Egoizm i bezmyślność czy dyskryminacja ze względu na wiek – w Polsce i na świecie coraz częściej powraca temat późnego macierzyństwa. Powodem jest rosnąca liczba kobiet rodzących nawet po sześćdziesiątce
Adriana Iliescu w 2005 r. urodziła dziewczynkę. Miała wtedy 66 lat. Z bliźniaczej ciąży przeżyło jedno dziecko, drugie umarło przed porodem / Dziennik Gazeta Prawna
Adriana Iliescu (na zdjęciu na okładce) w 2005 r. urodziła dziewczynkę. Mała wtedy 66 lat. Z bliźniaczej ciąży przeżyło jedno dziecko, drugie umarło przed porodem. Emerytowana rumuńska wykładowczyni literatury tłumaczyła w jednym z wywiadów, że zawsze chciała mieć dziecko, ale nie miała ani na to czasu, ani partnera. I choć przyznaje, że niełatwo być starszą matką, córce proponowałaby, żeby jednak rodziła przed trzydziestką – uważa, że to „najpiękniejsze, co można otrzymać. Jeśli masz dziecko, śmierć cię nie dotyczy. Cząstka ciebie będzie żyć dalej” – tłumaczyła w wywiadzie udzielonym „Daily Mail”.
Kiedy rok później matką została Hiszpanka Maria del Carmen Bousada de Lara, miała jeszcze więcej, bo 67 lat. Zabieg przeprowadziła w Kalifornii i udało się jej to zrobić to legalnie (obowiązuje górna granica wieku) – wmówiła bowiem lekarzom, że ma 55 lat. Uważała, że ma szanse na długie życie, chociażby dlatego, że jej matka zmarła w wieku 101 lat, więc po porodzie przekonywała, że ona ma spore szanse doczekać się wnuków. Tłumaczyła, że zawsze marzyła o dziecku.
Kilka miesięcy temu z kolei niemiecka matka urodziła czworaczki. Annegret Raunigk w momencie porodu miała 65 lat. Trzech chłopców i jedna dziewczynka przyszło na świat w 26. tygodniu. To nie są pierwsze dzieci – kobieta posiada 13 potomstwa, z czego najmłodsza dziewczynka jest w wieku 10 lat. I to właśnie ona miała ponoć wpływ na decyzję Annegret o kolejnej ciąży – chciała mieć młodsze rodzeństwo. Kobieta jest samotna, a dzieci pochodzą od czterech różnych ojców. Ponieważ zabiegi in vitro w tak późnym wieku w Niemczech są zabronione, kobieta wyjechała na Ukrainę, gdzie nie ma takich zakazów. Jak przekonuje, dzieci dają jej szczęście.
W Polsce zaś ostatnio zrobiło się głośno o Barbarze Sienkiewicz, aktorce, która w wieku 60 lat urodziła bliźniaki. Także samotna, przekonywała, że w ciążę zaszła naturalnie, choć zdaniem lekarzy to fizycznie niemożliwe. W wywiadach mówiła, że nigdy nie myślała o dzieciach, ale niespełna roczny syn i córka dodają jej sił. – To największe szczęście, jakie mogło mi się przydarzyć – mówi Sienkiewicz.
Tak o swoich odczuciach mówią matki. Jednak motywacja do podjęcia decyzji o ciąży jest bardzo różna.
Zlepi jak butapren
Jedną z głównych przyczyn jest drugie małżeństwo. Dziecko ma zlepić jak butapren. – Bardzo często kobiety wchodzące w drugi związek, nawet jeżeli mają dziecko z poprzedniego małżeństwa, pragną kolejnego z nowym partnerem – opowiada Dorota Białobrzeska-Łukaszuk, prezes Invicty, sieci klinik leczenia niepłodności. – Zdarza się, że partner jest jeszcze bezdzietny i oboje chcą mieć dziecko – dodaje Katarzyna Kozioł, lekarka z warszawskiej kliniki Novum.
