W listopadzie 2024 r. TK wydał orzeczenie korzystne dla Kościoła, którego rząd nie wydrukował. Obecnie trwa kolejna wymiana korespondencji między zwaśnionymi stronami. Nierzadko z humorystycznymi wątkami – jak wtedy, gdy rząd wystosował pismo adresowane do Konfederacji (a nie Konferencji) Episkopatu Polski. Wreszcie za sprawą skargi ze strony Stowarzyszenia Katechetów Świeckich sprawa szkolnej religii trafiła do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Wyborców to nie rusza
W latach PRL, a nawet jeszcze na przełomie XX i XXI w., konflikty na linii władza – Kościół elektryzowały opinię publiczną. Trafiały nawet do podręczników historii. Dziś w zasadzie trudno odnaleźć ślady medialnego zainteresowania tym sporem. Oczywiście poza mediami kościelnymi i katolickimi (te drugie nie są wprost zależne od hierarchii). Temat pojawia się także w wypowiedziach polityków, zwłaszcza prawicowych. Zimą próbowano nawet organizować marsze w obronie religii w szkole. Z dużym prawdopodobieństwem można jednak założyć, że w czasie Świąt Wielkanocnych przy rodzinnych stołach ludzie nie będą o tym dyskutować. Gdyby było inaczej, Karol Nawrocki albo Sławomir Mentzen grzaliby w kampanii kwestię łamania prawa przez władzę, a szerzej – ataku na Kościół ze strony „uśmiechniętej Polski”. Nic takiego się jednak nie dzieje. Nie bez powodu – sztabowcy mają zapewne sondaże, z których wynika, że temat lekcji religii zwyczajnie nie rusza wyborców.
Wystarczy zresztą spojrzeć na opublikowane w październiku 2024 r. wyniki badania CBOS. Według niego 43 proc. Polaków jest za usunięciem katechezy ze szkół (w tym aż 25 proc. zdecydowanie; za jej utrzymaniem jest 51 proc.). W 2007 r., kiedy Platforma Obywatelska przejęła władzę, pogląd ten podzielał tylko co czwarty respondent. Jeśli chodzi o możliwość łączenia klas, to rząd znajduje się w komfortowej sytuacji – aż 70 proc. Polaków opowiada się za takim rozwiązaniem w przypadku, gdy na lekcje religii uczęszcza mniej niż siedmioro uczniów (przeciw jest jedynie 23 proc. pytanych). Za ograniczeniem liczby godzin katechezy do jednej tygodniowo jest aż 58 proc. badanych (w tym 35 proc. zdecydowanie). Przeciwne zdanie ma 35 proc. respondentów (stanowczy sprzeciw wyraża mniej niż co piąty).
Abstrahując zatem od kwestii prawnych, których interpretacja jest niejednoznaczna (zasady ustalania liczby lekcji religii precyzuje nie konkordat, lecz rozporządzenie MEN z 1992 r.), episkopat nie ma w tym sporze zbyt mocnych kart. Widać było to także po wyborczym vademecum katolika, które biskupi opublikowali jesienią 2023 r. Z perspektywy Kościoła problemem nie było nawet to, że jego głos spotkał się z medialną krytyką. Chodzi o to, że w ogóle mało kto zauważył stanowisko hierarchów. Również niedawne zamieszanie wokół powołania kościelnej komisji w sprawie wyjaśnienia nadużyć seksualnych wzbudziło zainteresowanie głównie w katolickiej infosferze. Od zmiany władzy w 2023 r. trudno przypomnieć sobie jakieś kontrowersyjne wypowiedzi biskupów, a jeśli już takie padały, to szybko znikały w natłoku innych informacji. Wydaje się, że dominującą reakcją opinii publicznej staje się wzruszenie ramionami.
Wyczerpane wpływy
Kościół wciąż jest powszechnie traktowany jako ważny gracz polityczny, a hasła antyklerykalne potrafią wzbudzać emocje – było to widać choćby podczas marszu przed wyborami z 15 października 2023 r. Jednak zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy politycznego zaangażowania hierarchów powinni się oswoić z faktem, że ich wpływ się skończył lub jest bliski wyczerpania. Choć wiarę polskiego społeczeństwa trudno oddać statystykami, to niewątpliwie przechodzimy proces gwałtownej sekularyzacji rozumianej jako odchodzenie od praktyk religijnych i instytucji kościelnych. W Narodowym Spisie Powszechnym z 2021 r. przynależność do Kościoła rzymskokatolickiego zadeklarowało niewiele ponad 70 proc. osób. W porównaniu do spisu z 2011 r. „wyparowało” zatem ponad 6,5 mln katolików. Uczestnictwo w niedzielnej mszy świętej spadło po pandemii poniżej 30 proc. Z kolei badania Pew Research Center pokazują, że Polska jest krajem z największą na świecie dysproporcją pod względem udziału w praktykach religijnych osób poniżej i powyżej 40. roku życia.
