Na Węgrzech i w Niemczech powojenne konstrukcje zastępuje się na potęgę rekonstrukcjami dawnej zabudowy. My – choć decyzja zapadła – wciąż dyskutujemy na temat sensu odbudowy Pałacu Saskiego.

„Czy się komuś podoba, czy nie, problem rekonstrukcji istnieje nadal i jest problemem o dużym znaczeniu społecznym, a nawet politycznym. Tym samym – wykraczającym poza decyzje historyków sztuki i konserwatorów” – mówił prof. Jerzy Kowalczyk w 1979 r. podczas posiedzenia Grona Konserwatorów przy Oddziale Warszawskim Stowarzyszenia Historyków Sztuki. Choć od tamtego spotkania, podczas którego m.in. dyskutowano nad wartością powojennej odbudowy warszawskiej Starówki, minęło ponad 40 lat, pytania o sens rekonstruowania dawnej zabudowy wciąż powracają jak bumerang. Ostatnio przy okazji sporu o Pałac Saski. Również dziś argumentom merytorycznym i artystycznym towarzyszą te o zabarwieniu politycznym i ideologicznym.

Tabula rasa

Wznoszenie na nowo zniszczonych przez wojny albo kataklizmy zamków i katedr praktykowano przez stulecia – zazwyczaj znacząco zmieniano pierwotną bryłę albo zastępowano ją zupełnie nowym projektem. Za pierwszy wiernie odtworzony obiekt uznaje się dzwonnicę na pl. św. Marka w Wenecji, która zawaliła się w 1902 r. Jej rozpoczęta rok później odbudowa zakończyła się w 1912 r. Od tamtego czasu niektórzy postrzegają rekonstrukcję jako jedną z technik wykorzystywanych w pracy konserwatora zabytków.

Zjawisko odtwarzania historycznych obiektów nasiliło się po I wojnie światowej (np. sukiennice w belgijskim mieście Ypres albo katedra we francuskim Soissons), a apogeum osiągnęło po 1945 r. Sztandarowym przykładem całkowitej rekonstrukcji jest odbudowa warszawskiej Starówki, wpisanej w 1980 r. (właśnie jako odbudowa, a nie oryginalne założenie urbanistyczne) na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Ubytki w miejskiej zabudowie spowodowane systematycznym wyburzaniem Warszawy w odwecie za powstanie z 1944 r. oszacowano na 75 proc. Zamieszkiwana przez ponad 1 mln osób metropolia została obrócona w ruinę. Po wojnie bardzo poważnie zastanawiano się nad pozostawieniem Warszawy w tym stanie – jako wielkiego pomnika pacyfizmu – oraz przeniesieniem stolicy do stosunkowo dobrze zachowanej i kojarzonej z ruchem robotniczym Łodzi. Przeciwko takiemu scenariuszowi zaprotestowali sami warszawiacy, którzy wrócili do miasta i własnymi siłami zaczęli podnosić z gruzów swoje domy. Jednak nawet gdy ostatecznie zdecydowano się na odbudowę Warszawy (tę decyzję podjął osobiście Stalin), nie zamierzano odtwarzać jej dawnej architektury ocenianej przez ówczesne władze jako „burżuazyjny przeżytek”. Postępowi urbaniści, mniej lub bardziej sympatyzujący z nowym reżimem, w tragicznej sytuacji stolicy widzieli szansę na urzeczywistnienie wizji nowoczesnego miasta zaczerpniętej z projektów Le Corbusiera.

