Imigranci stanowią już w niektórych branżach w Polsce ponad połowę pracujących. Dominują w sprzątaniu i dozorowaniu, obsłudze hoteli i pensjonatów, gastronomii, opiece nad dziećmi i seniorami, odgrywają kluczową rolę w transporcie, handlu i budownictwie, a także w przemyśle i zbiorach owoców. Ukraińców zastępują Filipińczycy i Kolumbijczycy. Polaków chętnych do tych robót nie ma.
- Imigranci: realny wkład Ukraińców w PKB Polski
- Imigranci: wkład pracy cudzoziemców w dobrobyt Polek i Polaków jest większy niż wynika z danych GUS
- Rynek pracy: Polek i Polaków do prac prostych i niewdzięcznych nie ma i nie będzie
- Rynek pracy a polityka migracyjna
- Dlaczego oczernianie Ukraińców i szczucie na imigrantów szkodzi polskiej gospodarce
Z wykonanej przez gazetaprawna.pl analizy najnowszych danych GUS (za styczeń 2025 r.) wynika, że wśród nieco ponad 15 mln pracujących w gospodarce narodowej w Polsce, w tym 11,5 mln zatrudnionych poza sektorem publicznym, było prawie 1,1 mln cudzoziemców. Stanowili oni ponad 7 proc. ogółu zatrudnionych, ale w niektórych sekcjach PKD ten odsetek był wyższy i to nawet kilkukrotnie:
- Administrowanie i działalność wspierająca - 40,35 proc.
- Zakwaterowanie i gastronomia - 20,87 proc.
- Transport i gospodarka magazynowa - 16,26 proc.
- Budownictwo - 12,16 proc.
- Informacja i komunikacja - 10,49 proc.
- Pozostała działalność usługowa - 8,69 proc.
Z naszych szczegółowych analiz wynika, że w działach należących do tych oraz innych sekcji PKD (jak handel, rolnictwo, opieka) udział cudzoziemców często zbliża się do 50 proc. lub nawet przekracza ten próg, a w przemyśle przetwórczym dynamicznie rośnie, przy czym ustabilizowała się lub spada liczba Ukrainek i Ukraińców, natomiast nawet 100-procentowe wzrosty rok do roku notują inne grupy narodowe, zwłaszcza Filipińczycy i Kolumbijczycy. Wśród 1,2 mln cudzoziemców zarejestrowanych z ZUS są przedstawiciele ponad 150 krajów – jeszcze dekadę temu było to 14 krajów.
Analitycy podkreślają, że wzrost udziału cudzoziemców – zwłaszcza w profesjach i branżach związanych z dużą ilością mozolnej pracy fizycznej – wynika z ogromnych braków kadrowych w Polsce i całej Europie. Te z kolei są konsekwencją długofalowych procesów demograficznych. Obecnie na rynek pracy wkraczają pokolenia, w których urodziło się niemal dwa razy mniej dzieci niż w tych, które niebawem będą przechodzić na emerytury. Wedle szacunków Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w ciągu najbliższej dekady z rynku pracy zniknie nam 2,1 mln pracowników. Aby gospodarka nie doznała katastrofalnego wstrząsu skutkującego spadkiem PKB znaczną część prac, zwłaszcza w przemyśle, musimy zautomatyzować i zrobotyzować, natomiast w pozostałych branżach, trudno poddających się automatyzacji (opieka, gastronomia, hotelarstwo, większość usług, budownictwo, rolnictwo…) jedynym wyjściem jest zatrudnianie cudzoziemców jak najlepiej dopasowanych do potrzeb rynku pracy i możliwie kulturowo nam bliskich.
Poprawa struktury demograficznej Polek i Polaków też jest możliwa, ale nawet ewentualny wzrost wskaźnika dzietności z obecnego (rekordowo niskiego w dziejach) 1,0 do 1,8, a najlepiej 2,1 dałby efekt na rynku pracy dopiero za 20-25 lat. Polska nie ma tyle czasu.
