Oczekiwani sygnaliści w końcu nadeszli. Ustawa z dnia 14 czerwca 2024 r. o ochronie sygnalistów wchodzi w życie 25 września. O tym, czy rzeczywiście przyczynią się oni do większej wykrywalności przestępstw w środowisku pracy? A także kto jest, a kto nie jest gotowy na sygnalistów, rozmawiamy z adwokatem Januszem Tomczakiem.
Mec. Janusz Tomczak: Myślę, że tak. Przede wszystkim od strony formalnej Wprowadzenie wewnętrznych procedur zgłaszania nieprawidłowości, które mają dać możliwość sygnalizowania, to nie jest szczególnie skomplikowany proces, wymagający wielu nakładów, czasu itp. Są w nim takie elementy jak konsultacje z przedstawicielami pracowników, ale to pracodawca pozostaje jego gospodarzem i ma decydujący wpływ na to, kiedy wdroży stosowne rozwiązania. Poza tym temat sygnalistów nie pojawił się "wczoraj". Od uchwalenia unijnej dyrektywy minie niebawem pięć lat, dyskusje na temat tego, w jakim kształcie polski ustawodawca wprowadzi przepisy, trwały długo. Co bardziej zapobiegliwe firmy decydowały się na wprowadzenie procedur, które za punkt odniesienia brały przepisy samej dyrektywy, licząc się z tym, że w pewnym zakresie będą musiały zmienić wprowadzone rozwiązania, kiedy pojawi się polska ustawa. Wreszcie, w wielu firmach kanały zgłaszania nieprawidłowości były elementem systemu zarządzania zgodnością na długo, zanim pojawiła się dyrektywa. Powiedzmy sobie jednak szczerze, wprowadzenie samych procedur nie oznacza, że nagle tłumy sygnalistów zaczną zgłaszać naruszenia. Zadajmy sobie pytanie, czy sam zakaz działań odwetowych wobec sygnalisty jest wystarczającą zachętą, aby dzielić się wiedzą, która może mieć daleko idące konsekwencje.
Czy zatem polscy pracownicy są mentalnie przygotowani do roli sygnalistów z wszystkimi jej konsekwencjami?
Mec. Janusz Tomczak: Myślę, że jeśli chodzi o polską specyfikę, to jeszcze długa droga przed nami. Po pierwsze, jeśli chodzi o same przygotowania, to poza różnymi informacjami dotyczącymi zmian w prawie, nie zauważyłem kampanii informacyjnych adresowanych do pracowników, które służyłyby wyjaśnieniu, w jakim celu uchwalane są te przepisy, o co w nich chodzi, jakie są mechanizmy zaszyte w ustawie. Od zmian w prawie do zmian w mentalności daleko. Po drugie, nie wiemy, czy którakolwiek osoba zgłaszająca nieprawidłowości jest w stanie przewidzieć wszystkie potencjalne konsekwencje tego, co robi, w szczególności te długofalowe, np. ostracyzm środowiskowy i marne szanse na znalezienie nowej pracy, jeśli nie będzie chciała kontynuować kariery w organizacji, gdzie sygnalizowała nieprawidłowości. I wreszcie po trzecie – pytanie dotyka kwestii kultury organizacji i zarządzania w polskich firmach. To przywodzi na myśl ciągle trwające dyskusje o kulturze folwarku, obowiązujących hierarchiach, relacjach pomiędzy pracownikami a ich przełożonymi. Z drugiej strony wiele firm wprowadzając procedury dotyczące sygnalistów, nie robi tego z obowiązku „bo taki jest wymóg prawny”, tylko faktycznie chce zachęcać do otwartego komunikowania, dyskusji. Ludzie mają się nie bać dzielić nie tylko podejrzeniami, ale również wątpliwościami czy obawami. Uważam, że tzw. kultura speak-up to właściwa droga.
