– 2 kwietnia 2025 r. na zawsze zostanie zapamiętany jako dzień odrodzenia amerykańskiego przemysłu. (…) Przez dziesięciolecia nasz kraj był rabowany, rujnowany, gwałcony i grabiony zarówno przez naszych przyjaciół, jak i wrogów (…) Amerykańscy hutnicy, pracownicy zakładów samochodowych, rolnicy i rzemieślnicy ciężko ucierpieli. Patrzyli z udręką na to, jak zagraniczni przywódcy kradli nasze miejsca pracy, zagraniczni oszuści plądrowali nasze fabryki, a zagraniczni drapieżcy niszczyli nasz niegdyś piękny amerykański sen – tak Donald Trump uzasadniał wprowadzenie ceł na dobra importowane do USA w trakcie wystąpienia w Ogrodzie Różanym Białego Domu.

Prezydent zdecydował, że w ramach tzw. ceł wyrównawczych podstawowa stawka na wszystkie towary przywożone do kraju wynosić będzie 10 proc. i wejdzie w życie w sobotę 5 kwietnia. Podwyższone taryfy – od 11 do 50 proc. – obowiązywać będą od 9 kwietnia niemal 60 państw, które zdaniem Trumpa wyrządzają Ameryce wyjątkowo duże szkody na polu handlowym. W tym gronie znalazły się przede wszystkim Chiny, które zostały obłożone 34-proc. cłem. Od początku kadencji administracja USA podniosła taryfy na towary importowane z Państwa Środka o 54 pkt proc. Z kolei import z Unii Europejskiej, w tym Polski, będzie objęty 20-proc. stawkami.

Globalny game changer

W niejasnym położeniu znalazły się Kanada i Meksyk, które wyłączono z ceł wyrównawczych. Na oba państwa przypada łącznie niemal 30 proc. amerykańskiego importu. Już w lutym Trump nałożył na Kanadę i Meksyk 25-proc. cła, ale wejście w życie większości z nich wstrzymano do 2 kwietnia. Niewykluczone, że zawieszenie zostanie przedłużone. Jest też możliwość, że wszystkie towary uwzględnione w umowie o wolnym handlu Stanów Zjednoczonych, Meksyku i Kanady (USMCA) będą zwolnione z taryf, a pozostałe będą objęte 12-proc. stawką.

Niektóre rodzaje dóbr potraktowano według szczególnych zasad. W przypadku aut i części samochodowych obowiązywać będą 25-proc. stawki, które już weszły w życie. Z ceł wyrównawczych zwolnione zostały złoto, energia i surowce niedostępne w USA. Wyłączenia rozszerzono też na produkty farmaceutyczne, mikroprocesory, miedź i drewno, choć Trump zlecił w tej sprawie dodatkowe analizy. Można oczekiwać, że ich następstwem będą kolejne cła.

Zakładając, że proponowane taryfy wejdą w życie, to stawki celne pobierane przez USA wzrosną z 2,5 proc. w 2024 r. do przynajmniej 22 proc. Będzie to najwyższy poziom od 1910 r. Gdyby cła na Kanadę i Meksyk weszły w życie, a wyłączenia dla leków czy mikroprocesorów zniesione, to amerykańskie taryfy mogą zbliżyć się do 30 proc.

„To jest game changer, nie tylko dla Stanów Zjednoczonych, lecz także dla globalnej gospodarki. Wielu państwom grozi recesja. Większość prognoz ekonomicznych można wyrzucić do kosza, jeśli podwyższone taryfy utrzymają się przez dłuższy czas” – napisał w analizie Olu Sonola, główny ekonomista ds. USA w agencji ratingowej Fitch.

Prosty wzór

Zdumienie komentatorów wzbudził sposób, w jaki Biuro Przedstawiciela Handlowego USA (USTR), instytucji, której prezydent zlecił analizę relacji handlowych Ameryki, wyliczyło wysokość ceł wyrównawczych dla poszczególnych państw. Trump tłumaczył, że jego urzędnicy wzięli pod uwagę cła i bariery pozataryfowe stosowane wobec towarów importowanych ze Stanów Zjednoczonych, a do tego uwzględnili manipulacje kursami walut. Wszystkie te czynniki przeliczyli na równoważny im poziom stawek celnych. I tak okazało się, że Chiny stosują 67-proc. taryfy wobec Stanów Zjednoczonych, a UE – 39 proc. Z kolei Wietnam nakłada na amerykańskie towary 90-proc. stawki. Wyniki te podzielono przez dwa – Trump stwierdził, że Amerykanie są „miłymi ludźmi”, a on sam „pobłażliwy” – i w ten sposób ustalono cła wyrównawcze dla poszczególnych krajów.