Imigranci: realny wkład Ukraińców w PKB Polski
Wedle najświeższych analiz ekspertów Narodowego Banku Polskiego (NBP Working Paper No. 376, How Much Are Ukrainian Refugees Contributing to the Polish Economy? Autorzy: Paweł Strzelecki, Jakub Growiec, Robert Wyszyński), dane GUS mogą być mocno niedoszacowane z uwagi na to, że wielu cudzoziemców, zwłaszcza Ukraińców, wymyka się statystykom. Chodzi m.in. o osoby wykonujące działalność gospodarczą w rolnictwie, młodych poniżej 27 roku życia (zwolnionych z opłacania składek na ubezpieczenia społeczne z tytułu umów zlecenia), a przede wszystkim o imigrantów pracujących na czarno. Wedle szacunków NBP, wśród pracujących nad Wisłą Ukraińców odsetek zatrudnionych wymykających się statystykom może wynosić nawet 33 proc. i jest zdecydowanie wyższy od średniej dla rodzimych pracowników. Mowa tu o 600 tys. ludzi.
Bardzo ważna uwaga: podczas gdy jedna trzecia pracowników rodzimych – czyli Polek i Polaków - zatrudnionych jest w naszym kraju na stanowiskach specjalistycznych i menedżerskich, to wśród imigrantów odsetek ten wynosi tylko 11-13 proc. Najczęstszymi zawodami wśród ukraińskich imigrantów sprzed wybuchu pełnoskalowej wojny, a zwłaszcza uchodźców, były te najniższego szczebla: proste prace, pracownicy fizyczni, praca w usługach osobistych. Prostymi pracami zajmowało się 53 proc. imigrantów i aż 68 proc. uchodźców. „Biorąc pod uwagę duży udział Ukraińców z wyższym wykształceniem w polskiej sile roboczej, znaczna część imigrantów pracuje poniżej swoich kwalifikacji” – czytamy w raporcie NBP.
I jeszcze jedna istotna uwaga z tego raportu: statystyczny Ukrainiec (a to Ukraińcy wciąż dominują wśród zatrudnionych cudzoziemców) spędza w pracy tydzień w tydzień o ok. 20 proc. więcej czasu niż statystyczny Polak: „Z danych badania wynika, że wszystkie główne grupy imigrantów pracowały znacznie dłużej (od 48,4 do 50,8 godzin tygodniowo w latach 2019-23) niż pracownicy rodzimi (38,5 godzin w 2023 r.)”. Miało to i ma duże znaczenie dla firm i całej gospodarki. Autorzy raportu zwracają uwagę, że w ostatnich latach polska produktywność rośnie wyraźnie wolniej i ma coraz mniejszy wkład we wzrost PKB. Spadek tego wkładu został zrekompensowany z nawiązką właśnie przez ponadprzeciętną pracę cudzoziemców. Sami imigranci, którzy dotarli do Polski z Ukrainy przed pełnoskalową inwazją Rosji w 2022 r., w latach 2021-23 przyczynili się do średniorocznego wzrostu PKB o 0,5 pkt. proc., co stanowiło aż 18 proc. całego wzrostu PKB Polski. Z kolei praca ukraińskich uchodźców, którzy zjechali do Polski w związku z rosyjską agresją, podbiła PKB Polski o 0,8 pkt proc. rocznie. To aż 29 proc. całego wzrostu PKB naszego kraju.
Podstawowe wnioski są takie, że bez wkładu cudzoziemców:
- Polska rozwijałaby się zdecydowanie wolniej i byłaby o wiele biedniejsza niż obecnie
- Kilka sekcji gospodarki w zasadzie przestałoby funkcjonować – w tym takie, na których Polska zbudowała swą gospodarczą pozycję i przewagi konkurencyjne (logistyka, transport, przemysł przetwórczy) oraz kluczowe dla poziomu i jakości życia (budownictwo, usługi)
- Polska miałaby zdecydowanie niższe wpływy z podatków oraz ze składek ZUS.
Imigranci: wkład pracy cudzoziemców w dobrobyt Polek i Polaków jest większy niż wynika z danych GUS
Co umyka przedstawionym na wstępie statystykom GUS? Po pierwsze dane te odnoszą się do całych sekcji PKD, które są bardzo szerokie i obejmują szereg mocno zróżnicowanych działów, więc często jest tak, że w jednym dziale w ogóle nie ma cudzoziemców, a w innym są oni mocno nadreprezentowani. Np. wedle oficjalnych danych, cudzoziemcy stanowią zaledwie 1,03 proc. pracowników w sekcji rolnictwo, leśnictwo, łowiectwo i rybactwo, tymczasem zwykła przejażdżka po dowolnej plantacji w Polsce uświadamia, że wśród zbierających owoce miękkie (truskawki czy jagody) niezwykle trudno znaleźć jakiegoś Polaka. Od przynajmniej dekady zajmują się tym przede wszystkim cudzoziemcy, w minionych latach byli to w większości Ukraińcy oraz Białorusini, i to coraz starsi (50+), bo młodsi znajdowali w naszym kraju bardziej wdzięczne i lepiej płatne zajęcia.
