Minister Philip Hammond nie powiedział nic więcej ponad to, co i tak sugerują światowe media oraz brytyjskie i amerykańskie źródła wywiadowcze. Rząd Egiptu zareagował jednak gwałtownie na brytyjskie oświadczenie, twierdząc, że z werdyktem należy poczekać do wyników śledztwa. Jednak brytyjskie MSZ nie mogło czekać na nie tygodniami i milczeć w sytuacji, gdy w Sharm El-Sheik czeka z niepokojem na ewakuację 20 tysięcy jego obywateli, a linie lotnicze wstrzymały połączenia.
Kryzys na Synaju rzucił się cieniem na wizytę egipskiego prezydenta w Londynie. Abdel Fattah al-Sisi miał zabiegać o brytyjskie inwestycje, by poprawić życiowe szanse milionów Egipcjan. Przed przylotem do Londynu mówił też, że będzie apelował o interwencję brytyjską w Libii, gdzie stan anarchii sprzyja islamistom i stanowi wspólne zagrożenie dla Egiptu i Europy. Ubóstwo i groźba ze strony ekstremizmu mogą skłonić do ucieczki do Unii Europejskiej miliony jego rodaków- ostrzegał prezydent al-Sisi w wywiadach przed tą podróżą.