Mec. Janusz Tomczak: Bez wątpienia. Jest szereg badań pokazujących kulturowe i socjologiczne uwarunkowania osób, które zgłaszają nieprawidłowości. Można ostrożnie przyjąć, że im starsze pokolenie, tym mniej aprobaty dla postaw, które godzą w lojalność środowiskową, więzy lokalne i rodzinne, a takie przecież są często skutki ujawniania nieprawidłowości. Młodsze pokolenia wchodzące na rynek pracy oczekują, że organizacja, do której przystępują, będzie realizowała wartości, które sama deklaruje, że będzie transparentna i będzie reagować natychmiast, kiedy wpłynie raport sygnalisty. A więc zdecydowanie pozytywniej sygnaliści są postrzegani wśród młodszych pokoleń pracowników.
Mec. Janusz Tomczak: Sądzę, że tak, ale znów: potrzeba czasu na zbudowanie zaufania do wprowadzonych procedur. Pamiętajmy: przepisy to jedno, a ich stosowanie to drugie. Wiele zależy od tego, w jaki sposób pracodawca będzie prowadził to, co ustawa nazywa "działaniami następczymi", czyli podejmował działania służące wyjaśnieniu zgłoszonych nieprawidłowości. Czy poradzi sobie z wyjaśnianiem złożonych spraw i czy będzie miał właściwe ku temu zasoby? Główne ryzyko, z jakim mierzyliśmy się w podobnych sprawach, to różnego rodzaju próby "zamiatania spraw pod dywan". Liczę, że dzięki rejestrowi zgłoszeń, obowiązkowi informowania sygnalisty o tym, co się robi w zgłoszonej sprawie, możliwości poinformowania właściwych organów/instytucji czy też wreszcie opinii publicznej bez utraty ochrony przysługującej sygnaliście, więcej spraw zobaczy światło dzienne. I może, istotnie, spraw związanych z BHP będzie więcej, natomiast ja spodziewam się akurat spraw dotyczących wycieków danych, korupcji biznesowej, konfliktów interesów.
Mec. Janusz Tomczak: Te kwestie są już dość złożone. W dyskusjach nad projektem ustawy często posługiwano się pojęciem "dobrej wiary sygnalisty", co można interpretować, jako przekonanie sygnalisty o prawdziwości przekazywanych informacji oraz o pozytywnej motywacji. Kiedy jednak wczytamy się w ustawę, zauważamy, że motywacja sygnalisty nie interesuje ustawodawcy. Istotne prawnie jest przekonanie sygnalisty o prawdziwości przekazywanych informacji o naruszeniu prawa. Jeśli osoba zgłaszająca ma świadomość, że przekazuje nieprawdziwe informacje, w szczególności wie, że do naruszenia prawa nie doszło, to musi się liczyć z odpowiedzialnością odszkodowawczą oraz karną (kara do dwóch lat pozbawienia wolności). Jeśli do tych ogólnych reguł dodamy takie zmienne jak: zgłoszenia anonimowe, gdzie nie znamy tożsamości osoby, która może pomawiać innych o bezprawne działanie, albo zgłoszenie od osoby, która jest współsprawcą i która chce umniejszyć swoją rolę, to zobaczymy, jak skomplikowane sprawy możemy mieć na horyzoncie.
Mec. Janusz Tomczak:Myślę, że ogólnie sektor prywatny jest lepiej przygotowany niż publiczny. Szczególnie ten, zmuszony przez międzynarodowe środowisko biznesowe, w którym funkcjonuje, do stosowania zasad compliance. Tam już istnieje świadomość, jak szerokie implikacje może mieć sprawa zainicjowana przez sygnalistę, poczynając od skutków prawnych dla firm i kadr zarządzających, przez konieczność zarządzania kryzysem w organizacji, po kwestie uszczerbku dla reputacji firmy. Ciekawi mnie natomiast, jakie skutki odniosą nowe przepisy w spółkach, które pod względem mentalnym, kultury organizacyjnej, standardów etycznych tkwią jeszcze w poprzednich dekadach.