Podobnie jak Centralny Port Komunikacyjny Pałac Saski stał się przedsięwzięciem ponadpartyjnym, firmowanym również przez rząd Donalda Tuska. Nie przeszkodziło to jednak warszawskiemu ratuszowi w kwestionowaniu zasadności decyzji środowiskowej niezbędnej do dalszego postępu prac nad odbudową

W tekście „Czy Warszawa mogła być inaczej odbudowywana – alternatywna historia miasta” prof. Jan MaciejChmielewski oraz Monika Szczypiorska przytaczają wnioski sformułowane przez niemieckiego architekta i badacza Neilsa Gutschowa. Według niego zburzenie Warszawy otwierało przed nią nowe perspektywy, gdyż „dopiero ruiny odkrywają architektom podłoże pierwotne, do którego teraz chętnie nawiązują (...) nawet polscy architekci mieszkający w Londynie oczekiwali w związku z tabula rasa możliwości pełnego dysponowania obszarem miejskim (...) ponad gruzami miast europejskich z ich milionami ofiar unosiło się nieuchwytne i obiecujące nowe miasto”.

Zdecydowany opór takiemu podejściu postawił prof. Jan Zachwatowicz, architekt, który przekonywał o symbolicznym dla całego narodu sensie odbudowy dawnej Warszawy. „Nie mogąc się zgodzić na wydarcie nam pomników kultury, będziemy je rekonstruowali, będziemy je odbudowywali od fundamentów, aby przekazać pokoleniom jeśli nie autentyczną, to przynajmniej dokładną formę tych pomników, żywą w pamięci i dostępną w materiałach. (...) Poczucie odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń domaga się odbudowy tego, co nam zniszczono, odbudowy pełnej, świadomej tragizmu popełnionego fałszu konserwatorskiego” – mówił prof. Zachwatowicz.

Głównie dzięki jego wysiłkom w powołanym w 1945 r. Biurze Odbudowy Stolicy wydzielono specjalną sekcję, która czuwała nad rekonstrukcją Traktu Królewskiego oraz Starego i Nowego Miasta. Nie zdecydowano się natomiast na odbudowę bardziej współczesnych obiektów, choćby Wielkiej Synagogi przy pl. Bankowym, ani na odtworzenie dawnego układu ulic z pierzejami przedwojennych kamienic. Wiele ostańców, czyli kamienic, które przetrwały wojnę, zostało wyburzonych. Działo się tak „głównie ze względów urbanistycznych, którym sprzyjała doktryna konserwatorska uznająca za zabytki jedynie obiekty sprzed drugiej połowy XIX wieku oraz powojenna doktryna społeczno-polityczna zmierzająca w imię równości społecznej do likwidacji grupy tzw. kamieniczników” – piszą Jan Maciej Chmielewski i Monika Szczypiorska.

Fałszowanie historii

Podstawowy zarzut wytaczany przeciwko rekonstrukcjom dotyczy zacierania granic między tym, co autentyczne, a tym, co odtworzone. „Rezultaty rekonstrukcji nie zawsze były zadowalające. Szeroki zakres rekonstrukcji powojennych wywołał obawy środowisk twórczych” – pisze dr hab. Agnieszka Kulig, prof. Politechniki Krakowskiej w tekście „Rekonstrukcje architektoniczne – źródła i metody odtworzeń zabytków”. W art. 12 uchwalonej w 1964 r. Karty Weneckiej (Międzynarodowej Karty Konserwacji i Restauracji Zabytków i Miejsc Zabytkowych, dokumentu przez lata stanowiącego najważniejsze wytyczne dla konserwatorów) zapisano, że „elementy przeznaczone do zastąpienia części brakujących powinny harmonijnie włączać się w całość, odróżniając się zarazem od partii autentycznych, ażeby restauracja nie fałszowała dokumentu sztuki i historii”. Przez długi czas wielu konserwatorów stało więc na stanowisku, że całkowita odbudowa jest sprzeczna z doktryną. Dziś mało kto broni już aż tak dogmatycznego podejścia.

