powołanej przez nas z rezerwy grupie zabezpieczania medycznego, żołnierze zawodowi stanowili tylko 20 proc. Pozostali to żołnierze rezerwy z doświadczeniem w pracy cywilnej.

Krótsza "unitarka" dla medyków z cywila

Jak wyglądały ćwiczenia na poligonie dla medyków?

Gen. Czekaj: Żeby medycy cywilni mogli wziąć udział w ćwiczeniach, nadano im przydziały mobilizacyjne, a w pierwszym dniu powołania rozpoczęli podstawowe, tzw, unitarne, szkolenie wojskowe zakończone przysięgą. Dla personelu medycznego taka „unitarka” może być bardzo krótka. Nasza była dwudniowa i polegała na przekazaniu niezbędnych umiejętności wojskowych, by medycy mogli godnie nosić mundur żołnierza. Przysięga na sztandar wojskowy odbyła się w niedzielę, natomiast w poniedziałek przewieźliśmy całą grupę na poligon w Centrum Szkolenia Bojowego Drawsko i rozpoczęliśmy ćwiczenia. Medycy wojskowi wystawili dwa elementy: placówkę medyczną poziomu I na potrzeby ćwiczącego batalionu, która znajduje się na linii frontu, oraz placówkę medyczną poziomu II, która realizuje zabezpieczenie medyczne na szczeblu brygady, gdzie ewakuowani są ranni z pola walki. Na poziomie II działają głównie rezerwiści, którzy musieli stworzyć zespół, jaki opiekował się żołnierzami ewakuowanymi z pola walki. Zabezpieczenie medyczne było realizowane od okopu, czyli miejsca, w którym żołnierz w razie starcia z przeciwnikiem może zostać ranny, przez ewakuację, na poszczególne poziomy zabezpieczenia medycznego.

A jak przebiegała ewakuacja z pola walki?

Gen. Czekaj: Rannych ewakuują żołnierze-ratownicy medyczni, a następnie, przy użyciu opancerzonych sanitarek, tzw. wozów ewakuacji medycznej, transportują ich do punktu zbiórki poszkodowanych, a stamtąd do placówki poziomu I, gdzie znajdują się lekarze i medycy rezerwy, których zadaniem jest udzielenie rannym pomocy. Po wstępnym zabezpieczeniu ranni przewożeni są do placówki medycznej poziomu II, w której możemy już stosować chirurgię ratunkową. Mamy tam dwa zespoły chirurgiczne mogące wykonywać proste zabiegi ratujące życie i kierować pacjentów na poziomy zabezpieczenia medycznego, które mają wyższą specjalizację. Przez pięć dni medycy pracowali w dwóch placówkach poziomu I i jednej poziomu II, cały czas zgrywając się i doskonaląc umiejętności. Oczekiwaliśmy od pielęgniarek i lekarzy, że będą robić to samo, co w szpitalu, jednak w warunkach polowych, ponieważ nasz mini-szpital zorganizowany jest w oparciu o kontenery i namioty.

Nawał rannych i trudne decyzje

Rzeczywistość szpitala polowego i cywilnego jest diametralnie różna?

Gen. Czekaj: Intensywność działań jest większa niż w szpitalu cywilnym, ponieważ w jednym czasie liczba rannych może być bardzo duża. Zadaniem lekarzy jest zdecydować, komu w pierwszej kolejności udzielać pomocy, a kto może zaczekać. Czasami brakuje czasu, by tej pomocy komuś udzielić, ponieważ zasoby personelu są ograniczone. Liczbą rannych i poszkodowanych w określonych godzinach sterowaliśmy w ten sposób, by jak najbardziej przybliżyć rzeczywistość działań wojennych. Ćwiczenia miały pokazać, co można ulepszyć, co zmienić w wyposażeniu placówek, które posiadamy, i jakich dokonać korekt i usprawnień.

Co nie zadziałało w zetknięciu się cywilów w warunkach pola walki?

Prof. Sieńko: Zadziałało wszystko. Lekarze określili ćwiczenia jako profesjonalne. Bardzo szybko dostosowali się do warunków różnych od tych, z którymi mają do czynienia na co dzień. O ile pierwszego dnia, przeznaczonego na zapoznanie się, było trochę chaosu, to w kolejne dni wszystko szło sprawnie – lekarze nauczyli się, jak nie wchodzić sobie w drogę, jak nie wpadać na siebie z noszami. Tym, co mogło zaskoczyć ich najbardziej, był fakt, że w jednym czasie do szpitala polowego zwożono kilkunastu bardzo ciężko rannych żołnierzy i dochodziło do dylematów, jakich nie ma w świecie cywilnym, ponieważ jeśli w cywilu dochodzi do wypadku masowego, ranni rozdysponowywani są do wielu szpitali. Tu lekarze musieli zdecydować, kogo ratować w pierwszej kolejności, ze świadomością, że pozostali mogą umrzeć. Lekarze cywilni nagle musieli stać się panami życia i śmierci, co stanowiło pewną formę przygotowania psychicznego na to, że na jakimś etapie nie będzie można uratować wszystkich i trzeba będzie stanąć przed decyzją, czy ratować człowieka, którego będę operował 5 godzin, czy tego, którego będę operował pół godziny. Zwłaszcza w sytuacji, gdy za chwilę muszę wziąć na stół kolejnego pacjenta. Takie scenariusze nie są ćwiczone przez personel medyczny w życiu cywilnym.

Czy jakaś sytuacja była dla medyków cywilnych szczególnie trudna?

Prof. Sieńko: Podczas ewakuacji szpitala dla medyków cywilnych było szokiem, że muszą zostawić „rozgrzebanego” pacjenta na stole, bo jeśli nie uciekną z ostrzelanego szpitala, sami zginą wraz z nim i już nikomu nie pomogą. Warianty ze skomasowanym przywiezieniem ciężkich pacjentów były ćwiczone specjalnie, by przygotować psychikę medyków na warunki pola walki. Mam świadomość, że ci – obecnie już żołnierze rezerwy – po powrocie z ćwiczeń będą musieli to sobie poukładać w głowie. Bo gdyby, nie daj Boże, coś takiego się zadziało, muszą być przygotowani na naprawdę niełatwe decyzje.

Obecność cywilnych lekarzy podniosła morale żołnierzy

Jakie wnioski płyną z ćwiczeń z udziałem medyków – do niedawna – cywilnych?

Prof. Sieńko: Pokazano skuteczną ścieżkę naboru w oparciu o współpracę WCR (Wojskowego Centrum Rekrutacji) z konsultantami wojewódzkimi z chirurgii, ogólnej, ortopedii, anestezjologii oraz pielęgniarstwa operacyjnego i anestezjologicznego z uniknięciem zaburzeń funkcjonowania cywilnego systemu zarówno w czasie pokoju jak i W. Z kolei medykom zaoferowano totalnie nowe doświadczenie merytoryczne realizowane w niespotykanych warunkach (intensywny ostrzał szpitala z pilną ewakuacją), nikt z powoływanych w przyszłości na ćwiczenia lekarzy nie będzie mógł użyć argumentu, że to strata czasu. Kolejną korzyścią było podniesienie morale żołnierzy - zawodowi żołnierze z brygady byli zaskoczeni, że do służby w szpitalu polowym dobrowolnie zgłosili się lekarze, nawet z tytułem profesora, aby w razie W ratować ich życie. Najważniejsze jest jednak to, że doświadczenie ćwiczącego personelu medycznego pozwoli uaktualnić stanowiska rezerwistów opisane w przepisach i przypisane do brygad oraz uzupełnić braki w sprzęcie medycznym.