Nowy system emerytalny: brutalnie prosty algorytm

Z lat 1998-1999, gdy wdrażano nowy system emerytalny, zapewne najlepiej pamiętamy reklamy OFE pokazujące, jak będziemy na stare lata leżeć pod palmami. Była to nieźle zrobiona kampania, choć jej przekaz pozostawia wiele do życzenia. Najważniejsza zmiana wprowadzona wtedy w naszym systemie dotyczyła zupełnie innego obszaru niż utworzone wtedy OFE: to przejście z systemu zdefiniowanego świadczenia na system zdefiniowanej składki. Brzmi to dość technicznie, ale sprawa nie jest skomplikowana.

Do 1998 r. ZUS, zawiadujący największym systemem emerytalnym (oprócz niego mamy odrębny system rolników, służb mundurowych i resortu sprawiedliwości), wyliczał świadczenia w sposób w dużej mierze definiowany przez doraźne, polityczne decyzje. Ważne były np. wysokość tzw. kwoty bazowej, przeliczniki lat składkowych i nieskładkowych (wynosiły odpowiednio 1,3 i 0,7, choć nie wiadomo, dlaczego akurat tyle). Emerytura mogła być pochodną z zaledwie 10 lat naszych zarobków. Dawało to nie najgorsze świadczenia w stosunku do zarobków, a sposób ich kalkulowania był dość arbitralny.

Obowiązująca dzisiaj formuła jest całkiem inna. Wręcz brutalnie prosta, ale i niezwykle od nas wymagająca. Liczą się właściwie dwie rzeczy: ile pieniędzy odłożymy w ZUS w okresie pracy i w jakim wieku skorzystamy z tego kapitału. Im szybciej to zrobimy, tym nasze świadczenie będzie niższe, bo ubezpieczyciel podzieli nasze pieniądze przez miesiące, jakie statystycznie pozostaną nam do przeżycia (tę wartość wylicza GUS). Czyli to, co zgromadzimy w liczniku, zostanie podzielone przez większy mianownik.

Nowa umowa społeczna. System oddaje ubezpieczonemu to, co ten wcześniej wpłacił

To chyba sprawiedliwy zakład? Owszem, nawet bardzo. System oddaje ubezpieczonemu to, co ten wcześniej wpłacił. Można wręcz powiedzieć, że w 1999 r. zwarliśmy nową umowę społeczną. Problem w tym, że nowy „deal” zakłada, iż emerytury z systemu powszechnego będą z czasem drastycznie maleć w stosunku do naszych zarobków. Z perspektywy wypłacalności państwa nie jest to zła informacja. ZUS nie zbankrutuje, jak można często przeczytać w nie do końca poważnych publikacjach. Będzie w stanie wypłacać świadczenia nawet przy starzejącej się populacji i rosnącej liczbie emerytów. Ceną za to będzie wysokość świadczeń. W skrócie: będą one maleć, a w perspektywie 30–40 lat staną się o połowę niższe niż obecnie.

Emerytury w innych krajach

Spójrzmy na międzynarodowe dane. Dobrym źródłem informacji o systemach emerytalnych na świecie jest cykliczna publikacja OECD „Pension at a Glance”. W nowej edycji znajdujemy informacje, z których wynika, że Polska jest w awangardzie, jeśli chodzi o spodziewaną tzw. stopę zastąpienia (proporcja dochodu z emerytury do ostatnio osiąganych zarobków). Niestety, w złym tego słowa znaczeniu, zwłaszcza w przypadku kobiet. Obecnie stopa ta wynosi niemal 50 proc. – emeryt otrzymuje w momencie przejścia na emeryturę świadczenie w wysokości połowy ostatniej pensji. Ale już zaczął się proces jej obniżania, a za 30–40 lat Polki po zakończeniu kariery zawodowej będą otrzymywać 22,9 proc. zarobków. Mężczyźni dostaną nieco więcej – prawie 30 proc. pensji.

To wyjątkowo mało – tylko na Litwie ten wskaźnik dla kobiet jest niższy. Średnia dla 38 państw OECD wynosi ponad dwukrotnie więcej i jest praktycznie taka sama dla obu płci. Mężczyźni mogą w nich liczyć na blisko 51 proc. zarobków, a kobiety na 50,1 proc. Jeszcze lepsza jest sytuacja w UE – tutaj stopa zastąpienia wynosi odpowiednio 54,8 proc. i 54,3 proc.