Sekcja PKD administrowanie i działalność wspierająca obejmuje takie działy, jak wynajem i dzierżawa, działalność związana z zatrudnieniem, działalność związana z turystyką, działalność detektywistyczna i ochroniarska, utrzymanie porządku w budynkach i zagospodarowanie terenów zieleni, administracyjna obsługa biura; wspomaganie działalności gospodarczej oraz dział nieustalony. W całej tej sekcji cudzoziemcy stanowią ponad 40 proc. pracujących, ale w sprzątaniu obiektów oraz dozorze – zdecydowanie dominują. Właściwie wszystkie proste prace wykonują już imigranci, jedyna zmiana w ostatnich miesiącach polega na zastępowaniu wyjeżdżających, głównie na Zachód, Ukraińców przybyszami z Azji i Ameryki Południowej, czyli m.in. Filipińczykami i Kolumbijczykami.
Dane GUS wskazują też na to, że w sekcji PKD pn. Handel; naprawa pojazdów samochodowych obcokrajowcy stanowią tylko nieco ponad 4 proc. pracujących. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę sam tylko handel detaliczny, zwłaszcza w większych miastach, to ten odsetek wielokrotnie rośnie. Podobnie jest w budownictwie: udział cudzoziemców w całej tej sekcji ma wynosić nieco ponad 12 proc., ale np. w budownictwie mieszkaniowym w wielkich miastach przekracza 50 proc. i wśród robotników trudno znaleźć Polaka. Obraz silnie zaburza tu też potężna szara strefa i duża skala zatrudnienia na czarno. Nieco mniejszą skalę ma to zjawisko w transporcie i gospodarce magazynowej, ale i tutaj imigranci stali się na tyle wielką grupą, że trudno sobie wyobrazić cały biznes bez nich.
Jedną wielką szarą strefą w Polsce (i nie tylko) jest opieka domowa nad dziećmi oraz osobami starszymi i z niepełnosprawnością. W gronie zatrudnionych na czarno od dekady zdecydowanie dominują cudzoziemki, przede wszystkim Ukrainki.
I wreszcie przetwórstwo przemysłowe, w którym w liczbach bezwzględnych pracuje najwięcej obcokrajowców. Formalnie stanowią oni nieco ponad 7 proc. ogółu zatrudnionych w tej sekcji, ale codziennie przybywa w Polsce fabryk, w których imigranci stanowią lwią część załogi, albo dominują wśród robotników wykonujących prostsze i najbardziej niewdzięczne, ale konieczne prace.
Według danych Ministerstwa Pracy opisujących liczbę obywateli Ukrainy zatrudnionych na podstawie zgłoszeń, wśród samych uchodźców z Ukrainy najwięcej było zatrudnionych w: przetwórstwie przemysłowym (ok. 28 proc.), w działalności administracyjno-usługowej (19 proc.), transporcie i gospodarce magazynowej (18 proc.), budownictwie (8 proc.), zakwaterowaniu i gastronomii (7 proc.), a także w handlu detalicznym i hurtowym (7 proc.). „W porównaniu ze strukturą zatrudnienia ogółem w Polsce (BAEL) grupa Ukraińców (zarówno przedwojennych emigrantów zarobkowych, jak i uchodźców) była nadreprezentowana, zwłaszcza w takich kategoriach PKD, jak transport i gospodarka magazynowa, zakwaterowanie i gastronomia oraz działalność administracyjna” – czytamy w raporcie NBP.
Co istotne, ci wszyscy cudzoziemcy nikomu nie odebrali pracy, bo na zajmowane przez nich stanowiska nie ma chętnych w promieniu wielu, często ponad stu, kilometrów.