Rzeczywistość jest jednak inna. Weźmy Chiny, które w 2024 r. miały 292 mld dol. nadwyżki w handlu z USA, zaś wartość ich eksportu do Ameryki wyniosła 439 mld dol. Co będzie, jeśli podzielimy przez siebie te liczby, a wynik przedstawimy jako procent? Otrzymamy 67 proc. Teraz UE. 236 mld dol. nadwyżki i 606 mld dol. importu przekłada się na 39 proc. Ten prosty wzór, odkryty przez dziennikarza Jamesa Surowieckiego, sprawdza się niemal w każdym przypadku. Nie dotyczy jednak Rosji, która zgodnie z przyjętymi zasadami powinna być objęta 40-procentowymi cłami. Urzędnicy administracji nie odpowiedzieli na pytanie, dlaczego akurat to państwo zostało pominięte.

Po pytaniach dziennikarzy USTR przyznało, że do wyliczenia ceł wyrównawczych użyto matematycznej formuły, która po uproszczeniu sprowadza się do wyżej opisanego wzoru. „Cła wzajemne zostały policzone jako stawka konieczna do zrównoważania dwustronnych deficytów handlowych między USA i każdym z naszych partnerów handlowych” – wyjaśnił urząd.

Innymi słowy – żadnego dogłębnego badania relacji handlowych USA nie było. Donald Trump zamierza rozpętać największą od 100 lat wojnę handlową z całym światem, opierając się na danych, które tylko przez przypadek mogą być zgodne z rzeczywistością. Amerykański prezydent ostrzegł, że jeśli państwa dotknięte cłami zdecydują się na retorsje, taryfy mogą jeszcze pójść w górę. Odpowiedź zapowiedziały już Chiny, niemal na pewno zrobi to także UE. Tajwan zgłosił chęć negocjowania „nieracjonalnie” wysokich stawek (32 proc.), a Japonia zamierza przekonać USA do wycofania się z „niezwykle godnych ubolewania” (24 proc.) ceł wyrównawczych. Biorąc pod uwagę, jak przebiegało wprowadzanie ceł na import z Kanady i Meksyku, można zakładać, że wystąpienie Donalda Trumpa w Ogrodzie Różanym nie rozstrzyga o ostatecznym kształcie polityki handlowej Stanów Zjednoczonych.

Wprowadzając cła, Trump chce osiągnąć trzy cele: zlikwidować deficyty handlowe USA, zwiększyć wpływy do budżetu, a przede wszystkim sprowadzić z powrotem do kraju przemysł. W artykule opublikowanym kilka dni temu na łamach „USA Today” Peter Navarro, doradca prezydenta ds. handlu, uważany za architekta protekcjonistycznego zwrotu Stanów Zjednoczonych, zwrócił uwagę, że nawet w tej połowie produkowanych i sprzedawanych w USA samochodów, połowa części pochodzi z importu. Najważniejsze podzespoły, takie jak silniki czy skrzynie biegów, z którymi – według Navarro – wiążą się najlepiej płatne miejsca pracy, powstają za granicą. Ekonomista uważa, że globalne łańcuchy dostaw powinny zostać rozmontowane, a auta w całości powinny produkować fabryki w USA. Navarro twierdzi, że deficyt handlowy oznacza utratę bogactwa i że tempo rozwoju gospodarczego USA w XXI w. spada razem z rosnącym niedoborem w handlu z Chinami. Te poglądy nie znajdują uzasadnienia na gruncie głównego nurtu współczesnej teorii ekonomicznej.

Eksperci są sceptyczni co do tego, czy Trump zrealizuje swoje cele. „Proponowane taryfy zwiększą koszty, zakłócą łańcuchy dostaw i doprowadzą do podniesienia cen dla konsumentów, co przewyższy wszelkie potencjalne zyski związane ze wzrostem zatrudnienia w chronionych branżach” – napisali w komentarzu ekonomiści z oddziału Fed w Richmond. ©Ⓟ