W czasie, gdy przed Białym Domem ogłaszano „dzień wyzwolenia”, wizytę w Stanach Zjednoczonych odbywał Kirył Dmitrijew. To wysłannik Putina, który ma kusić Trumpa wspólną eksploracją Arktyki i wydobyciem minerałów. Wykształcony w USA Dmitrijew na spotkaniach ze Stevem Witkoffem mówi bez charakterystycznego dla Rosjan akcentu. Dla ludzi Trumpa – postrzegających politykę jak działalność deweloperską – ma być on nowym Dmitrijem Miedwiediewem. Uosobieniem mitu Rosji „zorientowanej na biznes”. Dmitrijew próbuje rozmontowywać system sankcji nałożonych na jego kraj po agresji na Ukrainę. Amerykańskie firmy już dziś pośrednio handlują rosyjskimi aktywami. Póki co nie są to wielkie sumy, ale Dmitrijew postrzega to jako wstęp do bardziej zaawansowanej współpracy. Albo co najmniej jako narzędzie do wzmacniania rubla, który od początku tego roku jest jedną z lepiej radzących sobie walut rynków wschodzących.

Trump wspomina o tym, że Putin go „wkurza”. W Senacie USA krąży projekt regulacji przewidującej nałożenie 500 proc. cła na kraje trzecie, które nabywają od Rosji ropę, gaz i uran, co pozwala jej omijać sankcje. To jednak pomysł, który wciąż istnieje tylko na papierze. Prezydent USA nie bije po Rosji. Obserwując jego politykę, można raczej uznać, że myśli o Moskwie jako o potencjalnym sojuszniku.

W tych warunkach Ukraińcy zastanawiają się, jaką funkcję mają spełniać obecne rozmowy o rozejmie? Jedną z interpretacji jest analogia historyczna do rokowań w Paryżu na początku lat 70. XX w., które doprowadziły do zakończenia wojny w Wietnamie i wycofania wojsk USA z tego kraju. Oczywiście przy udzieleniu gwarancji dla antykomunistycznego Południa. Pisze o niej w „Ukraińskiej Prawdzie” Mychajło Kryheł. Jeszcze zanim świat obiegło zdjęcie amerykańskiego śmigłowca zgarniającego z dachu ambasady Stanów Zjednoczonych w Sajgonie wietnamskich cywilów, Waszyngton dokonał poważnego dozbrojenia Południa i dał zielone światło do ofensywy przeciw Północy. Rozmowy w Paryżu trwały od 1968 r. Wojska USA zaczęły wycofywać się w 1969 r. W marcu 1973 r. wyjechały ostatnie bataliony piechoty. Porozumienie podpisano 27 stycznia 1973 r. Czas 1968 do końca 1972 r. można uznać za okres wietnamizacji wojny. Polegała ona na przekazywaniu sprzętu, współpracy doradców wojskowych, a nawet wsparciu lotniczym USA. Równocześnie Amerykanie przekonywali samych siebie, że dalsze zaangażowanie nie ma sensu, bo Południe jest skorumpowane, morale żołnierzy niskie, nie działa mobilizacja, a podstawową gałęzią przemysłu w tym kraju jest prostytucja i narkotyki.

Amerykańskie firmy już dziś kupują korporacyjny dług rosyjskich spółek. Nie są to wielkie sumy, ale Dmitrijew postrzega to jako wstęp do współpracy. Albo narzędzie do wzmacniania rubla, który jest jedną z lepiej radzących sobie walut rynków wschodzących

Wiemy to z rozmów, które przedstawiciele administracji nagrywali dla „potomnych”. Chodzi o rozmowy Richarda Nixona i Richarda Kissingera rejestrowane za ich wiedzą i zgodą na potrzeby dokumentacji procesu dyplomatycznego, odtajnione w 2004 r. Cytuje je w swoim tekście Kryheł. Pod koniec 1972 r. Kissinger mówi tak: „Jeśli za dwa, trzy lata Południe upadnie, będziemy mieli wszelkie podstawy, aby powiedzieć, że to efekt niekompetencji Sajgonu”. Równolegle trwają negocjacje porozumienia i amerykańskich gwarancji. Kissinger dodaje, że najpóźniej cztery miesiące po podpisaniu umowy w Paryżu prezydent Południa Nguyen Văn Thieu pójdzie na dno i nawet Chińczycy będą zadziwieni „cynizmem USA”. Wszystkie te przewidywania sprawdziły się w 100 proc.

Zarówno Kissinger, jak i negocjator z ramienia Północy Lê Đuc Tho dostali pokojową Nagrodę Nobla (komunista jej nie przyjął). Południe utrzymało się do 1975 r. W marcu padło miasto Hue, miesiąc później Sajgon. W kwietniu Thieu przestał być prezydentem. Zmarł na wygnaniu w Bostonie w 2001 r.

Ktoś może powiedzieć, że analogia między Ukrainą a Wietnamem jest niedorzeczna. Ale niekoniecznie dla Donalda Trumpa. Również nie dla dziennikarza „New York Timesa”, który w obszernym materiale z ubiegłego weekendu szczegółowo opisał wojenną współpracę Waszyngtonu i Kijowa. Amerykańscy wojskowi, którzy się w nim wypowiadają, używają porównań zarówno do Afganistanu, jak Wietnamu i Syrii. W USA pod rządami MAGA nie traktuje się już Ukrainy podmiotowo. Śledząc politykę Trumpa, można zadać pytanie, czy podobnie jak duet Nixon-Kissinger jest on zdolny do zadziwienia świata cynizmem Ameryki. Niewykluczone, że jest na to gotowy. ©Ⓟ