- Zostanie powołany zespół ds. reformy PIP i przygotowana nowa ustawa, która unowocześni Państwową Inspekcję Pracy i spowoduje, że będzie ona skuteczniejszym organem, niż jest obecnie - mówi Marcin Stanecki, dyrektor departamentu prawa pracy w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, przyszły główny inspektor pracy.

Karolina Topolska: Wszystko wskazuje na to, że już niebawem zostanie pan głównym inspektorem pracy. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia zapowiedział, że skieruje do zaopiniowania przez Radę Ochrony Pracy i sejmową komisję kontroli państwowej wniosek o powołanie pana na to stanowisko. Wskazał również, że ma pan pomysł na reformę tak ważnej służby, jaką jest Państwowa Inspekcja Pracy (PIP). Na czym on polega?

Marcin Stanecki: To nie jest jeden pomysł, ale wiele pomysłów czy nawet cała koncepcja zmiany Państwowej Inspekcji Pracy. Ona wpisuje się w to, o czym mówił pan marszałek, czyli powołanie zespołu ds. reformy PIP i przygotowanie nowej ustawy, która unowocześni inspekcję i spowoduje, że będzie ona skuteczniejszym organem, niż jest obecnie.

A czego możemy się spodziewać z pana strony, zanim doczekamy się efektów prac tego zespołu?

Już na początku chciałbym podjąć parę prostych, acz istotnych decyzji. Chociażby wprowadzenie zasady, że kontrole legalności zatrudnienia są minimum dwuosobowe. Bez tego nie może być mowy o skutecznych kontrolach, np. w odniesieniu do terenu budowy. Dziś to, że kontrole są jednoosobowe, jest pokłosiem tego, że każdy inspektor musi przeprowadzić ich określoną liczbę w danym roku.

ikona lupy />
Marcin Stanecki, dyrektor departamentu prawa pracy w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, przyszły główny inspektor pracy / Dziennik Gazeta Prawna / fot. Wojtek Górski
Czemu zatem miałoby służyć wprowadzenie dwuosobowych lub bardziej licznych kontroli?

Z jednej strony to kwestia bezpieczeństwa, bo w trakcie kontroli czasami dochodzi do sytuacji niebezpiecznych dla inspektora, np. stosowania gróźb czy też prób zastraszania go. Z drugiej – chodzi też o skuteczność. Gdy inspektor jest sam, nielegalni pracownicy szybko się rozpierzchają. Pamiętajmy przy tym, że inspektor nie ma uprawnień takich jak policja i nie może np. zastosować przymusu bezpośredniego.

Z kolei w dłuższej perspektywie chciałbym przeprowadzić zmianę w zakresie kontroli legalności zatrudnienia, by wrócić do stanu sprzed 2007 r. – tj. chciałbym, aby PIP w ogóle nie prowadziła takich kontroli. A jeśli już, to powinna się tym zająć wydzielona struktura w ramach Państwowej Inspekcji Pracy, mająca oddzielne uprawnienia i wyspecjalizowaną kadrę, ściśle współpracująca ze Strażą Graniczną i z ZUS. To powinno być ciało będące w swej istocie „policją zatrudnienia”. Wtedy takie kontrole nie będą fikcyjne.

A inne pomysły?

