Założona przez Osamę bin Ladena organizacja ma się dobrze. I może być największym beneficjentem obecnego zamętu na Bliskim Wschodzie.
Państwo Islamskie wciąż trzyma się mocno, jednak od końca 2014 r. organizacja traci kontrolę nad kolejnymi terenami. Zdaniem amerykańskiego think tanku zajmującego się obronnością IHS Jane’s 360 organizacja Abu Bakra al-Baghdadiego w ciągu półtora roku straciła ponad jedną piątą kontrolowanego przez siebie terytorium. Najświeższym ubytkiem jest miasto Palmyra, które z rąk dżihadystów odbiła po świętach syryjska armia. Chociaż jest jeszcze za wcześnie, żeby ogłosić upadek samozwańczego kalifatu ISIS, wygląda na to, że jego postęp został na dobre powstrzymany.
To dobra wiadomość dla konkurencji z Al-Kaidy. Od momentu, kiedy Al-Baghdadi wypowiedział posłuszeństwo swoim przełożonym i postanowił pójść własną drogą, te dwie organizacje walczyły o rząd dusz w świecie islamu. Przez moment wydawało się, że w tej konfrontacji wygrywa ISIS. – Uderzenia prowadzone przez samoloty bezzałogowe osłabiły rdzeń organizacji w Pakistanie, a nagrania wideo kazań Zawahiriego wydają się monotonne w porównaniu do pełnej wodotrysków promocji online Państwa Islamskiego – czytamy w raporcie „Wykorzystując chaos – Al-Kaida i Państwo Islamskie” wydanym w połowie miesiąca przez ekspertów International Crisis Group (ICS).
Niemniej jednak organizacja wykazała duże umiejętności przystosowawcze do zmieniających się okoliczności. – Przysłonięta przez sukcesy Państwa Islamskiego Al-Kaida się zmieniła. Jej lokalne oddziały w Maghrebie, Somalii, Syrii i Jemenie wciąż są silne. Niektóre włączyły się w lokalne konflikty, wykazując się pragmatyzmem i wrażliwością na lokalne zwyczaje – pisze ICS.
Al-Kaida nauczyła się w ciągu ostatnich lat budować poparcie wśród lokalnej ludności. Stało się to nie tylko pod wpływem Państwa Islamskiego (ISIS na kontrolowanych przez siebie terenach łoży na utrzymanie podstawowych usług dla ludności, a także organizuje pomoc społeczną), ale też ucząc się na własnych błędach. Przykładem Jemen. Kiedy w 2011 r. na fali niestabilności w kraju Al-Kaida Półwyspu Arabskiego (AQAP) zdobyła kontrolę nad częścią prowincji Szabwa, ustanowiła na kontrolowanym przez siebie terenie szarijat, w ramach którego zakazano m.in. katu, powszechnie żutej od setek lat w Jemenie rośliny o działaniu narkotycznym. W ten sposób islamiści nie tylko podnieśli rękę na popularny zwyczaj, ale też uderzyli w wiele gospodarstw domowych, które utrzymywały się z produkcji rośliny.
W efekcie rok później wojska rządowe z pomocą lokalnych milicji przepędziły islamistów. Liderzy AQAP postanowili więc podchodzić do lokalnych zwyczajów bardziej elastycznie i kiedy zdobyli w ub.r. kontrolę nad miastem Al-Mukalla w sąsiedniej prowincji Hadramut, oficjalnie wprowadzili zakaz żucia rośliny, który jednak jest praktycznie nieegzekwowany. Ponadto produkcję i handel czuwaliczką jadalną – jak brzmi polska nazwa rośliny – został obłożony podatkami i stanowi źródło wpływów dla organizacji. Dodatkowo, jak podawał w listopadzie ub.r. „New York Times”, islamiści po zdobyciu miasta zrabowali tamtejszy bank, w którym znajdowało się ok. 120 mln dol. Od razu 4 mln dol. trafiły do lokalnej rady, do której zaproszono starszyznę, aby mogła zapewnić funkcjonowanie podstawowych usług dla ludności.
Zmiana podejścia sprawia, że lokalna ludność nie jest wroga Al-Kaidzie, co daje organizacji swobodę szerzenia swojego przesłania.
