Zapowiedzi nakładania przez Donalda Trumpa drakońskich ceł na partnerów handlowych mają dwa główne cele: zmniejszenie deficytów handlowych Stanów Zjednoczonych z poszczególnymi krajami, ale i doprowadzenie do tego, że taryfy będą znaczącym źródłem dochodów budżetowych – ocenia w „Kasie Wilkowicza” Krzysztof Błędowski, wykładowca Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, a równocześnie ekonomista, który kilka dekad pracował za Atlantykiem (wywiad przeprowadziliśmy, gdy nasz rozmówca był w Kanadzie).
Trump stawia na cła jako źródło dochodów budżetu
– Jeśli to ma być źródło dochodów, to wydaje mi się, że trudno będzie jakiemukolwiek partnerowi handlowemu, nawet tak dużym jak Kanada czy Unia Europejska, zejść jeśli chodzi o poziom ceł poniżej 10 proc. – wskazał nasz rozmówca.
– Umownie traktuję te 10 proc. To może być 8 proc. czy 12 proc. Nigdy nie wiadomo, jaką liczbę rzuci Donald Trump następnego dnia. Ale ten bazowy próg to jest coś, co on będzie uważał za zasadne, bo przyniesie dodatkowy dochód, którym będzie mógł się pochwalić przed wyborcami – stwierdził Błędowski.
Konsumenci nie zyskają, ale niektóre firmy dostają „złoty płot”
Jego zdaniem cła nie będą korzystne ani dla amerykańskich konsumentów ani firm, choć są przypadki takich, dla których taryfy będą oznaczać poprawę warunków działania. – Niektórzy będą mieć rynek dla siebie, są otoczeni takim „złotym płotem”, nikt im nie zagraża i mogą „drukować pieniądze” – opisywał Krzysztof Błędowski.
Rozmowa dotyczyła również „One Big Beautiful Bill” – przyjętej niedawno przez Kongres ustawy podatkowej zaproponowanej przez Trumpa. Błędowski powołał się na analizy, z których wynika, że przyniesie ona korzyści głównie niewielkiej najzamożniejszej grupie podatników, zaś im niższe dochody tym mniejsze korzyści, a większe straty. Straty obejmą również dużą część wyborców Trumpa. Nie musi to jednak oznaczać spadku poparcia dla lokatora Białego Domu. Dlaczego? – Ci ludzie najprawdopodobniej nie czytają gazet, przynajmniej tych, które prowadzą głębsze analizy. Nie słuchają głębszych analiz w telewizji i w związku z tym są mniej doinformowani. Być może ta część Ameryki w ogóle nawet nie wie, co w tej ustawie się znajduje – skwitował Krzysztof Błędowski.
Naciski na Rezerwę Federalną – Trump kontra Jerome Powell
Rozmawialiśmy również o wezwaniach Trumpa, by Rezerwa Federalna kierowana przez Jerome’a Powella obniżyła stopy procentowe. Trump niedawno groził niechętnemu do obniżek Powellowi, że pozbawi go stanowiska przed końcem kadencji. Według Krzysztofa Błędowskiego, w Ameryce do tej sprawy podchodzi się spokojniej niż w podobnej sytuacji w Europie.
Kilka dni temu Trump wysłał Powellowi kolejny apel o obniżkę stóp na zestawieniu kilkudziesięciu krajów z poziomem obowiązujących tam stóp procentowych. USA znalazły się na tej liście między Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi a Kamerunem (Polski na liście nie było, wypadłaby gorzej niż Ameryka). Jak komentuje to nasz rozmówca?
– To tak jakby Donald Trump nie rozumiał, że poziom stóp procentowych to nie jest demokracja, że wszyscy muszą mieć prawo do niskich stóp. On sam jako biznesmen zdaje sobie sprawę z tego, że stopa procentowa jest kosztem pieniądza a koszt pieniądza nie jest równy dla każdego. Wśród ekonomistów, znawców finansów publicznych, on już się na tyle ośmieszył wcześniej, że to już nikogo nie dziwi – mówi ekspert. Jego zdaniem na wyborców obecnego prezydenta to nie wywrze negatywnego wpływu, bo „uważają, że Trump robi dobrą robotę”.