Chciałbym też odejść od takiego schematu, że inspektorzy mają narzucone odgórnie normy w zakresie liczby wydanych decyzji, wystąpień i mandatów czy nawet – o czym było niegdyś głośno – minimalnych kwot wystawianych mandatów. Inspektor jako organ powinien o tym decydować samodzielnie. Chcę odejść od takiej fikcji, nawet jeśli wyniki kontroli spadną na papierze, to nie ma to dla mnie znaczenia. Liczy się to, że efekty kontroli nie będą wymuszane odgórnie na inspektorze. Poza tym chciałbym też odbiurokratyzować pracę inspektora. Żeby nie było tak, że nawet decyzja ustna musi zostać wydana na piśmie, zwłaszcza że zostaje natychmiast wykonana w trakcie kontroli. Chcę też ograniczyć obszerność protokołów, aby nie były tak bardzo opisowe jak obecnie, a rzeczywiście zawierały wymagany przepisami opis nieprawidłowości oraz innych informacji mających istotne znaczenie dla wyników kontroli. Inspektor, który będzie mniej pisał, będzie mógł skuteczniej działać. Wreszcie, jestem za zniesieniem upoważnień do kontroli przedsiębiorców. One nie polepszają sytuacji kontrolowanego, w mojej ocenie jest to zbędna biurokracja i niepotrzebna papierologia. W Sejmie jest zresztą komisyjny projekt, przygotowany w związku z petycją Stowarzyszenia Inspektorów Pracy, dotyczący tej kwestii. Jestem przekonany, że MRPiPS go poprze.

Mówiąc o zmianach, jakie czekają inspekcję pracy, marszałek Szymon Hołownia i minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk powoływali się na dość niechlubną statystykę. W Polsce mamy rocznie 60 tys. wypadków w pracy i ginie w nich ok. 200 osób. W jaki sposób można wpłynąć na obniżenie tych wyników?

Na pewno chciałbym, aby było więcej kontroli w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy. To właśnie bowiem działalność kontrolna nastawiona na kwestię przestrzegania przepisów i zasad bhp powinna być fundamentem inspekcji. Tak, jak było jeszcze w pierwszej dekadzie XXI w. A jednocześnie musi nastąpić specjalizacja inspektorów, by inspektor chemik czy budowlaniec nie musiał się zajmować skargami i uczyć niuansów prawa pracy, a skupił się na bhp. I odwrotnie – by ten, kto zna się na uprawnieniach pracowniczych wynikających z kodeksu pracy, nie kontrolował np. odlewni metalu. W takiej sytuacji inspektor nie będzie musiał przygotowywać się do kontroli. Inspektor nie musi być omnibusem. Być może więc pora, by zreformować aplikację inspekcyjną i od początku kształcić inspektorów w specjalizacjach takich jak bhp, legalność zatrudnienia czy prawo pracy. Dzięki temu będą działać sprawniej, skuteczniej i lepiej sobie radzić w terenie.

Czy liczba inspektorów powinna ulec zmianie?

Jak najbardziej. Obecnie mamy ich zaledwie 1486. To zdecydowanie za mało. GIP Roman Giedrojć chciał zwiększyć liczbę inspektorów do 3000 – najwyższy czas, by to zrobić. Chcę zawalczyć o dofinansowanie na ten cel. Dodatkowo chciałbym ograniczyć liczbę nadinspektorów, a tym samym zmniejszyć nadzór nad inspektorem, który jest przecież samodzielnym organem, i jednocześnie więcej ludzi wysyłać w teren. Wspomniany Roman Giedrojć chciał też w tym celu ograniczyć liczbę pracowników Głównego Inspektoratu Pracy na rzecz pracy na stanowiskach inspektorów, co również popieram.

Czy to oznacza zwolnienia w PIP?

Nie chodzi o zwolnienia, ale o przesunięcia wewnętrzne i kierowanie pracowników na aplikację inspektorską. Stan zatrudnienia w PIP, według danych zawartych w sprawozdaniu za 2022 r., to 2652 osoby, z czego mamy tylko 1486 inspektorów. Samych kierowniczych stanowisk w GIP jest 29, a osób, które są wyznaczone do ewidencjonowania działań inspektora – 128. Trzeba się przyjrzeć, czy tyle osób jest potrzebnych na tych stanowiskach i czy biurokracja musi być aż tak rozbudowana, gdy nie ma kogo wysłać w teren.

A czy poza obszarem bhp będzie więcej kontroli?

Ta liczba kontroli już dziś jest imponująca, rokrocznie to ok. 60 tys., ale zapotrzebowanie jest większe. Liczba kontroli w najbliższym czasie nie ulegnie jednak drastycznie zwiększeniu ze względu chociażby na ograniczoną liczbę inspektorów, która też nie urośnie z dnia na dzień.

