Prezes PiS Jarosław Kaczyński uważa, że gdyby Polska była praworządnym krajem, Mariusz Kamiński, po umorzeniu procesu ws. "afery gruntowej", zostałby przywrócony do CBA, a ci, którzy podjęli wobec niego "bezpodstawne" decyzje, musieliby ponieść konsekwencje.

W środę sąd umorzył proces b. szefa CBA i jego trzech podwładnych, oskarżonych o nadużycia prawa przy prowadzeniu przez Biuro "afery gruntowej". Prokuratura i oskarżyciele posiłkowi nie wykluczają zażalenia.

Prezes PiS był w czwartek pytany na konferencji prasowej, czy wobec tego wyroku Kamiński powinien wrócić na fotel szefa CBA.

Kaczyński odpowiedział, że obawia się, iż w obecnych okolicznościach politycznych powrót Kamińskiego do CBA jest niemożliwy.

Zaznaczył też jednak: "gdyby Polska była krajem praworządnym, to (Kamiński) musiałby wrócić, a ci, którzy podjęli bezpodstawne decyzje, musieliby za to - i na poziomie politycznym, i być może także i niepolitycznym - zapłacić".

"No, ale Polska jest dzisiaj krajem całkowicie niepraworządnym. Bo żeby kraj był praworządny, musi rządzić grupa, która jest w stanie być praworządna. Tzn. jest jakby z trochę z innej półki, niż ta, która jest obecnie przy władzy" - dodał.

"Afera gruntowa" doprowadziła w 2007 r. do dymisji z rządu Andrzeja Leppera - ówczesnego wicepremiera i ministra rolnictwa; rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowych wyborów, a także do oskarżenia o płatną protekcję dwóch osób, których proces jest do dziś w toku.

We wrześniu 2010 r. Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie oskarżyła ich o przekroczenie uprawnień, nielegalne działania operacyjne CBA (w tym podsłuchy) oraz podrabianie dokumentów i wyłudzenie poświadczenia nieprawdy. Zdaniem prokuratury Biuro stworzyło fikcyjną sprawę odrolnienia ziemi, choć nie miało wcześniej wiarygodnej informacji o przestępstwie - a tylko to pozwala służbom zacząć akcję "kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej" wobec podejrzewanych. Groziło im do 8 lat więzienia. Nie przyznali się do zarzutów.

Szczegóły uzasadnienia umorzenia sprawy Kamińskiego

CBA miało prawo zacząć operację specjalną w "aferze gruntowej", fałszować w niej dokumenty urzędowe i stosować podsłuchy, m.in. wobec polityków - wynika z uzasadnienia środowej decyzji sądu o umorzeniu sprawy b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego i jego podwładnych.

W czwartek rzecznik Sadu Okręgowego w Warszawie sędzia Wojciech Małek przedstawił PAP szczegóły 21-stronicowego uzasadnienia sądu (półtorej kartki jest niejawne). Sędzia potwierdził środowe informacje Kamińskiego, że sąd we wszystkich zarzutach stawianych wszystkim czterem oskarżonym uznał brak znamion przestępstwa. "Generalnie sąd przyjął, że operacja była przeprowadzona zgodnie z prawem" - oświadczył sędzia. Zaznaczył, że uzasadnienie to "suchy wywód prawniczy, bez wartościujących określeń wobec czy to oskarżonych, czy prokuratury".

"Sąd uznał, że istniała wiarygodna informacja o zamiarze popełnienia przestępstwa, po której CBA zaczęła działania" - podał sędzia Małek. Odnosząc się do zarzutu fałszowania dokumentacji przez CBA, sąd uznał iż prawo dawało Biuru prawo posługiwania się wytworzonymi na potrzeby operacji dokumentami. Co do kwestii podsłuchów, Małek powiedział, że sądowe kryteria stosowania podsłuchów są określone, a "uchybień tu nie było".

Sędzia Małek powiedział, że nie ma na razie uzasadnienia zdania odrębnego; powstanie ono później.