Studia, praca, szybki tryb życia – niektóre kobiety nagle się orientują, że zaraz będzie za późno. – I jest prawdą, że coraz częściej zajęte rozwojem, pracą nie mają czasu zastanawiać się nad dzieckiem. Kiedy są gotowe na tę decyzję, często pojawiają się kłopoty z zajściem w ciążę, a zaawansowany wiek dodatkowo te kłopoty potęguje – potwierdza Kozioł.
Ale są też i inne historie. Do klinik z prośbą o pomoc przychodzą kobiety, które w wieku 20–30 lat miały kłopoty z niepłodnością. Jednak wówczas nie było dla nich pomocy. Teraz medycyna ruszyła do przodu i mają szansę skorzystać z leczenia. I robią to, jednak mają już odpowiednio 45–55 lat.
Bywa też, że siłą napędową jest desperacja. – Do kliniki zgłosiła się kiedyś pacjentka, która, jak tłumaczyła, chciała, żeby ktoś nią się zajął na starość. Była samotna – dodaje Dorota Białobrzeska-Łukaszuk (klinika odmówiła wykonania zabiegu). W głowie utkwiła jej również jeszcze jedna historia: kobiety wręcz opętanej chęcią posiadania dziecka. Podejmowała przez lata bezskuteczne próby. Zbliżała się do pięćdziesiątki i nie chciała się poddać. – Była zupełnie udręczona myślą o potomstwie. Pomógł jej psycholog – wspomina Białobrzeska-Łukaszuk.
Z kolei Dariusz Borowski, ginekolog pracujący w publicznym szpitalu w Łodzi, opowiada, że najstarsza pacjentka, którą się zajmował, miała 52 lata. W jej przypadku przyczyna był jeszcze inna: przeżyła tragedię, zginęło jej osiemnastoletnie dziecko i uznała, że powinna jeszcze raz urodzić. Jak tłumaczy lekarz, już zainwestowała w dzieci. Nie chodziło nawet o to, że nowe dziecko miało zastąpić to poprzednie, ale raz już zdecydowała się mieć potomstwo i nie chciała umrzeć bezdzietnie.
Dane statystyczne są bezwzględne, wskazując, że granica wieku przesuwa się bardzo szybko i coraz więcej dojrzałych kobiet zostaje matkami. Z danych GUS wynika, że rok temu 8,6 tys. rodzących miało 40 i więcej lat (na 375,1 tys. narodzin). To o 28 proc. więcej niż pięć lat temu. W tej grupie większość miała 40–43 lata. I choć wraz z coraz bardziej zaawansowanym wiekiem kobiety liczba rodzących spadała – matek w wieku 48 lat było 13, zaś po pięćdziesiątce już tylko 7 – jednak w porównaniu z latami poprzednimi nawet ta grupa się powiększyła: pięć lat temu tylko dwie kobiety po pięćdziesiątce zdecydowały się na poród. Eksperci nie mają wątpliwości – to trend, który będzie się utrzymywał. W Wielkiej Brytanii w 2012 r. aż 154 matki urodziły po 50. roku życia. W 2007 r. było ich ponad dwukrotnie mniej, bo 70.
Zmieniło się również społeczne postrzeganie późnego macierzyństwa. Jeszcze nawet w latach 90. kontrowersje wzbudzały ciąże 40-latek. Teraz już 42- czy nawet 45-latka w ciąży nie wstrząsają opinią publiczną. Kiedy pod koniec lat 80. amerykańska socjolożka Monica Morrsi przygotowywała książkę „Last Chance Children: Growing up with Older Parents”, serię wywiadów z dziećmi starszych rodziców, jako granicę przyjęła 35. rok życia. Wiele z jej bohaterów miało matki, które ich urodziły w wieku 39 lat. Wówczas też w prasie pojawiały się doniesienia o drastycznym wzroście urodzeń po 35. roku życia. Dziś ta sytuacja staje się powoli normą: średni wiek posiadania pierwszego dziecka w Unii Europejskiej wynosi 29 lat, a ponad 40 proc. kobiet z UE pierwszy raz zostaje matką po 30. roku życia (wyniki badań Eurostatu z 2013 r.). Nadal jednak ciąża po pięćdziesiątce nie pozostawia obojętnym i prowokuje gorące dyskusje na temat tego, do kiedy można zostać matką.
