Losy reformy rynku pracy, która miała być flagowym elementem realizacji kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy (KPO), przypominają legislacyjny tor przeszkód. Rząd obecnej kadencji staje przed wyzwaniem, jak wycofać się z obietnic, a jednocześnie zadowolić Komisję Europejską i uspokoić nastroje przedsiębiorców.
Od oskładkowania do superinspektora
Warto przypomnieć, że pierwotne plany, kreślone jeszcze przez rząd Mateusza Morawieckiego, zakładały objęcie wszystkich umów cywilnoprawnych obowiązkiem opłacania składek na ubezpieczenia społeczne (ZUS). Wyjątkiem miały być jedynie umowy zawierane z uczniami i studentami do 26. roku życia. Ta koncepcja spotkała się jednak z gigantycznym oporem organizacji pracodawców. Wskazywano na astronomiczne koszty – rzędu 5–7 mld zł – które uderzyłyby zarówno w firmy, jak i w osoby fizyczne, w tym wysokiej klasy specjalistów dorabiających na zleceniach. Argumentowano, że umowy o pracę i tak są oskładkowane podobnie jak pierwsza umowa zlecenia.
Maciej Berek, minister nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu, potwierdził wycofanie się z tego kamienia milowego, przyznając, że obciążenie pracodawców i wykonawców takimi kwotami byłoby zbyt dotkliwe.
W styczniu przedstawiono więc nową koncepcję. Zamiast powszechnego ZUS remedium na segmentację rynku pracy miało się stać drastyczne wzmocnienie Państwowej Inspekcji Pracy (PIP). Efektem tych prac jest projekt nowelizacji ustawy o PIP dającej inspektorom potężne narzędzie: możliwość administracyjnego przekształcania umów cywilnoprawnych w umowy o pracę.
Proponowane rozwiązanie wywołało jednak falę krytyki podczas konsultacji publicznych, głównie ze względu na jego radykalny charakter. Robert Lisicki, dyrektor departamentu pracy w Konfederacji Lewiatan, zwraca uwagę na kluczowy problem: rząd przedobrzył przy interpretacji unijnych wymogów.
– Kamień milowy został ogólnie sformułowany. Tymczasem w ustawie zaproponowano rygor natychmiastowej wykonalności decyzji inspektora oraz działanie wstecz, a zatem rozwiązania, które już były intencją krajowego ustawodawcy – zaznacza Robert Lisicki. Pod naporem krytyki rząd zaczął łagodzić projekt. Wprowadzono ograniczenia czasowe – decyzja inspektora mogła stwierdzać istnienie stosunku pracy maksymalnie za trzy lata wstecz. Dodano również wentyl bezpieczeństwa w postaci zawieszenia wykonalności – Główny Inspektor Pracy w postępowaniu odwoławczym mógłby uchylić rygor natychmiastowej wykonalności, jeśli decyzja groziłaby nieodwracalnymi skutkami, lub określić warunki jej tymczasowego wykonania.
To jednak nie wystarczyło. Projekt w tej wersji nie przeszedł przez Stały Komitet Rady Ministrów (SKRM). Rząd został zmuszony do zapowiedzi kolejnych zmian, co oznacza de facto czwarte podejście do tej samej regulacji. Choć oficjalnie nowy tekst nie został jeszcze opublikowany, minister Maciej Berek za pośrednictwem serwisu X zarysował kierunek ustępstw. Mają one dotyczyć najbardziej zapalnych punktów, wobec których podnoszono zarzut niekonstytucyjności: klauzuli natychmiastowej wykonalności oraz skutków wstecznych decyzji.
Nowy mechanizm ma wyglądać następująco: jeśli inspektor PIP stwierdzi nieprawidłowość, wyda polecenie osiągnięcia stanu zgodnego z prawem. Wówczas to strony – pracodawca i zatrudniony – ustalą, czy zawierają umowę o pracę, czy korygują stosunek cywilnoprawny. Jeśli inspektor zaakceptuje to rozwiązanie, sprawa się kończy. Jeśli nie – wyda decyzję, ale wywołującą skutki wyłącznie na przyszłość. Co istotne, decyzja ta stanie się wykonalna dopiero, gdy będzie ostateczna (czyli po wyczerpaniu ścieżki odwoławczej). Spory o okresy przeszłe miałyby trafiać do sądu – inspektor mógłby skierować tam sprawę, jeśli uzna, że skutki powinny być orzeczone wstecz.
