Tak można powiedzieć. Ale w innych krajach UE jest bardzo podobnie. Jesteśmy średniakami ze wskazaniem na poziom lekko wyższy niż średni.
Mamy dwa podejścia do szacunków. To, które stosujemy w Instytucie Prognoz i Analiz Gospodarczych, daje wynik 18,1 proc. PKB w 2025 r. Drugie, ustalone przez Eurostat, żeby dane między krajami Wspólnoty były porównywalne, daje ok. 9 proc. Naszym zdaniem zatem jest więcej szarej strefy, prawie dwa razy więcej.
GUS, działając zgodnie z metodologią Eurostatu, opiera się na udokumentowanych informacjach. Inaczej mówiąc: musi mieć podkładkę na liczby. My nie mamy takiego ograniczenia. Działanie GUS polega na porównywaniu wyników finansowych i danych podatkowych raportowanych przez firmy z pewnym wyidealizowanym wzorcem wynikającym z badań. Jeśli pomiędzy występuje różnica, to zaliczana jest ona do szarej strefy. My, w instytucie, wliczamy do szarej strefy także pracę nierejestrowaną, działalność ukrywaną i nielegalną, czyli przemyt i sprzedaż papierosów, narkotyków, alkoholu i dochody z sutenerstwa. GUS tego nie robi, ponieważ jeśli ktoś taką działalność podejmuje, to zwykle w ogóle nie istnieje w rejestrze urzędu i nie da się go zestawić z wzorcem.
Zdecydowanie. I ta skala narasta lawinowo. Papierosy, alkohol czy fałszowane leki. Z danych wynika, że jedna czwarta wszelkich nielegalnych przesyłek pocztowych w Unii to właśnie nielegalne medykamenty. Światowa Organizacja Zdrowia wymienia Polskę jako jedno z tych państw, które jest bardzo aktywne w międzynarodowym handlu podrobionymi lekami jako pośrednik i jako eksporter, i importer. My eksportujemy nielegalne leki do, przykładowo, Grecji, a zaopatrujemy się w Chinach, Indiach czy Korei Południowej.
Oczywiście. Choć co do zasady leki sprzedawane w sieci muszą być traktowane jako sfałszowane, bo ich pochodzenie nie jest znane. Główny inspektor farmaceutyczny mawia, że często są one „robione w betoniarce bez zachowania jakichkolwiek reguł sanitarnych”. W Polsce sprzedaje się w sieci także leki na receptę. Owszem, można kupić je legalnie online, ale trzeba stawić się po nie w aptece. Kupno nielegalnych zwalnia z tego obowiązku. I jeszcze kurier przyniesie je pod drzwi.
To np. hazard. Firmy oferujące takie usługi są bardzo zaawansowane technologicznie, trudno je identyfikować, jeszcze trudniej blokować. Co więcej, zwykle też stać ich na wynajęcie najlepszych prawników, gdy już jakiś urząd zacznie im deptać po piętach.
To kwestia metodologii. Ale mówiąc o szarej strefie, o przemytnikach i nielegalnych towarach, trzeba mieć świadomość, jak zaawansowane bywają to działalności. Gangi mają własne drukarnie, gdzie wytwarzają opakowania do złudzenia przypominające oryginalne. Podrabiają nawet liquidy do podgrzewaczy e-papierosów. Tutaj handel w sieci kwitnie w sposób niekontrolowany i ludzie, młodzi w szczególności, kupują to masowo. Dlaczego tak się stało? Do Polski zaczęły napływać jednorazowe vape'y – to nie zostało zakazane, ale obłożone bardzo wysoką akcyzą, która sprawiła, że legalny import stał się nieopłacalny. W innych krajach są specjalne jednostki policji zwalczające szarą strefę w sieci. U nas zajmuje się tym przede wszystkim struktura ds. zwalczania przestępczości gospodarczej w policji, ale nie osiągnęła jeszcze pożądanego poziomu skuteczności.
Brakuje funduszy. Trzeba zaopatrzyć policję w komputery, serwery i ludzi, którzy potrafią z tego sprzętu korzystać. Oczywiście, mówiąc o szarej strefie, której „nie widzą” statystyki GUS, mamy na myśli więcej niż tylko leki czy alkohol. To także np. gastronomia, handel pracami dyplomowymi, nawet doktoratami, w który są zaangażowani, jak się okazuje, nawet wybrańcy narodu, czy – z innej beczki – nielegalny wynajem mieszkań dla turystów. Okazuje się, że w Zakopanem liczba oficjalnie zarejestrowanych miejsc noclegowych jest dwukrotnie niższa niż liczba faktycznych turystów, którzy przyjeżdżają. Podejrzewam, że podobnie jest w wielu innych ośrodkach turystycznych.
Przede wszystkim trzeba pamiętać, że główną przyczyną szarej strefy są regulacje, którym przedsiębiorcy nie są w stanie sprostać.
Najlepszym przykładem jest bardzo wysoka, obowiązkowa minimalna płaca, która wpędza mikroprzedsiębiorców w szarą strefę.
Tak, ale my o czym innym mówimy: o zdolności firm do tworzenia wartości dodanej. I ona w wyniku podnoszenia płacy minimalnej się kurczy. Prowadzi to do tego, że mikroprzedsiębiorcy muszą płacić pod stołem, żeby się utrzymać, a to uruchamia błędne koło, bo żeby mieć na to pieniądze, muszą coś sprzedawać bez kas fiskalnych. Jeśli chodzi o podnoszenie pensji minimalnej, to ona ma też innego typu negatywne skutki. Zaburza bodźce do rozwoju i kształcenia. Jeśli okazuje się, że nauczyciel zarabia niewiele więcej niż woźny, to po co mu był ten dyplom i te studia?