Poza Polską różnice między kobietami i mężczyznami w spodziewanej stopie zastąpienia są niewielkie lub praktycznie ich nie ma. W 31 na 38 państwach OECD jest ona dokładnie taka sama dla obu płci. Nasz kraj wyróżnia się tu bardzo wyraźnie z 6,4 pkt proc. różnicy. Średnia dla OECD i UE wynosi nieco ponad 0,5 pkt proc., a zatem jest 13-krotnie mniejsza niż u nas. To przede wszystkim efekt dużej różnicy w wieku emerytalnym między Polakami i Polkami. W najlepiej rozwiniętych krajach co do zasady jej nie ma, a nawet jeśli, to wynosi niewiele. Wiek emerytalny kobiet jest u nas, poza Kolumbią, najniższy w OECD i jednym z najniższych na świecie (60 lat), a do tego mamy dużą różnicę z mężczyznami (pięć lat).

Na najwyższą stopę zastąpienia mogą liczyć mieszkańcy południa Europy. W Grecji, Hiszpanii i Włoszech ma ona sięgnąć między 76 a 81 proc. Powyżej 70 proc. ma też ona wynieść w Turcji, Danii, Portugalii, Austrii, Kolumbii, Holandii i Luksemburgu. W naszym regionie (poza wspomnianą Litwą) oscyluje wokół 40–55 proc. Czesi mogą spodziewać się na emeryturze ponad 47 proc. zarobków, Niemcy prawie 44 proc., a Słowacy blisko 55 proc. W każdym z tych państw wiek emerytalny dla obojga płci jest wyższy niż u nas. W OECD to średnio 66 lat zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet. Jeśli pracuje się dłużej, można liczyć na wyższe świadczenia.

Indywidualna zapobiegliwość w cenie. Zdrowie to też element emerytalnej strategii

Dlatego powinniśmy postawić na własną zapobiegliwość, jeśli chodzi o naszą emerytalną przyszłość. A także przygotować się na dłuższą, niż wynika to z ustawowego wieku emerytalnego, pracę. Co zatem robić? Na pewno odkładać pieniądze w systemie emerytalnym, nie unikając wpłat do ZUS, np. poprzez pracę na czarno. Łatwo się cieszyć z nieco wyższego wynagrodzenia „do ręki”, ale w przyszłości będziemy płacić za to cenę w postaci niższego świadczenia. ZUS nie zbankrutuje, bo oznaczałoby to bankructwo państwa. Ale powtórzę: świadczenia z systemu powszechnego będą niskie.

Zdrowie to kolejny, choć może mniej oczywisty element emerytalnej strategii. Dobra kondycja oznacza możliwość zarabiania, ale też dłuższej aktywności zawodowej. A kluczowy dla naszej przyszłości w jesieni życia jest zgromadzony przez nas w okresie pracy kapitał i majątek. Kolejnym, choć już bardziej zindywidualizowanym sposobem na wyższy komfort życia w przyszłości, jest inwestycja w siebie. Wykształcenie, dodatkowe kursy, uczenie ustawiczne podwyższają zarobki, a tym samym wysokość kwot odkładanych na starość.

No i wreszcie dodatkowe oszczędzanie – zwłaszcza w produktach emerytalnych, które oferuje nam państwo, takich jak IKE, IKZE, PPE czy PPK. Dlaczego akurat w nich? Bo wszystkie zawierają preferencje – przede wszystkim podatkowe – przez co są opłacalne. Najatrakcyjniejszą formą jest bez tu wątpienia PPK, w którym oszczędza już blisko 4 mln Polaków. Każda złotówka odłożona przez nas z pensji oznacza mniej więcej drugą złotówkę otrzymaną od naszej firmy i państwa. Nie ma w Polsce atrakcyjniejszej formy długoterminowego gromadzenia kapitału emerytalnego. Osoby, które wypisują się z PPK, robią sobie finansową krzywdę. Osoby zamożniejsze i znające się na rynkach finansowych mogą dodatkowo inwestować na rynkach. Ale są to już strategie bardziej wysublimowane.

Państwo też ma narzędzia, by ograniczyć zjawisko emerytalnej biedy

Nie tylko od zapobiegliwości powinna zależeć nasza emerytalna przyszłość. Miejsce do działania ma tu także państwo. Jako Instytut Sobieskiego już kilka miesięcy temu przygotowaliśmy propozycje polityk publicznych, które naszym zdaniem powinny być wprowadzone, by ograniczyć zjawisko emerytalnej biedy. Chodzi tu szczególnie o realne zachęty do dłuższej aktywności na rynku pracy dla stosunkowo młodych osób i takich, które mogą pracować dłużej. Ich świadczenia dożywotnie mogą być dzięki temu zdecydowanie wyższe, zwłaszcza kobiet. Ale chodzi też o zasoby na naszym rynku. W dobie starzejącego się społeczeństwa i malejącej liczby rodzących się dzieci ważne, by nasza gospodarka miała ręce do pracy. Dlatego można zaproponować tutaj szereg działań:

1. Wprowadzenie specjalnego bonusu dla osób, które zdecydują się pracować po osiągnięciu wieku emerytalnego. Wynosiłby on 12 tys. zł za każdy rok pracy. Takie świadczenie mogłoby być wypłacane w gotówce albo w formie dopłaty do kapitału emerytalnego, w zależności od woli ubezpieczonego. Innymi słowy: jeśli nie pójdziesz na emeryturę od razu, gdy uprawnia cię do tego wiek, otrzymasz za każdy miesiąc dodatkowej pracy 1 tys. zł.

