Lista refundacyjna się rozrasta. Pojawiają się obawy, czy przy budżecie NFZ zakontraktowanym na ten rok na niższym poziomie niż wykonanie w roku poprzednim wystarczy pieniędzy na sfinansowanie nowoczesnych terapii?
ikona lupy />
Marek Kos, wiceminister zdrowia / Materiały prasowe / fot. Piotr Waniorek/zelaznastudio.pl/Materiały prasowe (p)

Rozumiem te obawy. Są one często zgłaszane zarówno przez Narodowy Fundusz Zdrowia, jak i przez firmy oraz organizacje pacjenckie. Jednak uspokajam wszystkich, zadając proste pytanie: czy cokolwiek, co zostało wykonane w ramach programów lekowych, pozostało niezapłacone? Nie. Wszystko zostało uregulowane. Nadal mamy deklarację ze strony minister Izabeli Leszczyny, jak również NFZ, że programy lekowe będą opłacane, mimo że są to świadczenia limitowane.

Czy MZ utrzyma wysokie tempo rozwoju list refundacyjnych z poprzednich lat?

Musimy nadążać za poziomem wprowadzanych nowych technologii, ponieważ pacjenci tego potrzebują i oczekują. To wyzwanie XXI w. – nie możemy ograniczać się do tego, co było. 150 nowych terapii rocznie to byłby rekord. Jeśli będzie to 120, 130 nowych terapii, też będę zadowolony. Gdy się patrzy na Europę i świat widać, że może nie jesteśmy liderem, ale jesteśmy naprawdę wysoko. Chcemy utrzymać tempo rozwoju listy, jakie było w ostatnich latach. Na styczniowej liście znalazła się terapia dla dzieci z achondroplazją, a od 1 kwietnia dla dzieci z mukowiscydozą. Pojawiła się też druga terapia genowa w przypadku ślepoty Lebera. Planujemy objąć refundacją terapie dla dzieci z dystrofią mięśniową Duchenne’a. To jednak jeszcze potrwa, ponieważ terapia genowa na tę chorobę, nazywana przez niektórych najdroższą na świecie, nie jest jeszcze zarejestrowana w Europie. Dlatego wymaga to rejestracji przez EMA, a później także naszej oceny, analizy Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji oraz Komisji Ekonomicznej. Idziemy jednak w takim kierunku, że każde leczenie dostępne w UE powinno być także w Polsce.

Na to są potrzebne dodatkowe pieniądze. Resort zdrowia miał obiecaną rekompensatę w wysokości 6 mld zł w przypadku obniżenia składki zdrowotnej w 2026 r. Ustawa została jednak zawetowana. Czy mimo to ministerstwo będzie zabiegać o te dodatkowe pieniądze?

Z całą pewnością będziemy zabiegali o każde fundusze na ochronę zdrowia. Składka zdrowotna została zawetowana. Jednak jest możliwość, że ta ustawa wróci do prac parlamentarnych i zostanie przegłosowana na jesieni.

Jeżeli Sejm przygotuje kolejną ustawę obniżającą składkę zdrowotną w 2026 r., może ona bardziej niż wcześniejsza propozycja uszczuplić wpływy do budżetu ochrony zdrowia?

Na ten projekt trzeba poczekać. Pewnie wydarzy się to już po wyborach prezydenckich. Jest ciśnienie, żeby zmiany w składce zdrowotnej nastąpiły od przyszłego roku. Ustawa dotycząca obniżenia składki zdrowotnej zawetowana przez prezydenta miała obowiązywać od 1 stycznia 2026 r. Tak samo nowy projekt, jeśli powstanie, będzie wchodził w życie od 2026 r. Pamiętajmy jednak, że w czerwcu tworzy się ustawę budżetową na przyszły rok. Gdyby prace parlamentarne bardzo mocno przyspieszyły, możliwy jest 2026 r., ale z uwagi na proces legislacyjny, może to się przedłużyć nawet do 2027 r.

