Gdyby popatrzeć na komentarze użytkowników social mediów czy tytuły artykułów na koniec roku, zawsze oczekujemy, że ten nadchodzący będzie „lepszy”, a już na pewno nie gorszy. Mało kto przeczuwał, że pojawiające się pod koniec 2019 r. pojedyncze informacje z Wuhan sprawią, że tym razem nie będzie szans na „lepszy rok” w skali globalnej, i że 2020 będzie rokiem osobliwym. Czarny łabędź się zmaterializował, a tym samym gwiazda Nassima Nicholasa Taleba rozbłysła ze zwielokrotnioną mocą. Już wiemy, że doświadczamy zmiany systemowej w skali makro
DGP
DGP
Dziś styczeń 2020 r. jawi nam się jako spokojny, niemal błogi czas. Czy naprawdę tak było? Kto pamięta, że na początku roku padały pytania o to, czy wybuchnie III wojna światowa? Z niepokojem patrzyliśmy na płonącą Australię. Zastanawialiśmy się, czy 2020 r. przyniesie porozumienie na linii USA – Chiny, a Europa i Ameryka nie rozpoczną wojny handlowej. Nie przeszkodziło nam to w snuciu planów na cały rok. Zarówno osobistych, jak i biznesowych, choć prawie wszystkie globalne prognozy makroekonomiczne mówiły o zbliżającym się spowolnieniu gospodarczym.

Witamy w świecie VUCA

W 2020 r. wchodziliśmy z umiarkowanym optymizmem. Jak pokazuje coroczne badanie CBOS , pod koniec 2019 r. ok. 45 proc. Polaków uważało, że nadchodzące 12 miesięcy będzie dla nich i ich rodzin lepsze niż poprzednie.
Prognozy ekonomistów były nieco ostrożniejsze. Część z nich wskazywała, że możemy spodziewać się końca dobrej koniunktury. W Providencie także podchodziliśmy do 2020 r. z rezerwą. Naszą strategię oparliśmy w dużej mierze na koncepcji VUCA (volatility, uncertainty, complexity i ambiguity), zgodnie z którą otaczający nas świat jest zmienny, niepewny, złożony i niejednoznaczny. Choć koncepcja ta wywodzi się z wojskowości i zastosowano ją po raz pierwszy, próbując opisać rzeczywistość po zimniej wojnie, szybko wprowadzono ją do teorii przywództwa w świecie biznesowym, a w nim przenikają się różnie, często sprzeczne ze sobą trendy. 2020 r. udowodnił jednak, że należy ją traktować bardzo dosłownie.
Jak pokazują wyniki IX fali badania kondycji firm i nastrojów pracowników, przeprowadzonego przez Polski Fundusz Rozwoju i Polski Instytut Ekonomiczny, pandemia zmusiła menedżerów do zrewidowania planów biznesowych. 63 proc. przebadanych przedsiębiorstw zadeklarowało, że elementem ich strategii jest cięcie kosztów. Nieco ponad połowa wprowadza nowe produkty i usługi oraz wchodzi na nowe rynki, a 40 proc. wykorzystuje sprzedaż wielokanałową. Dane te dotyczą jednak sierpnia, kiedy większość firm, które przetrwały, wróciło już do stosunkowo normalnej działalności. Natomiast w kwietniu, najgorszym i najbardziej niepewnym miesiącu dla polskich przedsiębiorstw, 18 proc. miało problemy z płynnością finansową, a tylko co czwarta firma oceniała, że dostępne środki finansowe pozwolą jej na funkcjonowanie dłużej niż kwartał.

Z tarczą czy na tarczy

Przełom kwietnia i marca był także czasem wprowadzania tzw. tarcz antykryzysowych, wspierających przedsiębiorców oraz konsumentów w tych najtrudniejszych momentach. Z perspektywy czasu widać, że przedsiębiorcy przyjęli te rozwiązania dość ostrożnie. Według badania Centrum Monitoringu Sytuacji Gospodarczej w lipcu, w skali 0–10, ocenili skuteczność tarcz antykryzysowych średnio na 4,4. Szybkość wprowadzania nowych przepisów i brak czasu na dokładną ocenę skutków regulacji sprawiły, że rozwiązania nastawione na ochronę gospodarki stały się sporym obciążeniem dla całych branż.
Przykładem są instytucje finansowe, a w szczególności firmy pożyczkowe, które musiały odnaleźć się w czasie pandemii w nowej rzeczywistości – gospodarczej, regulacyjnej i społecznej. Dla branży oznaczało to konieczność przeobrażenia, co niosło poważne konsekwencje, zarówno dla samych firm, jak i ich klientów.
Od 31 marca w ramach tarczy antykryzysowej funkcjonuje bardzo restrykcyjny limit kosztów pozaodsetkowych. Nowe limity, ustanowione na bardzo niskim poziomie, w wielu przypadkach wręcz uniemożliwiają instytucjom pożyczkowym pokrycie ponoszonych przez nie kosztów. Pandemia koronawirusa i wprowadzone w związku z nią regulacje, wiążące się z dużą, nagłą zmianą, okazały się dla rynku czarnym łabędziem, który całkowicie zmienia reguły gry. Dodatkowym obciążeniem, z którym boryka się rynek finansowy, są rekordowo niskie stopy procentowe, także obniżone w celu walki z koronakryzysem. W efekcie instytucje finansowe musiały ograniczyć podaż kredytów i pożyczek w momencie, gdy konsumenci najbardziej ich potrzebowali, a więcej pieniądza na rynku mogło pobudzić znajdującą się w kłopotach gospodarkę. Niesprzyjająca sytuacja sprawiła także, że niektóre firmy pożyczkowe w ogóle zniknęły z rynku lub ograniczyły działalność do obsługi już udzielonych pożyczek.

Rezylientność? Warunek konieczny

Choć sam lockdown okazał się dużym utrudnieniem dla większości firm, sporo z nich szybko się przystosowało. Kluczem okazała się rezylientność. Przedsiębiorstwa te dzięki doświadczeniu, efektywnej organizacji, wypracowanej szybkiej ścieżce decyzyjnej nie tylko zdołały ograniczyć negatywne skutki koronakryzysu, ale także odnalazły w swoich zespołach niewykorzystane dotąd kompetencje zarządcze, komunikacyjne oraz emocjonalne. W sytuacji gdy działający od lat model biznesowy przestaje się sprawdzać, niezwykle cenna jest elastyczność i umiejętność dostosowywania się do sytuacji. Paradoksalnie pandemia może być dla niektórych firm szansą na wprowadzenie w maksymalnej skali rozwiązań cyfrowych bądź automatyki, a także przetestowanie nowego modelu zarządzania. Czarny łabędź nie musi być wcale w aż tak czarnych barwach.
Agnieszka Kłos, Prezes Zarządu Provident Polska