Po serii eksplozji w Tiencinie, w których zginęło co najmniej 112 osób, chińska cenzura zamknęła lub zawiesiła 50 stron internetowych. Oficjalny
powód to rozpowszechnianie plotek na temat katastrofy. Z internetu znikają jednak także wpisy krytyczne wobec władz.


Zamknięto strony internetowe, na których spekulowano na temat znacznie wyższej liczby ofiar, czy też poddawano w wątpliwość skuteczność reakcji na
katastrofę lokalnych władz. Cenzorzy usuwają też konta na chińskich portalach społecznościowych, gdzie internauci dyskutują na temat przyczyn wybuchu oraz jego skutków. Wcześniej lokalny wydział propagandy w Tiencinie zakazał chińskim dziennikarzom publikowania informacji o katastrofie na prywatnych kontach mediów społecznościowych. Wstrzymano też relacjonowanie sytuacji "na żywo". Oburzenie tajwańskich mediów wywołał incydent z udziałem fotoreportera Taiwan Eastern Multimedia Group. Mężczyznę robiącego zdjęcia w pobliżu miejsca wybuchów otoczyło 10 policjantów. Skonfiskowano znajdującą się w jego aparacie kartę pamięci. Kiedy fotoreporter zażądał jej oddania, jeden z policjantów miał powiedzieć, że zostanie mu zwrócona, jeśli przed nimi uklęknie. O incydencie poinformował m.in. Klub Zagranicznych Korespondentów w Chinach.