Dane te sugerują, że nie należy się spodziewać powrotu Kościoła na pozycję rozgrywającego w życiu politycznym. Zwłaszcza że ugrupowania odwołujące się do chrześcijańskich wartości traktują episkopat w sposób przedmiotowy. Doskonałą ilustracją były relacje między PiS a hierarchami w czasach „dobrej zmiany”. Kiedy Konferencja Episkopatu Polski nawoływała do uruchamiania korytarzy humanitarnych i traktowania imigrantów z godnością, rząd Zjednoczonej Prawicy udawał, że nie słyszy. Można zaryzykować stwierdzenie, że zarówno poprzednia, jak i obecna władza ma stanowisko KEP za nic.
W szeroko rozumianej polityce publicznej pojęciem kluczowym jest dziś zrównoważony rozwój, a instytucje społeczne poszukują metod współpracy z Kościołami i ruchami religijnymi
Niezależnie od tego, czy taki obrót spraw się nam podoba, czy nie, moim zdaniem błędem byłoby całkowite zignorowanie roli Kościoła jako instytucji społecznej. W Polsce jest obecnie ponad 10 tys. parafii katolickich. Jeśli dodać do tego inne wspólnoty chrześcijańskie (prawosławne, protestanckie), razem wyjdzie ok. 11 tys. podmiotów. Kościół ma zatem trzecią najgęstszą sieć „placówek” w kraju – po ochotniczych strażach pożarnych (ok. 16 tys.) i szkołach podstawowych (ok. 14 tys.). Do tego katalogu można by jeszcze włączyć biblioteki (7,5 tys.), które często funkcjonują jako miejscowe centra animacji kultury.
Cechą wspólną tych czterech instytucji jest posiadanie zaplecza infrastrukturalnego odgrywającego ważną rolę w społeczności lokalnej. Remiza, sala gimnastyczna, czytelnia czy salka przyparafialna to przestrzenie, w których toczy się życie społeczne, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach. Mam oczywiście świadomość, że w świetle kryzysu demograficznego część z nich może zostać zamknięta, ale nie przechodziłbym nad tym zbyt łatwo do porządku dziennego. Jeśli państwo ma skutecznie wykonywać swoje funkcje, to dyrektor szkoły czy proboszcz jeszcze przez długi czas będą ważnymi aktorami polityki publicznej w terenie. Wystarczy wspomnieć, że ogłoszenia parafialne to nadal najskuteczniejszy kanał przekazywania mieszkańcom komunikatów gminnych czy informacji o bezpłatnych badaniach przesiewowych.
Warto podkreślić, że w przeciwieństwie do OSP czy szkół podstawowych, parafie docierają do osób 50+. Można założyć, że w najbliższej przyszłości to się nie zmieni. Kościół, obok lokalnego ośrodka zdrowia, będzie nie tylko skupiał seniorów, lecz także dysponował informacjami na temat ich potrzeb. W obliczu rozpadu instytucji rodziny wielopokoleniowej państwo musi poszukiwać alternatywy, jeśli nie chce skazać najstarszych Polaków na życie w złych warunkach. Taką alternatywą może być właśnie parafia, która w porozumieniu z ośrodkiem zdrowia i szkołą mogłaby zapewniać szeroko rozumiane usługi dla seniorów, m.in. przeciwdziałać ich samotności, która – jak wiemy z badań
– negatywnie wpływa na nasz dobrostan psychiczny i fizyczny. Innymi słowy, jeśli Polska utworzy kiedyś wzorem Wielkiej Brytanii ministerstwo ds. samotności, to parafie powinny być jego ważnym partnerem.
