ikona lupy />
I jak to dziennikarz gazety, która lubi szczegóły, zadawałem pytania, które miały wyjaśnić pracodawcom i pracownikom, jak stosować ustawę, która była tak fatalnie napisana, że w praktyce jej przepisów np. o umowach na czas określony zgodnie z prawem stosować się nie da. Poirytowana szefowa resortu, który te rozwiązania przygotował, powiedziała, że od interpretacji przepisów są sądy.
Słowa pani minister się sprawdziły i to w stopniu ostatecznym. W tym roku dwukrotnie ustawą antykryzysową zajmował się Sąd Najwyższy. I nawet SN, mając wyraźny problem z oceną tych rozwiązań, musiał odwołać się konstytucji, aby odpowiedzieć, jak należy stosować zawarte we wspomnianej ustawie ograniczenia w zatrudnianiu pracowników na czas określony (notabene oba orzeczenia nie są w tym zakresie spójne). A to zapewne dopiero początek sporów sądowych, bo ustawa przestała obowiązywać niedawno, 31 grudnia 2011 r.
Dziś, w niestabilnych finansowo czasach, po doniesieniach o końcu Polski jako zielonej wyspy, na razie po cichu podnoszą się jednak powoli głosy o konieczności przygotowania kolejnych przepisów, które firmom i pracownikom ułatwiłyby walkę z kryzysem. Jeśli mają być uchwalone, to prace nad nimi szczególnie powinni śledzić partnerzy społeczni, czyli pracodawcy i związki zawodowe. W przeciwnym razie zostaną z bublem prawnym, który zamiast ułatwiać, utrudnia im prowadzenie działalności i wykonywanie pracy. Rząd może przecież zwyczajnie umyć ręce i powiedzieć: od czego są w końcu te sądy.