KPO jako straszak
Resort pracy, kierowany przez minister pracy Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, stoi na stanowisku, że reforma jest konieczna, powołując się na kamienie milowe A71G i A72G. Po przyjęciu projektu przez SKRM w ubiegłym tygodniu minister podkreślała, że KPO to jednak tylko jeden z powodów. Drugim, najważniejszym, jak powiedziała, jest walka z patologiami rynku pracy, których konsekwencje ponosimy wszyscy.
– Tak jak walczymy z luką VAT, tak powinniśmy walczyć z luką śmieciową, ze śmieciowym zatrudnieniem, ponieważ wiążą się z nimi ogromne koszty społeczne – argumentowała minister pracy.
Narracja ta jest jednak mocno kontestowana przez środowiska biznesowe. Ogólnopolska Federacja Małych i Średnich Przedsiębiorców (OFMŚP) mówi wprost o „propagandowej gadce”, która ma na celu wywarcie presji na decydentach, w tym na prezydencie. Zarówno Lewiatan, jak i OFMŚP podkreślają, że KPO nie wymusza tak daleko idących rozwiązań, jak natychmiastowa wykonalność decyzji administracyjnych czy przeniesienie rozstrzygania stosunku pracy z sądów do administracji. Eksperci wskazują, że są to decyzje krajowe, a nie zobowiązania unijne, i przestrzegają przed wykorzystywaniem środków europejskich jako instrumentu nacisku politycznego, zwłaszcza gdy argumentacja ta mija się z rzeczywistymi rekomendacjami Komisji Europejskiej.
Co więcej, pojawiają się głosy pytające o sens pośpiechu – czy nie lepiej wycofać się z tego konkretnego kamienia milowego na rzecz przygotowania dobrej ustawy, zamiast forsować przepisy budzące tak skrajne emocje. Krytycy zwracają uwagę, że mówienie o utracie pieniędzy z KPO jest nieprecyzyjne. Nie wiadomo wciąż, o jakich kwotach mowa i czy faktycznie zagrożona jest całość transzy, skoro reforma zakładała też inne elementy, które już zrealizowano – jak wdrożenie stażu pracy do umów – lub są w planach – jak zmiany organizacyjne w PIP lub podwyższenie kar.
Rządowa wojna domowa
Problemy ustawy nie kończą się na linii rząd–biznes. Poważne zastrzeżenia płyną z wewnątrz samej koalicji rządzącej i poszczególnych resortów. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wydało miażdżącą opinię o projekcie, oceniając, że rozszerzenie kompetencji PIP stanowi poważne zagrożenie dla funkcjonowania branży rolniczej. Resort wskazuje, że arbitralność decyzji inspektorów może prowadzić do ograniczenia swobody działalności gospodarczej, spadku konkurencyjności polskich producentów i przetwórców, a w konsekwencji – zagrozić bezpieczeństwu żywnościowemu kraju. Sprzeciw resortu rolnictwa jest stanowczy i pokazuje, że konsensus w Radzie Ministrów jest kruchy.
Nawet jeśli rządowi uda się przygotować wersję projektu, która zadowoli koalicjantów i zostanie przyjęta przez parlament, los ustawy pozostaje wysoce niepewny. Ostateczny głos należy bowiem do prezydenta Karola Nawrockiego. Biorąc pod uwagę ostatnie poczynania głowy państwa i liczne weta, zablokowanie noweli o PIP jest scenariuszem bardzo realnym.
Sygnały płynące ze strony opozycji mogą utwierdzić prezydenta w takiej decyzji. Przemysław Wipler z Konfederacji w listopadzie zapowiedział działania mające na celu zablokowanie reformy.
– Uważamy ten pomysł za destrukcyjny – oświadczył polityk. ©℗
Ile pieniędzy straci Polska za brak realizacji kamienia milowego?
Stanowisko Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej dla DGP
W przypadku braku realizacji jakiegoś kamienia milowego Komisja Europejska obniża wysokość wypłaty należnej zgodnie ze złożonym wnioskiem o płatność i daje dodatkowe pół roku na realizację reformy, nie dłużej niż do 31 sierpnia 2026 r. Przed oceną KE weryfikacji spełnienia kamienia milowego (w tym terminu jego spełnienia) nie ma możliwości precyzyjnego określenia wysokości ew. pomniejszenia wniosku o płatność złożonego przez Polskę. Nie ma możliwości wycofania się z kamienia milowego związanego z ustawą o PIP. Nie było takiego przypadku w ramach KPO. Dzięki sprawnie realizowanym inwestycjom oraz reformom, a także prowadzonym rewizjom, wszystkie dotychczas rozliczone kamienie milowe uzyskały pełne refundacje w ramach składanych wniosków o płatność. ©℗
Podstawa prawna
Etap legislacyjny
Projekt przyjęty przez Stały Komitet Rady Ministrów