Rynek pracy: Polek i Polaków do prac prostych i niewdzięcznych nie ma i nie będzie
Według zeszłorocznego raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego („Konsekwencje zmian demograficznych dla podaży pracy w Polsce (autorzy: Paula Kukołowicz, Paweł Leszczyński, Jędrzej Lubasiński, redakcja merytoryczna: Andrzej Kubisiak) w 2023 r. aż 4,2 mln osób pracujących w Polsce było w wieku 50-59 (kobiety) lub 55-64 lata (mężczyźni), czyli miało mniej niż 10 lat do ukończenia ustawowego wieku emerytalnego.
Z analizy najnowszych danych GUS wynika, że ta liczba nadal przekracza 4 mln i stanowi ponad 23,5 proc. ogółu zatrudnionych (wedle BAEL jest to ok. 17 mln, czyli o 2 mln więcej niż wynika z bieżących raportów GUS o liczbie pracujących w gospodarce narodowej) i ponad jedną czwartą wszystkich zatrudnionych w wieku 18-64 lat. Na podstawie dotychczasowych trendów demograficznych, czyli przede wszystkim danych o liczebności poszczególnych roczników i o napływie cudzoziemców do Polski oraz o przeciętnym wieku przechodzenia Polek i Polaków na emerytury, można prognozować, że:
- zdecydowana większość (95-97 proc.) z owych 4 mln najstarszych pracowników w ciągu najbliższej dekady przejdzie na emerytury
- pokolenia, które będą wchodzić w tym czasie na rynek pracy, są zdecydowanie mniej liczne od poprzednich, np. w 1965 r. urodziło się w Polsce 263 tys. dziewczynek - te, które dożyły i pracują osiągają w tym roku wiek emerytalny; równocześnie pełnoletniość osiągają dziewczęta z rocznika 2007, w którym urodziło się tylko 186 tys. dziewczynek. Ta różnica stale się powiększa: np. w 2042 r. wiek emerytalny osiągną kobiety z rocznika 1982, gdy urodziło się 350 tys. dziewczynek, a w pełnoletniość wejdzie rocznik 2024, gdy na świat przyszło tylko 122 tys. dziewczynek. Ze stanu równowagi przechodzimy obecnie do relacji 2:1, a w perspektywie niespełna dwóch dekad: 3:1. Widać to wyraźnie na tej ilustracji:
Eksperci PIE szacują, że w miejsce 4 mln ludzi, którzy przejdą na emerytury, pojawi się na polskim rynku pracy zaledwie 2 mln młodych; ubytek pracowników wyniesie więc w ciągu dekady ok. 2 mln ludzi. To ponad 12 proc. wszystkich dzisiaj pracujących w Polsce. Ubytki w poszczególnych latach oraz w konkretnych sekcjach gospodarki pokazujemy na wykresie:
Równocześnie na polskim rynku pracy dokonuje się ogromna zmiana jakościowa – coraz więcej osób (zwłaszcza kobiet) zdobywa wyższe wykształcenie i podejmuje pracę na stanowiskach specjalistycznych oraz menedżerskich, natomiast szybko maleje odsetek Polek i Polaków zainteresowanych wykonywaniem prac prostych, uciążliwych, fizycznych, zwłaszcza nie wymagających kwalifikacji i nisko płatnych. Tegoroczny Barometr Rynku Pracy, powstający pod auspicjami Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej, pierwszy raz w historii nie wykazał żadnych zawodów nadwyżkowych, czyli takich, w których zanotowano by na rynku nadmiar pracowników. Jako deficytowe, cechujące się chronicznym niedoborem pracowników, wskazano aż 35 profesji. Dominują wśród nich zawody fizyczne – od robotników budowlanych, dekarzy, elektryków, spawaczy, monterów, murarzy i tynkarzy po magazynierów, kierowców i operatorów sprzętu. Na liście są też pielęgniarki i położne, opiekunowie osoby starszej lub niepełnosprawnej oraz lekarze i psycholodzy.