2. Wprowadzenie dla tych samych osób dodatkowej zachęty składkowej. Opłacana przez nich składka rentowa, która wynosi obecnie 8 proc. pensji (jest opłacana w proporcji: 1,5 proc. pracownik, 6,5 proc. pracodawca) byłaby w trzech czwartych przekształcana w okresie pracy po ukończeniu wieku emerytalnego w składkę emerytalną. Czyli 6 proc. pensji byłoby odkładane na emeryturę i tylko 2 proc. na rentę (zamiast 8 proc.). Zwiększy to kapitał na emeryturę, a tym samym późniejsze świadczenie. Dla osób zarabiających średnie wynagrodzenie brutto (9 tys. zł) oznaczałoby to comiesięczny zastrzyk na ich konto emerytalne w ZUS w wysokości 540 zł.

3. Zorganizowanie szerokiej kampanii edukacyjnej dotyczącej systemu emerytalnego wraz z wprowadzeniem Centralnej Informacji Emerytalnej zgodnie z ustawą, która weszła w życie 5 października 2023 r. Ma ona zapewnić wszystkim Polakom pełny dostęp do kont emerytalnych w aplikacji mObywatel (ZUS, KRUS, PPE, PPK, IKE, IKZE) wraz z kalkulatorami ich przyszłego stanu oraz możliwością dokonywania zmian online z poziomu aplikacji (np. adresu czy osoby uposażonej) i otrzymywania informacji dotyczących oszczędności emerytalnych w formie cyfrowej w jednym miejscu. Taka aplikacja byłaby potężnym narzędziem edukacji ekonomicznej dla milionów Polaków.

4. Przeprowadzenie realnych konsultacji propozycji zwiększających aktywność zawodową starszych osób i doprowadzenie do sytuacji, w której partnerzy społeczni mają realny wpływ na ostateczne ustalenia.

5. Wdrożenie specjalnego programu aktywizacji osób starszych, które mogłyby mieć problemy ze znalezieniem pracy w okresie przedemerytalnym. Zalecane jest tutaj wykorzystanie potencjału powiatowych urzędów pracy. Za finansowanie takiego programu powinien odpowiadać Fundusz Pracy.

Zmiany te pozytywnie wpływałyby na sytuację starszych osób przez:

  • wzrost ich świadczeń (szczególnie kobiet),
  • uniknięcie niedostatku, a często wręcz skrajnego ubóstwa na emeryturze, przede wszystkim w okresie później starości, gdy potrzeby, zwłaszcza zdrowotne, rosną bardzo wyraźnie,
  • poprawę sytuacji kobiet 50+ na rynku pracy,
  • mniejszą dyskryminację kobiet w zatrudnieniu.

W dalszej perspektywie, w toku debaty publicznej i konsensusu społecznego oraz wraz z dalszym wzrostem zamożności, wydłużaniem się trwania życia oraz realnym zwiększeniem aktywności zawodowej starszych osób, możliwa jest debata o ewentualnym podnoszeniu wieku emerytalnego w kierunku 65 lat dla obojga płci. Trzeba wtedy pomyśleć o finansowych rekompensatach w formie wyższej emerytury dla roczników kobiet objętych wydłużeniem. Choć na razie temat ten jest politycznie nie do przeprowadzenia i wymaga najpierw realnego zwiększenia aktywności zawodowej osób osiągających wiek emerytalny, to warto myśleć o nim jako o rozwiązaniu zapobiegającym ubóstwu Polek w wieku emerytalnym.

Nie jesteśmy skazani na porażkę i biedę na starość. Nasz system jest tak skonstruowany, że „wynagradza” sukcesywne opłacanie składek i dłuższą pracę. A dodatkowe oszczędzanie, zwłaszcza w PPK, może być dodatkowym elementem łagodzącym moment odejścia z rynku pracy.

Jedno ważne zastrzeżenie: nikt tej strategii ucieczki od ubóstwa nie załatwi za nas. Musimy zrobić to sami. ©Ⓟ

Autor jest ekspertem Instytutu Sobieskiego, w latach 2015–2018 był wiceministrem rodziny, pracy i polityki społecznej, a następnie wiceprezesem w Polskim Funduszu Rozwoju