W środę Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście na tajnym posiedzeniu niejednogłośnie umorzył na wniosek obrony proces Kamińskiego i jego trzech podwładnych, oskarżonych o nadużycia prawa przy prowadzeniu przez Biuro "afery gruntowej" w 2007 r. Prokuratura i oskarżyciele posiłkowi nie wykluczają zażalenia. Kamiński mówi o "wielkiej satysfakcji".

We wrześniu 2010 r. Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie oskarżyła Kamińskiego i jego podwładnych o przekroczenie uprawnień, nielegalne działania operacyjne CBA (w tym podsłuchy) oraz podrabianie dokumentów i wyłudzenie poświadczenia nieprawdy. Grozi za to do 8 lat więzienia. Podsądni nie przyznali się do zarzutów.

Zdaniem prokuratury Biuro stworzyło fikcyjną sprawę odrolnienia ziemi, choć nie miało wcześniej wiarygodnej informacji o przestępstwie - a tylko to pozwala służbom zacząć akcję "kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej" wobec podejrzewanych. Na potrzeby operacji CBA sfabrykowało - zdaniem prokuratury bezprawnie - dokumenty (opatrując je pieczęciami gminy Mrągowo i podpisami urzędników), które potem przedłożono do "przepchnięcia" przez resort rolnictwa.

Po wyjściu z ogłoszenia środowego postanowienia Kamiński powiedział: To klęska prokuratury, która wymaga analizy - jak mogło dojść do sytuacji, że szefowi służby postawiono zarzuty, a w wyniku tych zarzutów premier uniemożliwił mi dalsze pełnienie funkcji. "Jeśli ktoś szuka śladów używania prokuratorów do zwalczania osób niewygodnych w państwie, to ta sprawa jest doskonałym przykładem na tego typu działania" - dodał b. szef CBA. Podkreślił, że po uprawomocnieniu się tej decyzji zastanowi się nad "dalszymi krokami prawnymi", bo m.in. z powodu tego oskarżenia jego kadencja szefa CBA "została przerwana". Podkreślił przy tym, że nie będzie miał roszczeń finansowych.

CBA zakończyło operację specjalną wręczeniem Piotrowi Rybie i Andrzejowi K. (nie zgadza się na podawanie swych danych) łapówki za "odrolnienie" w ministerstwie gruntów na Mazurach. Prasa pisała, że łapówka miała być przeznaczona dla Andrzeja Leppera, który miał zostać ostrzeżony o akcji i nie doszło do wręczenia mu pieniędzy (on sam twierdził, że była to prowokacja CBA). Finał akcji miał utrudnić przeciek, wskutek czego z rządu odwołano szefa MSWiA Janusza Kaczmarka (śledztwo wobec niego potem umorzono). Ryba i K. zostali zatrzymani i oskarżeni o płatną protekcję.

"Afera gruntowa" doprowadziła w 2007 r. do dymisji z rządu Leppera - ówczesnego wicepremiera i ministra rolnictwa; rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowych wyborów, a także do oskarżenia o płatną protekcję dwóch osób, których proces jest do dziś w toku.

Prokuratura nadała grupie osób status pokrzywdzonych, m.in. w związku z tym, że CBA miało ich bezprawnie podsłuchiwać. Są to m.in. Lepper (a po jego samobójczej śmierci w 2011 r. najbliższa rodzina), Ryba i Andrzej K., a także politycy Samoobrony, wśród nich Janusz Maksymiuk, Stanisław Łyżwiński, Piotr Kozłowski. W środę w sądzie pojawili się m.in. Maksymiuk, Ryba oraz adwokaci brata Leppera i Andrzeja K. Zostali oni oskarżycielami posiłkowymi. Daje to możliwość zadawania pytań oskarżonym, składania wniosków dowodowych, a także dochodzenia odszkodowań. Roszczenia finansowe przeciw oskarżonym zapowiedzieli Ryba i adwokat K.