– Rekonstrukcja jest dopuszczalna w niektórych przypadkach. Weźmy choćby paryską katedrę Notre Dame, która spłonęła w 2019 r. Wszyscy doskonale pamiętamy, jak wyglądała ta budowla. Co więcej, dysponujemy bardzo bogatą dokumentacją fotograficzną i kreślarską sporządzoną przez wybitnych fachowców. W tym przypadku decyzja o odbudowie wynikała z potrzeb samych paryżan – mówi prof. dr hab. inż. Bogusław Szmygin, prezes Polskiego Komitetu Narodowego Międzynarodowej Rady Ochrony Zabytków i Miejsc Historycznych (ICOMOS). – Nie oznacza to jednak, że odbudowany zabytek ma taką samą wartość co oryginalny budynek. Źródłem badań konserwatora może być tylko autentyczny budynek, a nie jego rekonstrukcja – dodaje.

Sytuacja wygląda inaczej w przypadku budynków, które nie istnieją od dawna albo pozostały w krajobrazie, ale jako ruiny. – Nie rekomenduje się ich odtwarzania w pierwotnej formie, bo to najprawdopodobniej byłaby już tylko wariacja na temat dawnej bryły, czyjaś fantazja. Przy odbudowie niszczy się oryginalne elementy, następuje głęboka ingerencja. Na podstawie badań przeprowadzonych w takim odbudowanym obiekcie nie moglibyśmy się już dowiedzieć np., jaki był skład i pochodzenie zaprawy wykorzystywanej do tworzenia sztukaterii – wyjaśnia prof. Szmygin.

– Każde pokolenie w zupełnie inny sposób patrzy na dziedzictwo, nie wolno trzymać się kurczowo doktryn konserwatorskich, choć niewątpliwie wyznaczają one kierunki myślenie o zabytkach. Gdybyśmy pozostali im bezwzględnie wierni, to dziś zamiast Warszawy mielibyśmy jedno wielkie gruzowisko. Tymczasem odbudowa warszawskiej Starówki i Zamku Królewskiego jest przywoływana przez badaczy i konserwatorów na całym świecie jako przykład bardzo udanej rekonstrukcji, wytłumaczalnej ideologicznie i naukowo, a jednocześnie jako symbol naszej tożsamości narodowej – stwierdza dr hab. Jarosław Adamowicz, prof. Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, dziekan Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki ASP.

Wariacja na temat zamku

Nasi zachodni sąsiedzi, w okresie powojennym ostrożnie nastawieni do idei rekonstruowania zabytków, od kilku lat zupełnie zmienili podejście. Odbudowa drezdeńskiego Starego Miasta została zapoczątkowana przez ukończoną w 2005 r. rekonstrukcję Frauenkirche – barokowego luterańskiego kościoła, dawniej jednego z symboli miasta, a po wojnie trwałej ruiny pozostawionej jako przypomnienie dramatu II wojny światowej.

Od tamtego czasu nad odbudową pozostałej zabudowy dawnego drezdeńskiego śródmieścia czuwają sami mieszkańcy zrzeszeni w Gesellschaft Historischer Neumarkt Dresden (Drezdeńskie Towarzystwo Historyczne Neumarkt). Wyburzanie powojennych gmachów i zastępowanie ich rekonstruowanymi budynkami historycznymi spotyka się ze sceptycyzmem niektórych znawców, którzy wskazują, że nowe obiekty jedynie podszywają się pod barokowe budowle, ale entuzjazm członków GHND nie gaśnie. Projekt rekonstrukcji obejmuje coraz szersze kręgi na mapie współczesnej stolicy Saksonii.

– Niemcy zorientowali się, że przez modernistyczną, powojenną zabudowę utracili historyczne centra swoich miast, które wyglądają jak blokowiska i tereny wyłącznie mieszkalne. Dziś próbują wypełnić tę lukę i odtworzyć klimat dawnych miast, np. Drezna albo Poczdamu. Ludziom się to podoba, wynika to z potrzeby posiadania reprezentacyjnych przestrzeni albo miejsc rekreacyjnych, np. na niedzielny spacer – tłumaczy to zjawisko Bogusław Szmygin. – Ciekawą sytuację mamy w Elblągu. Tam na miejscu zburzonej w czasie wojny zabudowy staromiejskiej zamiast nowoczesnego osiedla postawiono budynki stylizowane na zabudowę historyczną. Architektura i urbanistyka to nie matematyka, tu nie ma ścisłych reguł, trudno więc oceniać, czy to dobrze. Bez wątpienia jednak ludzie wolą spacer w miejscu, które choćby imituje dawną zabudowę, niż po blokowisku.