Al-Kaida jest dzisiaj z pewnością silniejsza niż jeszcze kilka lat temu. Główna zasługa w tym Frontu Al-Nusra, organizacji wchodzącej w skład opozycji antyasadowskiej w Syrii. W ciągu pięciu lat wojny domowej Front wyrósł na drugą co do liczebności organizację w szeregach opozycji (liczy kilka tysięcy żołnierzy, często z doświadczeniem jeszcze z Afganistanu, jak Ahmad Salama Mabruk, bliski współpracownik obecnego lidera Al-Kaidy Al-Zawahiriego, który został w marcu doradcą Frontu w Syrii). Wielu ekspertów jest zdania, że bez nich opozycja dawno już by została rozbita. Przez wzgląd na swoją wagę rozwój organizacji przebiegał praktycznie niezakłócony. Front na kontrolowanych przez siebie terenach w północno-zachodniej Syrii również wprowadza elementy administracyjne i szarijatu. Cel jest dokładnie taki sam, jak w Jemenie: zyskać możliwość szerzenia swojego przesłania z myślą o podziale dywidendy w przyszłości. Nie bez powodów Waszyngtoński Instytut Studiów Bliskowschodnich obwołał Front Al-Nusra największym zagrożeniem.
Paradoksalnie to Al-Kaida może być największym beneficjentem powstania Państwa Islamskiego. Usuwając w cień swoich byłych przełożonych, Abu Bakr al-Baghdadi dał im czas na przemyślenie swojej strategii, odbudowę zasobów i przegrupowanie.
Przypomnienie o brudnej bombie
Dzisiaj kończy się dwudniowy Szczyt Bezpieczeństwa Nuklearnego w siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Spotkanie głów państw i szefów organizacji międzynarodowych wypadło tuż po atakach terrorystycznych w Brukseli. Zamachowcy ze stolicy Belgii przed atakiem prowadzili obserwację pracowników jednej z dwóch belgijskich elektrowni atomowych, co przypomniało, że zagrożenie terroryzmem nuklearnym jest jak najbardziej realne. W przemówieniu w Pradze w 2009 r. prezydent Barack Obama nazwał je najpoważniejszym zagrożeniem dla globalnego bezpieczeństwa i zapowiedział powołanie inicjatywy mającej na celu zapobieżenie temu zagrożeniu. Temu właśnie miały służyć kolejne szczyty (obecny jest czwartym).
Jednym z celów współpracy międzynarodowej podjętych w ramach szczytów było usuwanie wysokowzbogaconego paliwa atomowego tak, aby nie wpadło ono w niepowołane ręce. Udało się to w 12 krajach (Austria, Chile, Czechy, Węgry, Libia, Meksyk, Korea Płd., Rumunia, Serbia, Turcja, Ukraina i Wietnam). Dodatkowo 24 reaktory w 15 krajach udało się zamknąć lub dostosować do użycia niskowzbogaconego paliwa. W tej grupie jest również reaktor badawczy Maria, którego konwersja była przeprowadzona w ramach jeszcze wcześniejszej niż Szczyty Bezpieczeństwa Nuklearnego inicjatywy Global Threat Reduction Initiative (chociaż cały proces zakończył się już po 2010 r., czyli po pierwszym SBN). Dodatkowo w 32 instalacjach składujących nadające się do wykorzystania w broni jądrowej materiały rozszczepialne na całym świecie polepszono zabezpieczenia, a w 328 punktach na całym świecie: przejściach granicznych, lotniskach i portach – zainstalowano urządzenia mające pomóc w wykryciu przemytu materiałów nuklearnych.
Tegoroczny Szczyt Bezpieczeństwa Nuklearnego jest czwartym i – zgodnie z zapowiedziami Białego Domu – ostatnim tego typu spotkaniem. Pierwszy odbył się w 2010 r. w Waszyngtonie, drugi miał miejsce w 2012 r. w Seulu, zaś uczestników trzeciego gościła w 2014 r. Haga. Zdaniem Białego Domu mechanizmy wypracowane w ich ramach mogą doskonale funkcjonować bez dalszego zwoływania tego typu konferencji.