Natomiast w ciągu najbliższych kilku tygodni mamy inne wyzwanie związane z ustawą podwyżkową. 9 czerwca ma się odbyć prezydium zespołu trójstronnego, w ramach prac rządu ze związkami zawodowymi. Będziemy o tym rozmawiać. Niemniej jednak, ustawa ta obowiązuje i od 1 lipca tego roku podwyżki wejdą. Może to spowodować dodatkowe koszty w tym roku, rzędu nawet do 9 mld zł, ponieważ podwyżka dotyczy połowy roku.

Dyrektorzy szpitali proszą o dodatkowe pieniądze na te podwyżki, aby nie były one finansowane ze składek, kosztem leczenia pacjentów. Czy jest możliwość wygospodarowania środków ekstra na ten cel?

To będzie bardzo trudne. Plan finansowy NFZ został stworzony i według niego finansowane są świadczenia w 2025 r. Do tego dodatkowe pieniądze dla NFZ są bardzo duże. W 2024 r. wyniosły ok. 8 mld zł, a w 2025 już 18 mld zł, co zostało zwiększone do 22, 3 mld zł. Wydaje się, że tych środków jest sporo – ponad 220 mld zł na system ochrony zdrowia. W tej chwili możemy rozmawiać o nadwykonaniach za pierwszy kwartał tego roku, bo do 15 kwietnia szpitale składały takie wnioski do NFZ. Nie ma w tej chwili dużego naporu ze strony podmiotów leczniczych o wypłatę nadwykonań, bo dyskutujemy jeszcze o 2024 r.

Czy to oznacza, że świadczenia za 2024 r. nie zostały rozliczone?

Limitowane i nielimitowane już tak. Ale pozostaje kwestia ryczałtu za obecność w sieci szpitali. Na ostatnim zespole do spraw ochrony zdrowia Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego propozycja zapłaty nadwykonań ryczałtowych w 27 proc. została przyjęta z dużym niezadowoleniem. Chociaż, jak zauważyłem, trzeba przypomnieć sobie lata poprzednie, kiedy nadwykonań w ryczałcie nie liczono. Od 2017 r., kiedy weszła ustawa sieciowa, do 2021 r. nie zapłacono nic. Pojawił się rok 2022, gdzie zapłacono 60 proc., a w 2023 – 50 proc. Jednak patrzmy na sytuację finansową NFZ. Wtedy NFZ miał w zapasie ok. 30 mld zł. W tej chwili fundusz zapasowy NFZ świeci pustkami. Udało się wygospodarować pewne środki, które chcemy podzielić na szpitale pracujące ponad limit, ale stać nas tylko na 27 proc. za 2024 r.

Wiele się działo ostatnio wokół ratowników medycznych. Ustawa o ratownictwie została podpisana. Czy nie obawia się pan, że pozostanie na papierze, zwłaszcza w kontekście zespołów trzyosobowych?

Ustawa z pewnymi wyjątkami wejdzie w życie z końcem miesiąca. Do końca września muszą zostać zmienione wojewódzkie plany dotyczące m.in. zespołów ratownictwa medycznego. Zespoły trzyosobowe muszą być w nie wpisane, aby zacząć funkcjonować od 1 stycznia. Spis ratowników nie jest natomiast uzależniony od ustawy o państwowym ratownictwie medycznym, ale od ustawy o zawodzie ratownika medycznego oraz samorządzie ratowników medycznych. Krajowa Izba Ratowników Medycznych utworzyła się i ukonstytuowała i do niej należy przygotowanie spisu. Na pewno w Polsce jest kilkanaście tysięcy czynnych zawodowo ratowników. Trudno powiedzieć ilu jest ogółem, ponieważ wielu z nich nie wykonuje zawodu. Część osób, które ukończyły trzyletni licencjat z ratownictwa, nie podjęło pracy w zawodzie – niektóre z nich kontynuowały kształcenie na kierunku pielęgniarskim.

Czy resort widzi potrzebę stworzenia zachęt, zwłaszcza finansowych, by ratownicy wrócili do zawodu?

