Narodowe Centrum Sportu stawia ultimatum głównemu wykonawcy Stadionu Narodowego, austriackiemu koncernowi Alpine – w dwa tygodnie ma naprawić usterki albo zostanie wyrzucony z budowy. Wariant rezerwowy zakłada, że Austriaków zastąpi inna firma z konsorcjum, czyli Hydrobudowa lub PBG, i to ona dokończy główną arenę turnieju Euro – dowiedział się „DGP”.
– Nie możemy dłużej tolerować gry na czas prowadzonej przez wykonawcę. Opóźnienia wynikają ze złej organizacji pracy, braku pracowników i niewystarczającej mobilizacji – mówił wczoraj na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Rafał Kapler, prezes zarządu NCS. Zagroził, że jest gotów zerwać umowę. – Ale podkreślam, naszym celem jest wywołanie pożądanej reakcji po stronie wykonawcy i zmobilizowanie go do wytężonej pracy – dodał.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że już w poniedziałek miało dojść do zerwania umowy. Ostatecznie obie strony postanowiły usiąść do rozmów ostatniej szansy, które nie przyniosły jednak zbliżenia stanowisk. Według wysokiego rangą urzędnika resortu minister sportu Adam Giersz w rozmowach ze swoimi współpracownikami tłumaczył, że Alpine nie powinno być pewne swojego stanowiska, bo w każdej chwili można je zastąpić. W tym wariancie rolę przejąłby jeden z dotychczasowych konsorcjantów.
– Wszyscy podwykonawcy także będą chcieli kontynuować pracę – mówi nam nasz rozmówca, przekonując, że plan rezerwowy jest gotowy. Takie rozwiązanie dziwi byłego ministra infrastruktury Jerzego Polaczka. – To są ostatnie chwile, aby uratować tę sztandarową inwestycję. Obawiam się, że usunięcie wykonawcy skończy się w sądzie i ostatecznie będzie to kompromitacja Polski na światową skalę – mówi i dodaje: – To po prostu niemożliwe, aby cała wina leżała tylko po stronie wykonawcy. Nawet nie chcę myśleć, jak gigantyczne odszkodowanie mogłoby zostać zasądzone. Lepiej, aby obydwie strony się porozumiały.
Z oświadczenia NCS wynika, że pod koniec marca opóźnienia na placu budowy sięgały 5 proc., a w kolejnym miesiącu już 16 proc. Jako głównej przyczyny urzędnicy NCS nie wskazywali już błędów w konstrukcji schodów. – Drobne niepowodzenia są na każdej budowie. Schodów nie trzeba rozbierać, da się je naprawić i nie spóźnią budowy – powiedział wczoraj „DGP” prof. Marek Łagoda z Instytutu Badawczego Dróg i Mostów, który wykonał ekspertyzę.
Sami Austriacy wczoraj ograniczyli się do wydania krótkiego oświadczenia. Rzeczniczka prasowa Karolina Szydłowska napisała w nim, że „negocjacje obejmują szereg kwestii związanych z harmonogramem prac, ich zakresem rzeczowo-finansowym, w tym wykonania robót dodatkowych oraz zmian i wad projektowych, wynikłych podczas procesu realizacji kontraktu”.
Jak wcześniej informowaliśmy, budowlańcy mają mocny argument. To raport firmy audytorskiej EC Harris, według którego winne opóźnienia są wady i zmiany projektów (8,5 tys.) i opieszałe autoryzowanie ich przez NCS. Za realny termin zakończenia budowy uznali dopiero przełom lutego i marca 2012 r. O innym terminie mówił wczoraj premier Donald Tusk. Zapewnił, że stadion będzie gotowy jesienią. Z kolei Rafał Kapler potwierdził wczoraj nieoficjalne informacje „DGP”, że impreza Red Bulla i mecz reprezentacji Polski i Niemiec, które miały się odbyć na stadionie w lipcu i sierpniu, stoją pod wielkim znakiem zapytania. Sam konflikt między NCS a wykonawcą i jego gwałtowność dziwi przedstawicieli branży. Prezes spółki notowanej na warszawskiej giełdzie, która ukończyła wiele dużych budów, mówił nam wczoraj: – To niemożliwe, że inwestor w ostatniej chwili się dowiedział o problemach na stadionie. Musiał zdawać sobie sprawę z kłopotów już od wielu miesięcy. Przy takich projektach standardem są stałe narady na najwyższym szczeblu, na których rozwiązuje się bieżące problemy – tłumaczy. Według niego wyrzucenie wykonawcy tylko spotęguje opóźnienie.
Nikt z branży nie weźmie też udziału w negocjacjach prowadzonych w trybie zamówienia z wolnej ręki, jeżeli nie dostanie rzetelnej inwentaryzacji placu budowy i informacji o wykorzystaniu budżetu.