Dobro matki czy dziecka
Większość polskich ekspertów w rozmowie z DGP jest zgodnych: powinna istnieć nieprzekraczalna granica wiekowa. Choć co do tego, gdzie ma ona przebiegać, zgodności już nie ma. Aneta Krawczak ze Stowarzyszenia Nasz Bocian uważa, że cezurą powinien być 45. rok życia. Jak tłumaczy, to umowna granica, uznawana w większości legislacji europejskich. – Z biologicznego punktu widzenia w wieku 35–37 lat spada rezerwa jajnikowa. To twarde dane. I takie też cezury przyjmują często same kliniki – mówi Krawczak. Ci bardziej liberalni mówią o 50. roku życia.
– Menopauza stanowi naturalną granicę – tłumaczy Weronika Chańska, bioetyczka z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Niemożność poczęcia dziecka przez kobietę po menopauzie nie wynika z przyczyn patologicznych. Jest ona naturalnym skutkiem przemian, jakie zachodzą w ludzkim organizmie w czasie procesu starzenia. Zastosowanie technik wspomaganej prokreacji u osób, które z powodu swojego wieku utraciły zdolność do poczęcia dziecka, nie byłoby więc leczeniem. Byłaby to wówczas ingerencja, mająca na celu poszerzenie – poza naturalne granice – ludzkich możliwości (w literaturze anglosaskiej określane jest to mianem enhancement) – tłumaczy bioetyczka z UJ.
– Granica ustanowiona przez biologię jest uzasadniona. Potem po prostu organizm się starzeje i ciąża jest bardzo obciążająca zarówno dla matki, jak i dziecka. Nie należy więc na siłę pokonywać barier biologii, choć techniczne możliwości istnieją – mówi Katarzyna Kozioł z kliniki Novum.
Lekarze wyliczają, że ciąża u starszych kobiet wiąże się z wieloma powikłaniami – niebezpiecznymi zarówno dla nich, jak i dla dziecka. – To ciąże wysokiego ryzyka – przyznaje Kozioł. I wylicza: wyższe ciśnienie może doprowadzić do odklejenia się łożyska, u ciężarnych w tym wieku częściej pojawia się cukrzyca, może dojść do wewnątrzmacicznego zahamowania wzrostu płodu, częściej dochodzi też do przedwczesnych porodów, zaś u wcześniaków jest większe ryzyko pojawienia się okołoporodowych uszkodzeń, w tym porażenia mózgowego czy innych nieprawidłowości. To nie znaczy, że wszystkie dzieci rodzą się z niepełnosprawnościami, ale ryzyko takich sytuacji jest większe niż w przypadku ciąży u 20–30-latek.
Eksperci wskazują też, iż należy obalić mit, że granica powinna dotyczyć tylko kobiet – zagrożeniem dla dziecka jest również zbyt późny wiek ojca. – Pacjenci powinni otrzymywać kompleksową informację o zależności między wiekiem a płodnością. Badania dowodzą, że im starsi panowie, tym częściej w materiale genetycznym ich plemników pojawiają się zaburzenia, co zwiększa ryzyko wystąpienia poważnych chorób jednogenowych u ich potomstwa – tłumaczy Dorota Białobrzeska-Łukaszuk.
Weronika Chańska przytacza jeszcze inny argument przeciwko zbyt późnym narodzinom: dobro dziecka. – Świadome powoływanie na świat dzieci, które z dużym prawdopodobieństwem staną się sierotami, jest działaniem nieodpowiedzialnym i krzywdzącym dla nich – podkreśla Chańska. I tłumaczy: powszechnie uważa się, że najlepsze warunki do psychicznego i emocjonalnego rozwoju dziecka zapewnia sytuacja, w której jest ono wychowywane przez swoich rodziców. W przypadku rodzicielstwa osób starszych istnieje duże prawdopodobieństwo, że dziecko zostanie osierocone przez jedno lub oboje z nich.
