Eksplozja w Tiencinie jest kolejnym przypadkiem tragedii spowodowanej katastrofalnym lekceważeniem przepisów w Państwie Środka.
Wybuch w składzie materiałów chemicznych w Tiencinie przypomniał, że choć Chiny są drugą co do wielkości gospodarką świata, to pod względem bezpieczeństwa pracy nadal znajdują się daleko za krajami wysoko rozwiniętymi.
Władze w Pekinie zapewniają, że nie będą tuszować prowadzonego śledztwa i rzetelnie informować o potencjalnych zagrożeniach. Ale to jeszcze nie gwarantuje, że takie wypadki nie będą się powtarzać. Większym nawet problemem niż ukrywanie prawdy jest brak wyciągania wniosków z przeszłości.
Wczoraj w południe władze poinformowały o odnalezieniu dziesięciu kolejnych zabitych, co oznacza, że liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 114 i prawdopodobnie nie jest to ostateczny bilans, bo następne 70 osób uważa się za zaginione, a 58 spośród ponad 700 rannych jest w stanie ciężkim. Bez dachu nad głową pozostaje ponad 6000 osób, których mieszkania zostały zniszczone lub uszkodzone wskutek fali uderzeniowej, zaś firmy ubezpieczeniowe wstępnie szacują straty na 1–1,5 mld dol.
– Musimy dokładnie zbadać ten wypadek i zatrzymać wszystkich winnych. Musimy dać odpowiedź wszystkim rodzinom ofiar, wszystkim mieszkańcom Tiencinu, wszystkim Chińczykom i historii – przekonywał premier Li Keqiang, który w niedzielę odwiedził miejsce zdarzenia. Z kolei prezydent Xi Jinping mówił, iż muszą być wyciągnięte wnioski z tej krwawej lekcji.
Ale to właśnie z tym ostatnim był dotychczas największy problem. Według chińskiego urzędu statystycznego w zeszłym roku w Państwie Środka w wypadkach w pracy zginęło 68 061 osób. To 19,4 proc. wszystkich śmiertelnych wypadków w pracy na świecie (ich liczbę Międzynarodowa Organizacja Pracy szacuje na 350 tys.). Skoro ludność Chin stanowi 18,9 proc. populacji globu, to pod względem bezpieczeństwa w pracy mieszczą się one w średniej światowej. Problem w tym, że Pekin aspirując do tego, aby być supermocarstwem i największą gospodarką świata, musi więc równać do państw wysoko uprzemysłowionych.
W Chinach każdego dnia ginie w wypadkach w pracy 186 osób, podczas gdy w USA – które wprawdzie mają populację 4,3 razy mniejszą – tylko 12. I niewiele tu zmienia fakt, że chińskie statystyki z roku na rok się poprawiają. W żadnym innym państwie świata wypadki z tak dużą liczbą ofiar jak ten w Tiencinie nie zdarzają się równie często.
Na dodatek wynikają one z katastrofalnych zaniedbań bądź lekceważenia przepisów bhp. Według chińskich mediów już w zeszłym roku władze Tiencinu zwracały uwagę, że należący do prywatnej firmy Ruihai Logistics skład chemikaliów w porcie stwarza zagrożenie. Nie ma informacji, jakie substancje są w nim przechowywane. To zresztą najprawdopodobniej zwiększyło rozmiary tragedii, ponieważ początkowo w magazynach wybuchł tylko pożar, a eksplozje nastąpiły wskutek gaszenia go przez strażaków wodą, która wywołuje w przypadku niektórych substancji bardzo gwałtowne reakcje chemiczne. Ale władze miasta też nie są bez winy – zgodnie z przepisami w promieniu kilometra od składu chemikaliów nie powinno być żadnych budynków mieszkalnych. Tymczasem w mniejszej odległości znajdowały się trzy osiedla, w tym jedno oddzielone zaledwie wielkim parkingiem samochodowym, na budowę których ktoś musiał wydać zgodę.
Przykłady takiej skandalicznej niefrasobliwości można mnożyć. W czerwcu 2013 r. w pożarze zakładów drobiowych w Dehui w północno-zachodnich Chinach zginęło 120 spośród ok. 300 obecnych wówczas w budynku pracowników. Wybuch był spowodowany wyciekiem amoniaku, ale duża liczba ofiar – tym, że w wielkiej hali otwartych było tylko troje drzwi, przez które można było uciec. Reszta została zamknięta przez właściciela po to, by... uniemożliwić pracownikom wychodzenie na zewnątrz na przerwy w pracy. W sierpniu zeszłego roku w Kunshan niedaleko Szanghaju doszło do eksplozji w fabryce samochodów, w której zginęło 75 osób, a 180 zostało rannych. Jej przyczyną było nadmierne nagromadzenie pyłów, co z kolei było spowodowane brakiem odpowiedniej wentylacji w fabryce. Przed wybuchem miejscy inspektorzy bhp kilkakrotnie ostrzegali właścicieli fabryki przed tym niebezpieczeństwem. W kwietniu tego roku w zakładach chemicznych w Zhangzhou w południowo-wschodnich Chinach doszło do eksplozji, w której zginęło 19 osób i był to drugi taki wypadek w tych samych zakładach w ciągu dwóch lat. W 2010 r. spawacz zatrudniony przez nielegalnego podwykonawcę przypadkowo spowodował pożar w apartamentowcu w Szanghaju, wskutek czego zginęło 58 jego mieszkańców.
– W Chinach w ciągu ostatnich 15 lat nastąpił bardzo gwałtowny rozwój przemysłu chemicznego, dzięki czemu z głównego światowego importera stały się one producentem praktycznie wszystkich możliwych substancji. Jest wielu producentów, o których wiadomo, że w kwestii przepisów idą na skróty, są rażące przykłady fabryk, w których produkcja zaczyna się, zanim jeszcze zakład zostanie ukończony – mówi stacji CNN Ashish Pujari, menedżer z IHS Chemicals z Singapuru.
Z tym że nie dotyczy to tylko przemysłu chemicznego, a praktycznie każdej branży. W pogoni za zyskiem przedsiębiorcy lekceważą przepisy. Najgorsze jest jednak to, że każdy kolejny tego typu tragiczny wypadek niewiele zmienia. Winni zazwyczaj są ukarani, nawet bardzo surowo, czasem wprowadzane są nowe zaostrzone przepisy, ale ich przestrzeganie pozostawia wiele do życzenia.