Oczywiście najbardziej przyciągają pieniądze. Patrzę jednak najpierw na system kształcenia. Jest bardzo dużo uczelni kształcących ratowników, nie tylko uniwersytety medyczne, ale też uczelnie wyższe zawodowe. Nabory odbywają się i jest duże zainteresowanie młodzieży. Drugi ważny argument to uruchomienie studiów drugiego stopnia – rozpoczęły się nabory na magistrów ratownictwa medycznego, co czyni zawód bardziej atrakcyjnym. Często rozmawiam z ratownikami i widzę, że są bardzo zainteresowani, by ich zawód był podobny do lekarza, pielęgniarki czy fizjoterapeuty – z licencjatem, magisterium, a docelowo, w perspektywie kilkuletniej, nawet specjalizacją. To od razu wiąże się z wynagrodzeniem. Licencjat to szósta pozycja w tabeli wynagrodzeniowej, a licencjat ze specjalizacją lub magister ze specjalizacją to piąta i druga grupa. W ochronie zdrowia wynagrodzenia rosną i to dużo szybciej niż poziom rocznej inflacji – podwyżki w granicach 12–13 proc. od lipca przy inflacji 5 proc.

A jakie kluczowe zmiany legislacyjne planuje resort w najbliższych miesiącach?

W departamencie polityki lekowej i farmacji mamy na tapecie dwa projekty zmian deregulacyjnych. Będą przedstawiane na najbliższym posiedzeniu Sejmu na komisji deregulacji. Obydwa punkty dotyczą zmiany ustawy Prawo farmaceutyczne. Pierwsza dotyczy umożliwienia lekarzom elektronicznego wnioskowania o próbki leków od firm farmaceutycznych, np. e-mailowo zamiast papierowo. Jest na to zgoda. Druga zmiana dotyczy zintegrowanego systemu monitorowania obrotu produktami leczniczymi. Chodzi o usunięcie wymogu wpisywania przez producenta leków adresu konkretnej hurtowni, do której trafi lek. Przy produkcji trudno z góry określić, do której z ponad 400 hurtowni w Polsce trafi dany lek za tydzień czy miesiąc. Ten zapis był trudny do spełnienia i jest usuwany.

Wspomniał pan o nowelizacji ustawy refundacyjnej. Jakie kluczowe zmiany ona przewiduje i na jakim jest etapie?

Chcemy poprawić lub wycofać wiele nienajlepszych rozwiązań z 2023 r. i wprowadzić nowe. Dyskusyjną kwestią było np. przedłużanie umów refundacyjnych na kolejne trzy lata. Podmioty odpowiedzialne składały wnioski, w których zgodnie z nowelizacją z 2023 r. musiały wpisać deklaracje dostaw wyliczone według specjalnego algorytmu. Firmy wpisywały znacznie niższe deklaracje, nie spełniając wymogu. Mało tego, za niespełnioną deklarację miały płacić kary. Wracamy do pomysłu, by deklaracja dostaw nie wynikała z algorytmu i nie była obligatoryjna w takiej formie i by jej wielkość była negocjowana z Komisją Ekonomiczną, łącznie z ceną. Moim zdaniem wzór był wadliwy, bo firma obracająca 50 tys. opakowań rocznie, według algorytmu musiałaby zadeklarować 70–80 tys. Przy konkurencji i wchodzących generykach produkcja i magazynowanie takiej liczby jest dużą stratą.

Inne planowane zmiany w nowelizacji to usunięcie zapisu o obowiązkowym rozdysponowaniu leków deficytowych na 10 największych hurtowni w Polsce. Ale też będą zmiany dotyczące leków recepturowych przez dodanie nowych zapisów odnośnie jej funkcjonowania, algorytmów wyceny, czy podwyższenia limitu finansowania dla surowców. Z recepturą są duże problemy, te leki są coraz rzadziej wypisywane, są bardzo drogie, co jest problemem dla NFZ. Chcemy wprowadzić nowe zapisy i wycofać te, które nie zadziałały. Jest też mowa o nowej ścieżce procedowania wniosków.