Podobnie uważa prof. Zbigniew Szawarski. – Stając między dylematem: prawo kobiety do autonomii czy dobro dziecka, opowiadam się po stronie dobra dziecka – mówi stanowczo. – Dziecko ma prawo do szczęśliwego dzieciństwa. I każdy przyzwoity rodzic powinien tego życzyć swojemu potomkowi – uważa filozof zajmujący się sprawami medycznymi. Jego zdaniem, tak jak narkomania czy alkoholizm, tak samo zaawansowany wiek rodzica może dla dziecka oznaczać nieszczęście. Nawet jeżeli okaże się, że dziecko 30-latki straci rodzica, a 50-latki dożyje dojrzałego wieku z ojcem i matką, to prosty rachunek prawdopodobieństwa wskazuje, że w tym drugim przypadku istnieje większe zagrożenie. – Rodzicielstwo to odpowiedzialność, a nie kaprys – dodaje.
Teoretyczne rozważania zdają się potwierdzać same wyznania dzieci. Dla wielu bohaterów wspomnianej książki Moniki Morris zmorą były chociażby uwagi pojawiające się w szkole, restauracji czy innych miejscach publicznych: „O, przyszli państwo z wnukami”. Te jednak należały do tych mniejszego kalibru. Przytaczane problemy społeczne były o wiele poważniejsze. Jedna z bohaterek „Last Chance Children” opisuje, jak wieczorami zakradała się do pokoju rodziców, by posłuchać, czy oddychają – tak jak to robią zazwyczaj właśnie opiekunowie małych dzieci. Role się odwróciły: to ona bała się, że jej rodzice umrą w czasie snu. Inna z bohaterek wspominała, że presja rosła z wiekiem: ojciec szybko zmarł, a matka stała się zależna od niej, już kiedy zaczynała studia. Towarzyszyła jej jeszcze inna myśl: o tym, żeby jak najszybciej zajść w ciążę, żeby jej dzieci miały jeszcze dziadków (zresztą ograbianie najmłodszych z kontaktu z dziadkami to częsty argument wysuwany przez przeciwników późnego macierzyństwa).
Zagrożenie osieroceniem jest niestety bardzo realne. Maria del Carmen Bousada de Lara (która została matką w wieku 67 lat) umarła dwa lata po porodzie, opuszczając małych chłopców. A sama przed śmiercią (umierała na raka) przyznawała, że być może jej decyzja była pochopna.
Do decyzji lekarza
Jak to wygląda w polskiej rzeczywistości? Pomimo przekonania ekspertów o konieczności wyznaczenia górnej granicy, wymogów w polskim prawie nie ma, więc kliniki leczenia niepłodności kierują się wewnętrznymi regulaminami. A ostateczną decyzję podejmuje i tak najczęściej lekarz.
W klinikach Invicta jako górną granicę ustalono 50 lat. – Długo nad tym debatowaliśmy, rozważaliśmy różne aspekty takiej decyzji. Musieliśmy wyznaczyć granicę, bowiem lekarze coraz częściej informowali, że zgłaszają się do nich coraz starsze kobiety, że mają wątpliwości, jak z nimi postępować – opowiada Dorota Białobrzeska-Łukaszuk. Jednak nie każda pacjentka w odpowiednim wieku, która się zgłosi do ich kliniki, może otrzymać to, czego chce. Wiele zależy od jej kondycji medycznej i emocjonalnej. Kobiety, które są w tym granicznym wieku, są dokładnie badane, wykonywane są im próba wysiłkowa, cytologia, mammografia etc. Najistotniejsze jest to, czy ciąża nie zaszkodzi ich zdrowiu. Dodatkowo psycholog bada motywy, rozmawia o różnych konsekwencjach późnego macierzyństwa. Niejednokrotnie po tych sesjach potencjalne matki rezygnują.
Podobnie jest w warszawskim Novum. Tu również granicą jest 50-51 lat. – Jednak ostateczną decyzję podejmuje lekarz, biorąc pod uwagę ogólny stan zdrowia pacjentki. Nieraz się zdarza, że kobiety młodsze, ze względu na stan zdrowia, nie mogą być zakwalifikowane do zabiegu – tłumaczy Kozioł.