Ciekawe podejście do idei rekonstrukcji zaprezentowali mieszkańcy Poczdamu. W 2006 r. prawie 43 proc. z nich opowiedziało się za odbudową zniszczonego w trakcie nalotów z 1945 r. rokokowego pałacu (w przeszłości zajmowanego m.in. przez króla Prus). W latach 2011–2013 przeprowadzono, hojnie dotowaną przez niemieckich przedsiębiorców i współfinansowaną z publicznych zbiórek, odbudowę historycznej fasady pałacu – z wszystkimi przedwojennymi detalami, ale przy założeniu, że wnętrza zostaną urządzone w sposób współczesny, tak aby mogły służyć za siedzibę parlamentowi Brandenburgii. Na zachodniej fasadzie odbudowanego pałacu wypisano złotymi literami „Ceci n’est pas un château” (To nie jest zamek) – słowa nawiązujące do tytułu jednego z surrealistycznych obrazów René Magritte’a. W ten ironiczny sposób autorzy projektu podkreślają swój dystans do idei rekonstruowania historycznych obiektów.

– W okresie powojennym celowo pozostawiono drezdeński Frauenkirche jako ruinę, która miała kontrastować z resztą modernistycznego miasta. Kilkanaście lat temu podjęto decyzję o zmianie tej koncepcji. Nie mnie oceniać, czy to rozwiązanie jest dobre. Różne miasta prezentują odmienne podejście do dziedzictwa. W Szanghaju buldożery zrównują z ziemią dawne budowle, by na ich miejscu postawić drapacze chmur, z kolei w Londynie nikomu nie przeszkadza to, że nowoczesne biurowce City graniczą ze średniowiecznymi budynkami. Nie ma jednego modelu, do którego mogliby się odwoływać konserwatorzy, architekci czy urbaniści – przekonuje prof. Adamowicz.

Z mieszanym odbiorem spotkała się zakończona w 2020 r. odbudowa zamku miejskiego w Berlinie – dziś siedziby Forum Humboldta – łącząca rekonstrukcję barokowego pałacu z nowoczesnym skrzydłem przeznaczonym pod wystawy muzealne.

– W moim mniemaniu nie jest to niestety udane połączenie – komentuje dr Marek Wawrzkiewicz, prodziekan Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki ASP w Krakowie. – W dniu otwarcia minister kultury Niemiec stwierdziła, odnosząc się do formy odbudowy, że forum będzie „świetnym miejscem do sporów”. Z punktu widzenia konserwatora przy odbudowie, rekonstrukcji obiektów architektonicznych zdecydowanie najważniejsze są technologia i materiały. Możemy bowiem dysponować świetnym projektem, ale bez użycia odpowiedniego tworzywa budowlanego uzyskamy co najwyżej namiastkę dawnego gmachu – tłumaczy dr Wawrzkiewicz. – Dawniej budowano z drewna, kamienia i cegły. Dziś nie ma co liczyć na wierne podążanie za dawną sztuką budowlaną. Nie każę przecież nikomu budować wyłącznie z kamienia i cegły. Konstrukcja budynku może być wzniesiona np. z betonu i obłożona dodatkowo z zewnątrz np. cegłą – dzięki temu ściany nabiorą odpowiedniej grubości i uzyskamy możliwość odtworzenia detali wystroju takiej elewacji czy to w tynku, czy pozostawione w cegle. W przypadku fasad wyłącznie ceglanych konieczne jest albo pozyskanie historycznej cegły z rozbiórki innego budynku z tego samego okresu, ale o takim rozwiązaniu możemy mówić tylko w odniesieniu do niewielkich powierzchniowo uzupełnień, lub wytworzenie, albo wypał nowej cegły, zgodnej z charakterystyką cegły z danego okresu. Mam tu na myśli głównie jej wymiary, ale też wygląd i kolorystykę – wylicza.