Rynek pracy a polityka migracyjna
Jak wynika z danych GUS i PIE, w roku 2013 na polskim rynku pracy przestaliśmy odczuwać efekty kolejnych powojennych wyżów demograficznych i liczba pracowników w wieku produkcyjnym przestała przyrastać. W kolejnych latach, za sprawą niżów, zaczęła się kurczyć i w 2024 r., a więc zaledwie w dekadę, wróciła do poziomu z początku przemian, czyli 1990 r. Eksperci podkreślają, że tak ogromny niedobór rąk i mózgów do pracy byłby dla polskiej gospodarki ciosem niemal zabójczym, ale w okolicach 2014 r., po rosyjskiej agresji na Krym i Donbas, zaczęły do naszego kraju napływać coraz liczniejsze grupy uchodźców i migrantów zarobkowych z Ukrainy. Można skrótowo stwierdzić, że nieszczęście, jakie spadło na Ukrainę, w znacznej mierze pomogło uratować polską gospodarkę.
Sprawujący władzę w Polsce od końca 2015 r. rząd PiS radykalnie zwiększył liczbę zezwoleń na pracę cudzoziemców: wedle danych resortu pracy w 2016 r. wydano ich ponad 127 tys., a trzy lata później już blisko 445 tys. Po lekkim spadku w 2020 r. , spowodowanym przez pandemię, w 2021 r. liczba zezwoleń sięgnęła rekordowych 505 tys. W 2022 r. spadła do 365,5 tys., a w 2023 r. do niespełna 321 tys. W 2024 r. (rząd PO-PSL) minimalnie wzrosła - do niecałych 323 tys. Spadek liczby zezwoleń w ostatnich trzech latach nie oznaczał jednak zmniejszenia liczby pracujących cudzoziemców – populacja zarejestrowanych w ZUS przekroczyła już 1,2 mln. Mamy jednak do czynienia z ewidentną stabilizacją, a w przypadku Ukraińców – nawet lekkim odpływem.
Wedle Eurostatu, w 2023 r. (ostatnim roku rządów PiS) Polska wydała 642 800 pozwoleń na pobyt cudzoziemców, czyli nieco mniej niż w 2022 r. (ponad 700 tys.), ale najwięcej w całej Unii Europejskiej. Państwa unijne wydały wtedy łącznie ponad 3,7 mln zezwoleń na pobyt dla obywateli spoza UE. Na Polskę przypadło aż 17 proc. wszystkich przyznanych dokumentów, na drugim miejscu znalazły się Niemcy z 16 proc. (586 140), a na trzecim Hiszpania z 15 proc. ogółu zezwoleń (549 tys.). Głównym motywem wydania zezwoleń w UE (33,8 proc. ogółu) było podjęcie pracy. Okoliczności rodzinne stanowiły 14,3 proc., a inne czynniki, w tym ochrona międzynarodowa, stanowiły 25,6 proc. W Polsce aż dwie trzecie wszystkich pozwoleń zostało wydanych z powodu podjęcia pracy, tylko 3 proc. z powodów rodzinnych, a niecałe 5 proc. – w związku z edukacją.
89 tys. z owych 3,7 mln przybyszy spoza UE otrzymało Niebieską Kartę UE przeznaczoną dla pracowników o wysokich kwalifikacjach. Prawie 80 proc. z nich wydali Niemcy. Polska – 7 proc., co znaczy, że do naszego kraju trafiali przede wszystkim pracownicy fizyczni, do prac prostych, często poniżej kwalifikacji.
Dlaczego oczernianie Ukraińców i szczucie na imigrantów szkodzi polskiej gospodarce
80 proc. Ukraińców w Polsce deklaruje stabilne zatrudnienie i często perspektywę dłuższego pobytu, ale tylko 11 proc. z nich czuje się w pełni zintegrowanych ze społeczeństwem, a 34 proc. określa swoją sytuację jako „częściowo zakorzenioną”. Ukraińcy jako barierę w integracji wskazują nie język, ani brak dokumentów, lecz poczucie nieakceptacji. Blisko połowa ankietowanych przyznała, że nigdy lub prawie nigdy nie ma kontaktu z Polakami poza pracą, a aż 69 proc. doświadczyło uprzedzeń lub lekceważenia – wynika z badania przeprowadzonego między 5 maja a 5 czerwca 2025 r. przez Centrum Analityczne Gremi Personal w siedmiu największych miastach Polski: Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku, Poznaniu, Łodzi i Szczecinie (objęło w sumie 1 560 obywateli Ukrainy).
