Ceny przejazdu uberem czy boltem zmieniają się w czasie rzeczywistym. Jeśli w danej chwili dużo osób próbuje zamówić auto, zaś kierowców jest mało, koszt rośnie. To sposób na wyrównanie popytu i podaży: wyższa opłata zniechęca część użytkowników, a jednocześnie zachęca kierowców, by włączyli aplikację i ruszyli na ulice. Ale co w tym wszystkim ciekawego dla naukowców? Okazuje się, że dzięki dynamicznym cenom można oszacować, ile dana usługa naprawdę jest warta dla konsumentów. A dokładniej — ile jesteśmy skłonni za nią zapłacić i jak bardzo ją cenimy.
Z pomocą przychodzi koncepcja nadwyżki konsumenta: różnica między maksymalną kwotą, którą ktoś byłby gotów zapłacić za usługę, a tym, ile faktycznie zapłacił. Na przykład – jeśli jesteś gotowy wydać 50 zł na powrót taksówką z imprezy, a aplikacja proponuje kurs za 40 zł, twoja nadwyżka to 10 zł. Innymi słowy, dostałeś/dostałaś coś taniej, niż było to dla ciebie warte. Choć nieco abstrakcyjna, miara ta jest używana przez ekonomistów, m.in. do mierzenia skutków interwencji państwa w mechanizmy rynkowe, np. w celu ochrony konsumentów przed monopolistycznymi praktykami.
Kwestią ludzkiej skłonności do płacenia za przejazdy uberem zajęli się Steven Levitt (Uniwersytet Chicagowski), Robert Metcalfe (Uniwersytet Columbia) i Robert Hahn (Uniwersytet Oksfordzki) we współpracy z pracownikami Ubera Peterem Cohenem i Jonathanem Hallem. Badacze przeanalizowali dane dotyczące ok. 54 mln interakcji użytkowników z aplikacją Ubera, a konkretnie usługą UberX (najtańszą opcją) na czterech największych rynkach w USA (San Francisco, Nowy Jork, Chicago i Los Angeles). Obserwacje dotyczyły ponad sześciomiesięcznego okresu, od stycznia do lipca 2015 r.
Na tej podstawie naukowcy oszacowali elastyczność cenową popytu na usługę Ubera, czyli jak procentowo zmienia się wielkość popytu w odpowiedzi na wzrost ceny o 1 proc. Następnie policzyli, że nadwyżka konsumencka dla usługi w tych miastach wynosiła w sumie 2,9 mld dol. rocznie. Średnio na każdego wydanego dolara pasażerowie uzyskiwali nadwyżkę 1,6 dol. w wartości usługi.
Jak to przełożyć na polskie realia? Załóżmy, że w Polsce średni kurs uberem kosztuje 40 zł. Jeśli przyjmiemy podobny stosunek co w USA (wydany 1 dol. daje 1,6 dol. nadwyżki), to przeciętna nadwyżka konsumenta wyniosłaby u nas 64 zł. Czyli taki kurs jest dla pasażera wart średnio aż 104 zł, lecz płaci tylko 40.
Oczywiście to tylko średnia. W zestawieniu znalazły się też osoby, które wyjątkowo się spieszyły albo nie miały innego wyjścia i były gotowe zapłacić za przejazd bardzo dużo. Ciekawy jest też inny wniosek z badania: ci, którzy korzystali z Ubera częściej (co najmniej trzy razy w ciągu tych sześciu miesięcy), byli mniej skłonni akceptować wyższe ceny niż ci, którzy jeździli okazjonalnie.
Badanie nad Uberem pokazuje, że nawet codzienne decyzje konsumenckie mogą dostarczać cennych danych i wskazówek do lepszego zrozumienia mechanizmów rynkowych i ludzkich preferencji. ©Ⓟ