W Egipcie rewolta, w Tunezji trwa porewolucyjny chaos, w Libanie bliski przejęcia pełni władzy jest Hezbollah. Zagrożona jest także Libia i Algieria. Rządzący Jordanią król Abdullah II uspakaja lud, obniżając ceny i podatki.

Bliski Wschód i Afryka Północna z dnia na dzień zamieniły się w tykającą bombę. W Egipcie trwa rewolta, która może skończyć się odsunięciem od władzy panującego od 30 lat Hosniego Mubaraka. Jemen, w którym swoje bazy ma Al-Kaida – wrze. Tunezja nie radzi sobie z porewolucyjnym chaosem. W Libanie bliski przejęcia pełni władzy jest szyicki Hezbollah, co grozi wybuchem wojny domowej na pełną skalę z lokalnymi sunnitami. Równie niepewnie jest w zasobnej w ropę satrapii Muamara Kadafiego – Libii oraz w Algierii i w graniczącym z Egiptem Sudanie. A król Abdullah II rządzący Jordanią uspakaja lud obniżką cen i podatków w obawie przed wybuchem protestów.

Chaos w regionie

Droga ropa i uchodźcy zalewający południe UE to ostatnie, czego teraz trzeba Waszyngtonowi i Brukseli. Obaw nie kryje również Izrael. W sobotę minister obrony Ehud Barak nakazał zaktualizować plany wojskowe na wypadek, gdyby w Kairze władze przejął wrogi wobec Izraela przywódca. Na razie granicy z Egiptem pilnują tylko dwie dywizje. Rząd rozważa ich wzmocnienie o kolejne trzy.

Powód niepokojów wszędzie jest mniej więcej ten sam. Zbyt duża liczba młodych, bezrobotnych Arabów nie akceptuje skorumpowanych satrapii, które modernizację państwa postrzegają jedynie przez pryzmat unowocześniania armii.

„We wszystkich państwach Afryki Północnej starzejący się politycy sprawujący władzę zbyt długo stosują różne zabiegi, by utrzymać się u rządów mimo rosnącego niezadowolenia społecznego” – komentuje brytyjski „Times”.

Po Egipcie największą uwagę zachodnich rządów przyciąga Jemen i Liban. W stolicy Jemenu, Sanie, od blisko miesiąca dziesiątki tysięcy manifestantów domagają się ustąpienia rządzącego od 30 lat żelazną ręką prezydenta Alego Abdullaha Saleha. Amerykanie – prowadzący w kraju swoje tajne operacje antyterrorystyczne – obawiają się jednak, że doprowadzi to do umocnienia się w tym kraju Al-Kaidy. To z Jemenu organizacja Osamy bin Ladena zorganizowała swoje najbardziej spektakularne operacje, w tym atak na okręt USS „Cole” w 2000 roku, zamach na amerykańską ambasadę w Sanie w 2008 roku i (nieudany) zamach na samolot lecący z Amsterdamu do Detroit.

Z kolei w Libanie szyicki Hezbollah porzucił mediacje Arabii Saudyjskiej i Turcji i na własną rękę próbuje stworzyć rząd. Nie zaakceptują tego sunnici. Ewentualny wybuch wojny domowej oznacza, że Izrael będzie zagrożony zarówno na północy, jak i południu.

Gwaranci stabilizacji

W rozmowie z amerykańskim prezydentem Barackiem Obamą król Arabii Saudyjskiej Abdullah uznał, że absolutnym priorytetem musi być utrzymanie stabilności w Egipcie. Zarówno Arabia Saudyjska, jak i Egipt od lat są sojusznikami USA, bo gwarantowały stabilizację. Teraz coraz bardziej stają się balastem.

Wczoraj prezydent Mubarak spotkał się z członkami sztabu generalnego. Rozkazał samolotom wojskowym przelatywać nisko nad stolicą i wprowadził stan wyjątkowy na terenie całego kraju. Mimo godziny policyjnej na głównym placu Kairu Tahrir zgromadziło się w nocy tysiące manifestantów, do których dołączył były szef Międzynarodowej Agencji Atomowej i laureat Pokojowej Nagrody Nobla Moahemd ElBaradei. Nieoficjalnie USA widziałyby w nim negocjatora między protestującymi a reżimem Mubaraka.