Zaledwie 18 proc. ankietowanych stwierdziło, że media pokazują Ukraińców w pozytywnym świetle, 32 uznało przekaz za wyważony, a 26 proc. jako stereotypowy. Nawarstwienie uprzedzeń i niechęci sprawia, że rośnie wśród Ukraińców odsetek osób niepewnych, czy zostanie w Polsce: dla 45,3 proc. decyzja zależy od rozwoju sytuacji, 17,9 proc. planuje powrót do Ukrainy, 10,4 proc. traktuje pobyt w Polsce jako tymczasowy, a tylko 13,2 proc. chce zostać na stałe, jeśli sytuacja będzie stabilna.
Ukraińcy widzą zatem, że pracują, mają znaczny wkład w tworzenie polskiego PKB, płacą podatki i składki, nakręcają lokalny handel i wspierają budżety lokalne – ale często są postrzegani jako „inni” w przestrzeni publicznej oraz mediach. Najbardziej boli ich mit, że migranci „zabierają pracę” lub „korzystają z systemu”, silnie wykorzystywany przez polityków w trakcie kampanii wyborczych oraz w ostatnim czasie.
Eksperci Gremi ostrzegają, że brak społecznej akceptacji migrantów może być głównym powodem masowego opuszczania Polski przez Ukraińców, co będzie miało dramatyczne konsekwencje na rynku pracy, doprowadzi do drastycznego wzrostu cen wielu usług i produktów, a w efekcie – do obniżenia jakości i poziomu życia milionów Polek i Polaków. Exodus Ukraińców uderzyłby także w konkurencyjność wielu polskich firm korzystających dziś z pracy lojalnych, pracowitych i bardzo wydajnych pracowników. Korzystając z tymczasowej ochrony w UE, wielu Ukraińców decyduje się już teraz na pracę w Niemczech, Holandii i Skandynawii, a także w Czechach, gdzie nie ma tak silnej narracji antyukraińskiej.
Imigranci na rynku pracy: jeśli nie Ukraińcy, to kto?
Inna sprawa, że Ukraińcy napotykają na polskim rynku pracy na coraz ostrzejszą konkurencję ze strony rosnącej grupy pracowników z krajów dotąd u nas egzotycznych. Wśród 1,2 mln zarejestrowanych w ZUS są przedstawiciele ponad 150 krajów (dekadę temu było to tylko 14 krajów). W 2024 r. podwoiła się liczba zatrudnionych nad Wisłą Kolumbijczyków, a populacja Filipińczyków powiększyła się o połowę. Do Polski ciągną też pracownicy z Indii i Bangladeszu.
Na początku tej dekady pozwolenia na pracę miało 7,5 tys. Filipińczyków. W zeszłym roku było to już prawie 50 tys. W ZUS zarejestrowanych jest ok. 15 tys. obywateli z Filipin i jest to już piąta pod względem wielkości zagraniczna grupa zawodowa – po obywatelach Ukrainy (781 811), Białorusi (133 176), Gruzji (24 443) i Indii (22 326). Dynamika wzrostu populacji Filipińczyków jest przy tym największa, a to dlatego, że pracownicy z tego kraju uchodzą za pracowitych, punktualnych, rzetelnych, lojalnych, a przy tym uprzejmych i bezproblemowych. Lubią wiązać się dłużej z daną firmą, a ich zaangażowanie i lojalność wzmacnia to, że po 5 latach legalnego zatrudnienia w Polsce mogą ubiegać się o pobyt stały. Dla części pracodawców ważne jest też osadzenie Filipinczyków w kulturze chrześcijańskiej. Duże znaczenie ma umiejętność współpracy w grupie, komunikatywność i dobra znajomość języka angielskiego. Wedle rekruterów, Filipińczycy dobrze sprawdzają się w produkcji, usługach, opiece, obsłudze klienta, a z uwagi na dobre wykształcenie - również w zespołach międzynarodowych.
W Polsce pracują już w przemyśle, jako operatorzy maszyn, elektrycy, spawacze TIG, a także jako personel medyczny, mają bardzo dobre perspektywy w rolnictwie (zastępują Ukraińców przy zbiorach owoców) oraz budownictwie. Najwięcej Filipińczyków pracuje na Mazowszu oraz w Szczecinie. Dominują młodzi obu płci w wieku 20–39 lat.