Jest jeszcze jeden aspekt późnego macierzyństwa. Samotność. W grupie decydujących się na potomka w zaawansowanym wieku wiele kobiet nie ma partnerów. Do teraz nie było żadnych uregulowań w tej kwestii, a decyzja należała jedynie do kliniki.
W Novum z zasady nie wykonywano zabiegów in vitro u osób, które są same. – Nie rozwiązujemy problemów społecznych, tylko medyczne. A jeżeli ktoś nie ma dziecka, bo nie udało mu się z nikim związać, to nie jest przeszkoda natury medycznej – tłumaczy Katarzyna Kozioł. Jednak w wielu klinikach takich ograniczeń nie ma (będą od listopada, od kiedy wejdą ogólnokrajowe regulacje rynku leczenia niepłodności).
Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, kiedy dochodzi do adopcji zarodków. A u osób starszych najczęściej jajeczko jest od dawcy, czyli dziecko genetycznie pochodzi od innej kobiety. Przy osobie samotnej również ojciec jest genetycznie nieznany. To, jak wynika z różnych badań, sytuacja bardzo niekorzystna, przede wszystkim dla dzieci. Sama data i miejsce urodzin (to dane, które najczęściej mogą poznać dzieci anonimowych dawców) im nie wystarczają. Potrzeba odnalezienia korzeni jest bardzo silna. – Ojciec powinien istnieć, choćby jako historia, zdjęcia. Dziecko musi mieć szansę dowiedzenia się czegoś o swoich przodkach, to dla wielu kluczowe – mówi jeden z ekspertów.
Lepiej wykształcone
Choć przepisy regulujące rynek in vitro mają wejść w życie za półtora miesiąca, nie wprowadzają ograniczeń ani co do wieku matek, ani co do dawców. Inicjator ustawy, wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki uważa, że byłaby to dyskryminacja ze względu na wiek. – Nie można wprowadzać odgórnej granicy wieku dla rodzących metodą in vitro – przekonuje. Jego zdaniem państwo nie ma prawa regulować, kto może zostać rodzicem. – Każdy ma prawo do samostanowienia – podkreśla wiceminister.
I nie jest w tym poglądzie odosobniony. Bowiem sprawa nie jest wcale taka oczywista. Pod tekstem w jednej z brytyjskich gazet opisujących historię Niemki z czworaczkami wylewa się zwykły hejt: od określeń „walnięta” po wpisy babć, które przekonują, że doświadczają na własnej skórze, co to znaczy zajmować się małymi dziećmi, i twierdzą, że matka w tak zaawansowanym wieku ma małe szanse podołać wyzwaniu, jakim jest wychowanie czworga noworodków. Jedna z osób pisze jednak: „Na litość boską, co ma tu do rzeczy wiek matki? Dzieci są zdrowe, kochane, a ona szczęśliwa. Ja sama miałam 16 lat, kiedy straciłam matkę, a ona urodziła mnie w wieku 30 lat. Każdy może zginąć. Ta kobieta może mieć jeszcze 40 lat życia przed sobą. Wasze komentarze to zwykły seksizm i ageizm” – pisze jedna z internautek.
Podobne argumenty wysuwa amerykańska dziennikarka Lisa Miller w artykule sprzed czterech lat „Parents of a Certain Age” w „New York Magazine”. Przewrotnie wskazuje na badania świadczące o tym, że zaawansowany wiek rodziców może wręcz być korzystny dla dziecka. Przytacza analizy prowadzone w 2008 r. przez Brada Van Voorhisa, szefa kliniki płodności na Uniwersytecie Iowa, który analizował poziom inteligencji u dzieci poczętych metodą in vitro. Badania przeprowadzone na próbie 423 dzieci (w wieku od 8 do 17 lat) wykazały, że mają one lepsze od rówieśników wyniki w czytaniu, matematyce i wykazują wieksze zdolności językowe. Zaś im starsza matka, tym lepszy wynik. Powód? Zdaniem samego autora badań może to być efekt tego, że rodzice takich dzieci są często bogatsi, lepiej wykształceni, skoncentrowani, zaangażowani w edukację syna czy córki, a także mają dla nich więcej czasu.