Uogólniłbym to do przymusu ekonomicznego. Przy tych wszystkich regulacjach, składkach, podatkach, Polacy nie są w stanie utrzymać się na powierzchni. System wymusza na nich tego typu działalność. Dlaczego gotówka jest popularna w tak wielu dziedzinach? Dlaczego na targu hurtowym w Broniszach większość transakcji odbywa się właśnie w gotówce? Jest wygodna? Nie. Bo umożliwia przetrwanie poprzez funkcjonowanie w szarej strefie. Ale nie mylmy przyczyny ze skutkiem: gotówka nie jest przyczyną szarej strefy. Wracając do biznesu, to ciekawym przykładem wpychania działalności gospodarczej w szarą strefę są nielegalne kopalnie. Jeszcze do niedawna sądziłem, że w polskim górnictwie – gdzie jak gdzie – nie ma szarej strefy. Tymczasem raport NIK wskazał 12 tys. nielegalnych odwiertów, głównie chodziło o piasek, żwiry, iły itd. Wiele z tych odwiertów byłoby legalnych, gdyby państwo nie tworzyło skomplikowanych procedur ubiegania się o pozwolenia. NIK zauważa, że przedsiębiorcy budowlani – bo to o nich tu chodzi – muszą czekać na licencję w skrajnych przypadkach po kilka lat. Oczekiwanie, że będą potulnie czekać jest nierealistyczne.
Właściwie to nie wiadomo, bo gdyby to, co jest robione w szarej strefie, miało być robione w gospodarce oficjalnej, to by się przestało opłacać. Dlatego właśnie nie jest skuteczne zwalczanie szarej strefy kontrolami, karami i przymusem. To nie działa, a to, niestety, standardowe podejście rządzących. Błędne, oczywiście. W marcu powołano międzyresortowy zespół ds. szarej strefy, składający się z 22 urzędników. To kolejny z kilkunastu innych zespołów międzyresortowych. Należy oczekiwać podejścia punktowo-kontrolnego. Ale represje mają bardzo ograniczony skutek. Skuteczniejsze byłyby oddziaływania na system poprzez deregulację. Mam nadzieję, że ten nowy zespół będzie tego świadomy, zwłaszcza w obliczu ofensywy deregulacyjnej, którą ogłosił rząd.
Nasze szacunki pokazują, że w okresie wprowadzania Polskiego Ładu szara strefa rosła. Wytworzył on zamieszanie, nikt nie wiedział, co będzie, jakie podatki trzeba płacić. W związku z tą niepewnością systemową ludzie próbowali się zabezpieczać, ukrywając część dochodu.
Na przykład akcyza. W ubiegłym roku udział szarej strefy w rynku papierosów tradycyjnych wzrósł z 4,9 proc. do 6,7 proc. i było to częściowo efektem silnych podwyżek akcyzy. Ale Bogiem a prawdą to wszystkie polskie podatki są skonstruowane tak, że prowokują powstawanie szarej strefy. Nasz system podatkowy przypomina puzzle, których nie można złożyć.
Tego akurat nie badaliśmy, ale nie można wykluczyć, że takie czasowe zmniejszenie płynności skłania niektóre firmy do przeprowadzania części transakcji poza systemem.
Niewątpliwie w polskim społeczeństwie istnieje przekonanie, że niepłacenie podatków jest chlubne. „Co ja będę płacił tym złodziejom, którzy te wszystkie pieniądze marnują!”. Afery takie, jak ta z funduszem sprawiedliwości, to woda na młyn takiego myślenia. Z pewnością taka mentalność ułatwia przejście do szarej strefy.
To złożona sprawa i działa w obie strony. Obywatel nie ufa państwu i traktuje rząd, jak zgraję złodziei i vice versa – w zamian otrzymuje dokładnie takie traktowanie w urzędzie skarbowym. Ja sam mam takie doświadczenie, że kiedy spóźniliśmy się z zapłatą podatku o dwa dni, a chodziło o 100 zł zaległości, to natychmiast wystawiono nam mandat w wysokości 300 zł – jeszcze zanim zdążyliśmy złożyć „czynny żal.” To podejście do obywatela nie buduje wzajemnego zaufania.
Teoretycznie to powinny być takie kraje skandynawskie, bo kojarzymy je jako uczciwe społeczeństwa obywatelskie. Ale nawet w Szwecji oficjalna szara strefa wynosi 7 proc. PKB, czyli ta realna musi być znacznie wyższa.
Decyduje o tym, niestety, wiele czynników. To spuścizna po PRL-u, która nie pozwala naszym politykom dostrzec szkodliwości przeregulowania. Ponadto biurokracja sprawia, że politycy i urzędnicy czują się panami obywateli. A poza tym mają, że tak powiem, inne sprawy na głowie. Tutaj trzeba przeprowadzić długoletnią kurację. Ale, wskazując na porażki rządu w zakresie walki z szarą strefą, trzeba też wskazać na sukcesy. Historycznie rzecz biorąc, epizodycznie udawało się rządowi ograniczać szarą strefę w handlu papierosami, np. w latach 2015-2019. Podobnie było z nielegalnymi paliwami, obrotem stalą czy telefonami komórkowymi, które były wielokrotnie przez granicę sprzedawane i z powrotem kupowane z zyskiem. Choć jednak tutaj państwo się sprawdziło, to uczestnicy szarej strefy przenieśli się gdzie indziej. Do innych branż. Mają przecież duży kapitał, który gdzieś muszą lokować. ©Ⓟ