Równie szybko przybywa w Polsce obywateli Kolumbii – w dwa lata ich liczba się potroiła. Dekadę temu oficjalnie pracowało u nas zaledwie 108 Kolumbijczyków, w 2023 r. 5 200, a obecnie jest ich już ok. 17 tys., najwięcej w województwie mazowieckim. Wykonują głównie prace proste: sprzątają obiekty (w tym hotele i pensjonaty), pakują paczki, coraz częściej znajdują też miejsca w fabrykach, zwłaszcza w branży spożywczej (w zakładach przetwórstwa owocowo-warzywnego, rybnego, mlecznego, mięsnego) oraz na budowach. Podobnie jak Filipińczycy, cenieni są za lojalność wobec pracodawcy.
Imigranci a dobrobyt Polaków: wnioski z raportu NBP
Autorzy przywołanego na wstępie raportu NBP o wpływie imigrantów na polski rynek pracy i wzrost gospodarczy formułują trzy podstawowe wnioski:
Po pierwsze, odkąd w 2014 r. Polska zmieniła swój status z kraju emigracyjnego na kraj imigracyjny, imigranci – głównie z Ukrainy – znacząco przyczynili się do wzrostu produkcji Polski oraz konwergencji gospodarki w kierunku Europy Zachodniej (…).
Po drugie, gdyby w przyszłości imigranci mieli zostać w Polsce na dłużej, to biorąc pod uwagę fakt, że są oni przeciętnie młodsi niż rodowici Polacy, mogliby przynajmniej częściowo złagodzić problem szybko starzejącej się siły roboczej w Polsce. Jednak w dłuższej perspektywie potencjał ten jest ograniczony, ponieważ dzietność wśród Ukraińców czy Białorusinów jest jeszcze niższa niż wśród rodowitych Polaków (choć ta jest tragiczna).
Po trzecie, (…) ukraińscy uchodźcy szybko szukali i znajdowali zatrudnienie w Polsce. O ile w 2022 r. pracowali głównie w prostych zawodach poniżej swoich kwalifikacji, o tyle już w ciągu roku większość z nich nauczyła się języka ojczystego i przeszła do lepiej dopasowanych (i lepiej płatnych) miejsc pracy. Do końca 2023 roku zatrudnionych było ok. 40 proc. uchodźców, mimo że wiele z nich stanowiły kobiety z dziećmi. Autorzy zastrzegają przy tym, że przykład uchodźców z Ukrainy nie jest reprezentatywny dla wszystkich grup uchodźców szukających schronienia w Europie – z badań OECD wynika, że wielu z nich ma problemy z adaptacją z uwagi na różnice kulturowe i poziom wykształcenia, a przez to nie podejmuje pracy równie często i chętnie, jak to robili i robią w Polsce Ukraińcy.
Analitycy NBP zastanawiają się przy tym, czy duży napływ imigrantów, czyli – de facto – względna „obfitość taniej siły roboczej” nie skłoniła aby polskich przedsiębiorców do „odłożenia inwestycji w modernizację technologiczną lub automatyzację”, zwłaszcza w sektorach jak przemysł, gdzie takie inwestycje były i są wskazane. Poziom robotyzacji w polskim przemyśle jest wyraźnie niższy niż w krajach bardziej rozwiniętych: liczba robotów na 10 tys. zatrudnionych w tym sektorze jest nad Wisłą osiem razy niższa niż w Niemczech i Skandynawii i blisko 20 razy mniejsza niż w Korei Południowej. Co gorsza: ten dystans rośnie, bo montujemy w Polsce w rok tyle robotów przemysłowych, co Niemcy w miesiąc i Chinczycy w… trzy dni. Efekt? Mówiąc najprościej: wiele zadań, które w bardzo produktywnych gospodarkach wykonują automaty i roboty, u nas wciąż są dziełem wysiłku ludzi. Coraz częściej - imigrantów.
Nie zmienia to faktu, że cudzoziemcy dominują także w pracach prostych w branżach trudno poddających się automatyzacji, jak różnego rodzaju usługi, gastronomia, hotelarstwo oraz budownictwo i rolnictwo. Nie da się ich łatwo zastąpić robotami, a Polki i Polacy nie palą się do sprzątania, słania łóżek, ani zbierania truskawek. Wolą te usługi i truskawki kupić, najlepiej w okazyjnej cenie.