To kolejny element przemawiający na korzyść starszych rodziców: są często mniej zestresowani niż ci młodsi. Badania Richarda Paulsona, szefa programu płodności z Uniwersytetu w Kalifornii, wykazały, że u 50-letnich matek natężenie zmęczenia i stresu jest mniejsze niż u 30-letnich. A im mniejszy stres, tym lepiej dla dzieci.
Istnieją jeszcze bardziej przewrotne badania: nawet gdy rodzic umiera, zanim dziecko osiągnie wiek dojrzały, to wcale nie musi źle wpłynąć na jego psychikę. W 2009 r. w czasopiśmie „Developmental Psychology” naukowcy z Arizona State University opublikowali badania temu poświęcone („Emotional and cardiovascular sensitization to daily stress following childhood parental loss”). Badacze poprosili 91 studentów, by nosili urządzenia mierzące ciśnienie krwi, a także monitorowali codzienny stres. Połowa z nich została osierocona przed 17. rokiem życia, połowa pochodziła z pełnych rodzin. Wynik był zaskakujący – ci, którzy stracili opiekunów, lepiej sobie radzili z codziennymi kłopotami życiowymi. Najgorzej zaś wypadały dzieci, których rodzice żyli i byli nadopiekuńczy. Trudno mówić o reprezentatywnej próbie, ale te ustalenia mogą dać do myślenia.
Amerykańska dziennikarka Lisa Miller przekonuje, że w kontekście dobra dziecka wymienianie wieku jako czynnika je krzywdzącego jest obłudne. Krzywda się dzieje, kiedy dziecko jest bite, męczone psychicznie, a nie kiedy rodzic nie gra tak sprawnie w piłkę jak ktoś od niego młodszy. Tym bardziej że młody rodzic może w ogóle nie znaleźć na to czasu. Będzie zajęty pracą i zarabianiem. Jedna z bohaterek jej tekstu w „New York Magazine” – 59-latka – zaadoptowała dwójkę małych dzieci. Pytana, czy nie boi się, że w wieku 20 lat mogą zostać same, odpowiada: „Co jest lepsze: 20 lat szczęśliwego i dostatniego życia, czy 20 lat w domu dziecka?”.
No właśnie, i wreszcie dostatek. Część ekspertów uważa, że pieniądze mają istotne znaczenie. W większości przypadków grupa decydująca się na późny poród jest majętna, choćby dlatego, że musi ich być stać na dość kosztowną procedurę. A to również znaczy, że mogą zatrudnić pomoc, nianię, nie muszą ciężko pracować, mają czas. – Z moich obserwacji wynika, że najczęściej z taką prośbą zgłaszają się kobiety, które są same już ułożone zawodowo, zabezpieczone materialnie i są w stanie zabezpieczyć pod tym kątem dziecko – mówi Dorota Białobrzeska-Łukaszuk. I dodaje, że pamięta, jakie pozytywne wrażenie zrobiło na niej spotkanie ze starszymi matkami w Londynie. Prowadziły zajęcia, dzieląc się swoimi przeżyciami. – Ich przekaz był jasny: nie dajmy się, jesteśmy młode duchem, zadbane, wysportowane. Możemy dać naszym dzieciom nawet więcej niż młodsze mamy. Dojrzałe macierzyństwo, nieprzypadkowe, bezpieczne i dostatnie. To brzmiało przekonująco – uśmiecha się Białobrzeska-Łukaszuk. Między innymi dlatego dyskusja o granicy wieku u nich w klinice nie była prosta. Zresztą część bohaterów z książki Morris mówiła, że z wiekiem rodziców nie miała żadnych problemów. Wręcz odwrotnie – zaoferowali im oni spokojne, dojrzałe rodzicielstwo. I dzieci są im za to wdzięczne.
Zastosowanie technik wspomaganej prokreacji u osób, które z powodu swojego wieku utraciły zdolność do poczęcia dziecka, nie byłoby leczeniem. Byłaby to wówczas ingerencja, mająca na celu poszerzenie – poza naturalne granice – ludzkich możliwości – tłumaczy Weronika Chańska, bioetyczka z Uniwersytetu Jagiellońskiego