Ich rola nie musi się ograniczać do troski o seniorów. Rozmawiałem niedawno z szefową polskiego oddziału jednej z największych świeckich międzynarodowych organizacji pomocowych, która zwróciła mi uwagę, że nawet na poziomie globalnym rośnie świadomość znaczenia motywacji religijnych/duchowych dla zaangażowania w działania społeczne. Osoby wierzące, niezależnie od wyznania, są często bardziej zdeterminowane i wytrwałe w mierzeniu się ze współczesnymi wyzwaniami. W szeroko rozumianej polityce publicznej (w tym na poziomie ONZ) pojęciem kluczowym jest dziś zrównoważony rozwój (sustainability), a instytucje społeczne poszukują metod współpracy z Kościołami i ruchami religijnymi. Zresztą dostrzegam to również w swojej pracy jako współorganizator XII edycji Zjazdu Gnieźnieńskiego, wydarzenia ekumenicznego pod patronatem Prymasa Polski, które jest poświęcone budowie pokoju zarówno między narodami, jak i w małych społecznościach. Dla świeckich organizacji stanowi ono okazję, by zaprezentować swoją działalność, a także dotrzeć do osób, które mogłyby ją wesprzeć i upowszechnić w lokalnych środowiskach.
Huby bezpieczeństwa
Podmioty w mniejszym lub większym stopniu związane z Kościołem odgrywają ważną rolę w pomaganiu ludziom ubogim, starszym, osobom z niepełnosprawnościami, samotnym matkom, imigrantom czy uzależnionym od alkoholu. Nie jest przypadkiem, że wiele klubów AA spotyka się właśnie w przyparafialnych salkach. W pewnym sensie wpisuje się to w społeczny „skrypt”, zgodnie z którym przestrzeń kościoła jest miejscem nawrócenia.
Kiedy mówimy o społeczeństwie obywatelskim, często pomijamy jednak zaangażowanie parafii lub ich otoczenia. Ilekroć próbuję wrzucić ten temat w dyskusjach nad różnymi strategiami, w oczach urzędników widzę zdumienie, a czasem wręcz przerażenie. „Jak to? Przecież zarzucą nam, że odchodzimy od świeckości państwa”. Takie założenie jest ogromnym błędem. Zwłaszcza w świecie tzw. polikryzysów, w którym sprawność państwa zależy od zdolności integrowania i koordynowania różnych zasobów znajdujących się w dyspozycji władzy publicznej na szczeblu centralnym lub regionalnym, a także w rękach podmiotów prywatnych i społecznych. Osoby prowadzące badania dotyczące działania społeczeństwa obywatelskiego na terenach dotkniętych powodzią jesienią 2024 r. zwracają uwagę m.in. na potencjał struktur parafialnych w systemie zarządzania kryzysowego. Mówiąc wprost, proboszcz wraz z całą infrastrukturą materialną (dom parafialny, salki, etc.) i społeczną (grupy parafialne) mogą tworzyć lokalny hub bezpieczeństwa. W czasach, kiedy mówimy tyle o budowaniu odporności państwa, nie stać nas na to, aby ignorować instytucję Kościoła w polityce publicznej.
Zdaję sobie sprawę, że nie jest to dziś łatwe, o czym świadczą choćby wspomniane reakcje urzędników. Możliwe jednak, że rosnąca obojętność wobec religii stworzy przestrzeń do normalizacji relacji na linii państwo – Kościół. Wymaga to spełnienia przez obie strony kilku warunków. Z jednej strony władza publiczna powinna zrozumieć, że wojowanie z Kościołem może być społecznie szkodliwe. Z drugiej strony, jeśli Kościół chce odgrywać pozytywną rolę nie tylko w środowisku wierzących, ale i niewierzących, to musi zadbać o swoją wiarygodność. Papierkiem lakmusowym będzie sposób, w jaki hierarchowie podejdą do tematu nadużyć seksualnych i zadośćuczynienia dla ofiar. Na szczęście w ostatnich latach wydarzyło się na tym odcinku wiele dobrego. Widać, że poszczególni biskupi rozumieją znaczenie tej sprawy dla pozycji Kościoła. Dowodem na to jest np. powołanie w niektórych diecezjach specjalnych komisji. Niestety, Konferencja Episkopatu Polski, czyli zgromadzenie polskich biskupów, ma o wiele większy problem, aby rozliczyć się z przeszłością. A bez tego trudno będzie odbudować wizerunek Kościoła jako – mówiąc słowami papieża Franciszka – szpitala polowego. Co prawda papieżowi chodziło bardziej o wymiar duchowy, ale jego wypowiedź równie dobrze można odczytać w bardziej doczesnym kluczu. Jestem przekonany, że Kościół katolicki i inne związki wyznaniowe mają wciąż do odegrania ważną społeczną rolę. Możliwe, że większą, niż dziś jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. ©Ⓟ
Autor jest publicystą, doktorem nauk ekonomicznych, adiunktem w Katedrze Stosunków Międzynarodowych UEK, członkiem Polskiej Sieci Ekonomii i ekspertem Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego