– Zdrowie od wielu lat we wszystkich badaniach opinii publicznej jest wskazywane jako jedna z najważniejszych wartości. Truizmem jest stwierdzenie, że opieka zdrowotna wymaga poważnych nakładów – uzasadniała decyzję Małgorzata Paprocka, szefowa Kancelarii Prezydenta.
Oznacza to, że dla uratowania reformy składki Sejm musiałby przegłosować ponownie ustawę większością trzech piątych głosów przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. A na to przy obecnym rozkładzie sił politycznych w niższej izbie parlamentu nie ma szans – zwłaszcza że kwestia dzieli samych koalicjantów.
Składka zdrowotna pod obstrzałem
Rządzący przedstawiają nowelizację z 4 kwietnia br. tzw. ustawy zdrowotnej jako zmniejszającą od 2026 r. składkę zdrowotną opłacaną przez 2,5 mln biznesmenów. Sejf Narodowego Funduszu Zdrowia schudłby przez to o 4,6 mld zł, ale ubytki zostałyby uzupełnione z budżetu państwa. Jednak ustawa ma też drugie dno. Po przekroczeniu pewnych limitów zarobkowych składki dla niektórych przedsiębiorców gwałtownie by wzrosły, a w dodatku straciliby oni wszelkie preferencje podatkowe z tego tytułu.
– Jasne jest, że na proponowanych modyfikacjach składki zdrowotnej nie zyskałoby tyle podmiotów gospodarczych, ile obiecał rząd – potwierdza Andrzej Radzisław, radca prawny w Kancelarii Goźlińska, Petryk i Wspólnicy. – Wręcz przeciwnie, bilans zmian dla wielu zainteresowanych byłby ewidentnie niekorzystny, jak np. dla kartowiczów czy dobrze sytuowanych ryczałtowców – wyjaśnia.
Nic dziwnego, że ustawa wzbudzała potężne emocje społeczne. O jej zablokowanie apelowały do prezydenta organizacje pacjenckie, samorządu lekarskiego czy Konfederacja. Plany reformy składki zdrowotnej dzielą również samą koalicję. Prezydent otrzymał ustawę do podpisu 4 kwietnia. Na reakcję miał czas do 15 maja. Ze względu na burzę w przestrzeni publicznej wokół tej kwestii postanowił, że w podjęciu decyzji pomogą mu konsultacje z Radą Dialogu Społecznego (RDS), które rozpoczęły się 5 maja w Pałacu Prezydenckim.
Albo weto, albo do Trybunału Konstytucyjnego
Prezydentowi przysługują dwa sposoby obstrukcji do wyboru. Po pierwsze, miał on prawo skierować ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli ten uznałby ją za zgodną z konstytucją, prezydent musiałby ją podpisać, a w odwrotnej sytuacji – odmówić parafki. Gdy jednak jako niezgodne z konstytucją trybunał oceniłby tylko część przepisów, które nie są nierozerwalnie związane z całą ustawą, głowa państwa po zasięgnięciu opinii marszałka sejmu albo podpisuje ustawę z pominięciem felernych przepisów, albo zwraca ją Sejmowi w celu usunięcia wady (art. 122 ust. 3 i 4 konstytucji). Druga opcja, z której właśnie skorzystał prezydent, to zawetowanie ustawy i przekazanie do Sejmu z umotywowanym wnioskiem do ponownego rozpatrzenia. Jeśli niższa izba parlamentu znowu uchwali ustawę większością trzech piątych głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, będzie musiał ustawę podpisać i zarządzić jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw. Nie wolno mu wtedy po raz kolejny posłać jej do trybunału (art. 122 ust. 5 konstytucji).
Wszystko wskazywało na to, że prezydent skorzysta z jednego z tych wariantów.
– Ubolewam nad tym, że ustawa nie została skonsultowana z RDS na etapie prac rządowych – mówił z okazji otwarcia posiedzenia w Pałacu Prezydenckim. – To jest nie do przyjęcia – zaznaczył.
Wpisywało się to w ton jego wcześniejszych niepochlebnych wypowiedzi w temacie np. podczas konwencji wyborczej Karola Nawrockiego w Łodzi 27 kwietnia. Prezydent posądził wówczas obecne władze o budowanie pomyślności gospodarczej Polski na tym, że „najbogatsi będą płacili mniejsze składki na ochronę zdrowia i ta ochrona będzie ograniczana, chociaż płacili będą na nią ci najubożsi”.
Piotr Duda, przewodniczący NSZZ „Solidarność” i jednocześnie RDS, podkreślił, że to już kolejny raz, kiedy strona rządowa ominęła konsultacje publiczne w ważnych sprawach społecznych. Ustawę o składce zdrowotnej określił jako niesprawiedliwą społecznie.
– Nie do zaakceptowania jest zmniejszanie ciężarów tylko przedsiębiorcom, a pracowników i emerytów obciążenie obowiązkiem płacenia pełnych składek zdrowotnych oraz de facto utrzymywania całego systemu zabezpieczenia społecznego i służby zdrowia – deklarował Piotr Duda. – Czas wykorzystywania pracowników się skończył – zreasumował.
Weto prezydenta
W tych okolicznościach najmniej realnym scenariuszem wydawało się podpisanie ustawy przez prezydenta Andrzeja Dudę. Gdyby jednak wybrał takie rozwiązanie, parafę powinien złożyć pod ustawą w ciągu 21 dni od jej przekazania (czyli do 15 maja), a następnie przekazać ją do ogłoszenia w Dzienniku Ustaw. Jakub Bińkowski, członek zarządu Związku Przedsiębiorców i Pracodawców informuje, że podczas pałacowych konsultacji namawiały go do tego niemal jednogłośnie wszystkie organizacje pracodawców, przedstawiając dwa solidne argumenty.
- Drastyczne podwyżki składki zdrowotnej przeforsowane od 2022 r. w ramach Polskiego Ładu uderzyły w mikrofirmy bardziej niż epidemia COVID-19 – wyjaśnia przedstawiciel strony biznesowej w Radzie. – Zwłaszcza te działające poza dużymi aglomeracjami miejskimi. Przedsiębiorczość we wsiach i małych miasteczkach praktycznie zanika, co grozi ich opustoszeniem – wskazuje.
Bińkowski sygnalizuje, że dyskusja nad planowanymi zmianami została postawiona na głowie. Strony przerysowują sedno sporów i antagonizują zainteresowane grupy społeczne. Nikt tymczasem nie wspomina o tym, że w Polsce niemal 10 mln ludzi korzysta ze świadczeń zdrowotnych, nie płacą w ogóle składek zdrowotnych bądź płacą groszowe, np. rolnicy. Podkreśla, że mimo wszystko niemal każda organizacja pracodawców namawiała prezydenta do podpisu ustawy. Wyłamała się jedynie Federacja Przedsiębiorców Polskich, którą przekonała argumentacja związkowców.
Premier Donald Tusk zapowiedział, że po zawetowaniu ustawy, podejmie kolejną próbę obniżenia składki zdrowotnej od firm na 2026 r., jak tylko zostanie wybrany nowy prezydent. ©℗
Dochodów pracowników i biznesu nie da się porównać
Zawetowanie ustawy to dla prezydenta wygodniejsze narzędzie, ponieważ weto może bardziej uzasadniać argumentami polityczno-społecznymi niż natury merytorycznej. Gdyby chciał ustawę reformującą składkę zdrowotną przekazać przed podpisaniem do Trybunału Konstytucyjnego, to musiałby już podać solidne zastrzeżenia prawne. Jednym z zarzutów najczęściej stawianym ustawie w przestrzeni publicznej jest naruszenie przez nią konstytucyjnych zasad sprawiedliwości społecznej, tj. preferowanie przedsiębiorców kosztem pracowników. I każda ze stron ma tu swoje argumenty. Punktem wyjścia w rozważaniach jest w tym przypadku reguła, że od dochodów określonego poziomu powinno się płacić podobną składkę zdrowotną. Jest to jednak tylko ideał, do którego należy dążyć, ale nie da się zawsze i wszędzie zastosować, w dodatku wyłącznie do porównywalnych zarobków. Czy tymczasem między dochodami uzyskiwanymi przez przedsiębiorców i pracowników da się postawić znak równości? Moim zdaniem nie, bo nie są to grupy o cechach relewantnych. To jest sedno problemu, a nikt go obecnie nie roztrząsa. Nie da się też pominąć faktu, że sama grupa przedsiębiorców jest bardzo zróżnicowana choćby pod kątem form opodatkowania, czyli w istocie realnie uzyskiwanego dochodu. ©℗
Politycy grają składką
Przedsiębiorcy od dawna narzekają na nieprzejrzystość składki zdrowotnej, trudności w jej obliczaniu i brak przewidywalności w przepisach ją regulujących. Jednak burza wokół niej stała się dziś narzędziem gry politycznej, a zapowiadane zmiany, które ponoć miały zreformować Polski Ład, symbolizują chaos legislacyjny. To nie przypadek, że wszystko dzieje się w środku prezydenckiej kampanii wyborczej. To przemyślany ruch adresowany do najbardziej rozczarowanej grupy – mikroprzedsiębiorców, jednoosobowych działalności i samozatrudnionych. Prezydent zdecydował się na weto ustawy, więc temat stanie się kolejnym polem konfliktu politycznego. W efekcie przedsiębiorcy znów zostaną zakładnikami sporów między rządem a pałacem prezydenckim. Ta sytuacja może realnie wpłynąć nawet na sam wynik wyborów. Powoli składka zdrowotna staje się punktem zapalnym w całym społeczeństwie. Dla wielu Polaków to już nie tylko kwestia obciążeń, lecz także zaufania – do państwa, prawa i stabilności otoczenia gospodarczego. A to zaufanie systematycznie maleje. Trudno planować rozwój firmy w kraju, gdzie reguły gry zmieniają się częściej niż pory roku. Przedsiębiorcy nie chcą kolejnych obietnic, chcą przewidywalności. ©℗