Proponowane przez resort nauki zmiany w statusie doktoranta to częściowe wypełnienie istotnych luk w przepisach, które bardzo utrudniały doktorantom życie - mówi przewodnicząca Krajowej Reprezentacji Doktorantów mgr inż. Anna Nieczaj.

Na początku lipca do konsultacji publicznych trafił projekt noweli ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce oraz niektórych innych ustaw, przygotowany przez MNiSW w ramach pakietu deregulacyjnego. Chodzi o zmiany dotyczące doktorantów, takie jak: uelastycznienie zasad zawieszania kształcenia w szkole doktorskiej, objęcie doktorantów systemem ubezpieczeń społecznych oraz umożliwienie korzystania z infrastruktury szkoły doktorskiej mimo utraty statusu doktoranta.

Studia doktoranckie. Jakie istotne luki w kształceniu chce zlikwidować rząd?

- Proponowane zmiany tak naprawdę nie są deregulacją a doregulacją. To wypełnienie kilku istotnych z naszego punktu widzenia luk, z którymi się do tej pory borykaliśmy i które mocno utrudniają życie doktorantom – powiedziała przewodnicząca KRD Anna Nieczaj. Jej zdaniem te trzy kwestie najbardziej wymagały zmiany.

Jak dodała, pierwsza z tych propozycji dotyczy „palącego problemu”, jakim jest brak możliwości zawieszenia kształcenia w przypadku innym niż rodzicielstwo.

Dzisiaj można zawiesić kształcenie w szkole doktorskiej tylko wtedy, gdy doktorantka pójdzie na urlop macierzyński (jest też możliwość urlopu rodzicielskiego dla ojca). Ale nie ma możliwości zawieszenia tego kształcenia w przypadku długotrwałej choroby. Wiem, że jest to palący problem, ponieważ dostajemy liczne sygnały w tej sprawie. Wprawdzie różne podmioty rozwiązują to w różny sposób i część uwzględnia zwolnienia lekarskie, ale na poziomie ustawowym nie jest to uregulowane. Po wprowadzeniu tego wszyscy odczujemy ulgę, że w razie choroby kontynuacja naszego kształcenia nie będzie zagrożona – powiedziała.

Wskazała, że właśnie brak takiej możliwości jest jednym z najczęstszych powodów rezygnacji ze szkoły doktorskiej.

Drugą ujętą w projekcie kwestią jest dostęp do infrastruktury badawczej po zakończeniu kształcenia w szkole doktorskiej. - Kiedy kończy się kształcenie w szkole doktorskiej i czeka się na obronę i uzyskanie stopnia doktora, tak naprawdę totalnie wypada się z systemu. Nie jest się już doktorantem, więc traci się status doktoranta, ale wciąż nie jest się jeszcze doktorem. W tym czasie nie ma się już m.in. dostępu do infrastruktury badawczej, dostępu do maila służbowego, do biblioteki, ale też ubezpieczenia zdrowotnego; traci się również afiliację potrzebną przy procesie publikacji. Taki stan zawieszenia trwa zazwyczaj kilka miesięcy – wyjaśniła przewodnicząca KRD.

Środowisko doktorantów postulowało więc, aby na ten czas „pomiędzy” utrzymać status doktoranta. – Dodałoby to nam podmiotowości, poczucia przynależności, czego dzisiaj w tym okresie nie mamy. Poza tym, często czekając na uzyskanie stopnia doktora czeka się też na zatrudnienie w danej jednostce. Zdarza się, że ten proces się przeciąga i ludzie rezygnują z pozostania w nauce i kontynuacji ścieżki naukowej – mówiła.

Proponowana w projekcie noweli zmiana polegająca na dostępie do infrastruktury badawczej po zakończeniu kształcenia w szkole doktorskiej jest w ocenie Anny Nieczaj niewystarczająca, jednak – dodała – docenia dobre intencje.

W projekcie proponuje się też objęcie doktorantów obowiązkowym ubezpieczeniem chorobowym, w efekcie czego zostaną objęci systemem świadczeń z tytułu ubezpieczenia chorobowego i wypadkowego w przypadku choroby, wypadku czy też urlopu związanego z rodzicielstwem. Zgodnie z projektem przepisy w zakresie wprowadzenia obowiązkowego ubezpieczenia chorobowego obejmą wszystkich doktorantów od dnia wejścia w życie ustawy, czyli od 1 stycznia 2026 r.

- To kolejna potrzebna i dobra zmiana. Odważę się powiedzieć, że do tej pory doktoranci mieli w tym zakresie mniejsze prawa niż osoby pracujące na umowach śmieciowych – oceniła rozmówczyni PAP.

Co ze stypendium doktoranckim? Czy resort zadbał o podwyżki?

PAP zapytała też o kwestię wysokości stypendium doktoranckiego. – Tę kwestię poruszamy nieustannie. Stypendium jest niewystarczające, aby doktoranci zajmowali się tylko nauką, dlatego muszą podejmować też inną pracę zarobkową. Ale zdajemy sobie sprawę, że w tym momencie sektor nauki i szkolnictwa wyższego nie dysponuje nadwyżką pieniędzy. Więc priorytetem jest generalnie dofinansowanie nauki – podkreśliła Anna Nieczaj.

Doktorantka wskazała jeszcze na dwie kwestie, który mogłyby znaleźć się w nowelizacji ustawy. To możliwość starania się o zapomogi przez doktorantów oraz wpisanie instytucji Rzecznika Praw Doktoranta – który wprawdzie już funkcjonuje, ale nie ma umocowania ustawowego - do ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce.

Czy doktoranci są zaniedbywani przez system?

Na pytanie, czy doktoranci czują się zaniedbani przez system szkolnictwa wyższego, Nieczaj wskazała ponownie na kwestię podmiotowości. – Nie jesteśmy studentami. Nie jesteśmy też doktorami. Jesteśmy doktorantami, młodymi naukowcami – tworzymy odrębną grupę. Nie jest ona liczna, bo jest nas około 18 tys., ale tak naprawdę to od nas zależy przyszłość polskiej nauki. Dlatego powinno się tej grupie umożliwić takie warunki zarobkowe i rozwojowe, żeby w przyszłości stała się silną kadrą. Cieszy nas jednak, że po ostatnim wyodrębnieniu się ministerstwa nauki, staliśmy się znów dostrzegani – podsumowała.