W czasie kontroli preferowałbym usuwanie realnych zagrożeń, występujących przykładowo na budowach, a ograniczył kontrole np. wiejskich sklepików. W tym celu trzeba lepiej zdefiniować podmioty do kontroli.

Jeśli chodzi o kontrole skarbowe, to powinny one dotyczyć tylko treści skargi, bez realizacji kontroli tematycznych. Z kolei gdy realizowane są kontrole tematyczne, to powinny one się odbywać w konkretnym temacie, ale bez kontrolowania wszystkiego w sposób drobiazgowy, bardzo dokładny, a nawet pedantyczny.

A poza samą działalnością kontrolną chciałbym bardzo wzmacniać prewencję, bo jest to bardzo ważne zadanie stojące przed PIP.

Jak widzi pan współpracę z resortem pracy poza wspomnianym zespołem ds. reformy PIP?

Ta współpraca musi być zacieśniona, m.in. jeśli chodzi o wspólne komunikaty i stanowiska, aby nie konkurować ze sobą. A takie sytuacje się zdarzały, np. w Sejmie przy omawianiu przepisów o pracy zdalnej czy o sygnalistach. Dodatkowo chciałbym ujednolicić praktykę, jeśli chodzi o interpretację przepisów przez GIP i okręgowe inspektoraty pracy, wsłuchując się w głos inspektorów-praktyków. Przede wszystkim inspektorów pracy.

Minister Dziemianowicz-Bąk zapowiadając zmiany w PIP, wskazała, że inspekcja musi być gotowa, aby interweniować tam, gdzie będzie naruszane prawo chroniące także pracowników cyfrowego świata. Jakie wyzwania w tym zakresie czekają inspekcję?

Na pewno takim wyzwaniem będzie wdrożenie dyrektywy platformowej. Zmiany w tym obszarze dotkną również inspekcję pracy. Jako ministerstwo mamy już założenia i koncepcję tego wdrożenia. A jako przyszły GIP jestem przekonany, że będziemy współpracować z ministerstwem również na tym polu.

Jakie zmiany w prawie są konieczne dla skutecznego działania inspekcji?

Na ten moment przewrotnie powiem, że przede wszystkim kluczowe są pieniądze, bo bez nich nie pozyska się fachowców. Mam nieoficjalne informacje, że w ostatnim roku z PIP odeszło 100 inspektorów. Jeśli nie zatrzymamy odpływu kadry, to inspekcja nie będzie funkcjonowała. Nawet gdy napiszemy najlepsze przepisy, to będzie to działanie bez żadnej wartości, bo nie będzie miał kto ich stosować. W tym celu musimy na nowo uczynić PIP atrakcyjnym pracodawcą. Jednak aby to była sprawna i nowoczesna instytucja, to trzeba w nią zainwestować.

Jednocześnie chciałbym przywrócić inspekcję jej pracownikom, przywrócić godność zawodu inspektora pracy. Ta godność jest definiowana również przez wynagrodzenie, więc jedną z pierwszych moich decyzji będzie podpisanie porozumienia z organizacjami związkowymi w PIP odnośnie historycznie wysokich podwyżek dla pracowników inspekcji. Ludzie na to czekają. Te pieniądze zostały już zagwarantowane w budżecie, a porozumienie będzie je tylko dzielić między nimi. Zamierzam poza tym współpracować ze wszystkimi związkami zawodowymi w PIP. Chcę też zakończyć spór zbiorowy z Solidarnością 80.

Ma pan tremę przed objęciem nowej funkcji?

Czuję presję i ciężar wysokich oczekiwań. I to nie tylko ze strony pana marszałka i pani minister, ale również ze strony zwykłych pracowników inspekcji, którzy oczekują zmian – oczekują, że PIP będzie im przywrócona. Wierzę jednak, że mi się uda. Inaczej nie podjąłbym się tego zadania. ©℗

Rozmawiała Karolina Topolska