Czyli?

Obecnie wniosek składa podmiot odpowiedzialny. Chcemy zawrzeć zapis o możliwości wnioskowania przez ministra zdrowia do podmiotu odpowiedzialnego o złożenie wniosku o refundację, jeśli istnieje potrzeba zdrowotna pacjentów. To deklaracja woli z naszej strony, że chcemy refundować dany lek i zapraszamy do negocjacji, aby lek był dostępny jak najszybciej, by nie czekać dwóch lat na wniosek firmy. Chociaż to nie zmusi firm do złożenia wniosku, jest to ważny sygnał. Projekt nowelizacji jest już po uzgodnieniach wewnętrznych. Było sporo uwag. Na dniach wysyłam ją do uzgodnień zewnętrznych, czyli do innych resortów i środowiska. Jestem optymistą, ale też realistą. Mimo że ustawa była dyskutowana ze środowiskiem i w ubiegłym roku otrzymaliśmy od nich 270 opinii na 206 stronach, spodziewam się dalszych uwag. Realistycznie, jeśli ustawa wejdzie jesienią bądź 1 stycznia 2026 r., to będzie dobry termin.

Jakie inne obszary będą brane pod uwagę w kontekście zmian legislacyjnych?

Jeżeli chodzi o deregulację, pomysłów jest bardzo dużo. Omawialiśmy tematy związane ze zwolnieniami lekarskimi, np. możliwość powrotu do pracy po czterech dniach zwolnienia wystawionego na siedem dni. Nad wszystkim można dyskutować, ale lekarz wydaje orzeczenie o niezdolności do pracy z koniecznością ponownego badania. Gdyby uważał, że po czterech dniach trzeba zbadać, wystawiłby na cztery, a nie na siedem dni. Był też projekt związany z transmisją wideo przy zgłoszeniu zdarzenia medycznego. To musimy mocno przeanalizować z Urzędem Ochrony Danych Osobowych, rzecznikiem praw pacjenta i zgodności z innymi aktami prawnymi.

Pracujemy też nad ustawą o krajowej sieci kardiologicznej. Jest na ukończeniu, przeszła przez Sejm i pod koniec maja ma być procedowana w Senacie. Chcemy ją szybko wdrożyć, bo od niej zależą z Krajowego Planu Odbudowy na kardiologię.

Jest też zapowiedź kolejnych sieci poza onkologiczną i kardiologiczną. Jakie obszary są brane pod uwagę?

Na pewno w hematologii, ponieważ nowe terapie, głównie w hematoonkologii, są mocno wdrażane. Onkologia jest na pierwszym miejscu pod względem leczenia. Stworzenie lepszego dostępu pacjentów, głównie do poradni, jest zasadne i wskazane. Na konferencjach słyszałem, że dostępność do oddziałów hematoonkologii nie jest najgorsza, bo pacjenci wymagający przyjęcia są przyjmowani bez długiego oczekiwania. Problemem jest natomiast dostęp do poradni. Stworzenie dobrej sieci poradni hematologicznych i hematoonkologicznych to wyzwanie, które trzeba podjąć.

Mamy też program dla chorób rzadkich, który jest wdrażany w całej Polsce. Chodzi o równomierny dostęp, ale przede wszystkim o odpowiedni poziom – bazę diagnostyczną, ekspercką i możliwości leczenia. Od jakiegoś czasu mówi się też o stworzeniu ustawy o chorobach rzadkich. Tutaj stworzenie sieci też jest zasadne i rozsądne. Podobnie jak w przypadku endometriozy. Ze strony samorządowej i społecznej są oczekiwania na jak najgęstszą sieć. Nasze działania mają na celu optymalizację, koordynację pracy i kompleksowość świadczeń na najwyższym poziomie. Pacjenci powinni uzyskać odpowiednią pomoc na każdym stadium choroby. Nie chodzi więc o ilość, ale o jakość i kompleksowość opieki. ©℗

Rozmawiała Patrycja Otto