– Mógłbym mnożyć przykłady architektonicznych potworków, złych realizacji zarówno pod względem projektowym, jak i wykonawczym. Wszystko zależy bowiem od technik i materiałów, które wykorzystuje się do odbudowy. Naszym nieszczęściem jest to, że dziś brakuje fachowców, mistrzów w swoim fachu. Ze świecą szukać w Polsce choćby dobrego cieśli, kamieniarza, stolarza czy producentów historycznych detali architektonicznych. Bogatsze i bardziej świadome wartości historycznych narody nie mają tego problemu. Niech przykładem będą np. XIX-wieczne kafle posadzkowe, które z łatwością dostaniemy w Austrii czy Anglii, bo tam jest zapotrzebowanie na takie historyczne wyposażenie, ale już nie w Polsce – podkreśla prof. Adamowicz.

Podobne jak w Niemczech podejście do dawnej architektury dominuje obecnie na Węgrzech. Powołano nawet specjalny rządowy program im. Alajosa Hauszmanna, w ramach którego rekonstruuje się budynki m.in. na budapesztańskim Wzgórzu Zamkowym.

Spór o Pałac Saski

W Polsce dyskusja na temat sensu odtwarzania historycznej zabudowy ogniskuje się wokół Pałacu Saskiego. W 2021 r. prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę obligującą rząd do wzniesienia tego gmachu. Linia sporu o pałac przebiegała wówczas, z niewielkimi odchyleniami, zgodnie z linią politycznego podziału. Zwolennicy Zjednoczonej Prawicy opowiadali się za odbudową, motywując to potrzebą przywrócenia do życia symbolu przedwojennej stolicy i dawnej siedziby Sztabu Głównego Wojska Polskiego. Natomiast oponenci formacji kierowanej przez Jarosława Kaczyńskiego wskazywali, że rząd jest ofiarą własnej gigantomanii i pod przykrywką „domykania dzieła powojennej odbudowy Warszawy” zamierza wyrzucić w błoto ponad 2 mld zł. Ich zdaniem te środki można by przeznaczyć na budowę szkół i szpitali, czy choćby na ochronę istniejących, ale niszczejących od lat zabytków.

W lipcu 2021 r. pod listem otwartym wzywającym do rezygnacji z planów odbudowy pałacu podpisało się kilkudziesięciu przedstawicieli świata kultury i sztuki, m.in. była dyrektorka Państwowej Galerii Sztuki „Zachęta” Anda Rottenberg, reżyserka Agnieszka Holland, była minister kultury prof. Małgorzata Omilanowska, a także wybitna scenografka prof. Krystyna Zachwatowicz-Wajda, córka prof. Jana Zachwatowicza. Sygnatariusze obawiali się przede wszystkim bezpowrotnej zmiany formy Grobu Nieznanego Żołnierza, który „wraz ze swoim otoczeniem urósł do rangi symbolu zniszczenia Warszawy i martyrologii Polski. Jego moc symboliczna wynika nie tylko z formy strzaskanej ruiny architektonicznej, lecz także dojmującej pustki wokół niego i stanowiącej jego tło – gęstej zieleni Ogrodu Saskiego. Nie było i nie ma w historii Polski lepszego pomnika, który tak dobitnie pokazywałby skalę wojennych zniszczeń i tragedii”.

W odpowiedzi na zadane przez DGP pytania Sławomir Kuliński, rzecznik prasowy spółki Pałac Saski wskazał, że „Grobowi Nieznanego Żołnierza zostanie przywrócony pierwotny kształt, jaki nadano mu w 1925 r., z odtworzeniem całej kolumnady i bocznych zdobień na ścianach Pałacu Saskiego. Natomiast kształt, w jakim znamy go obecnie – powojennej kreacji autorstwa Zygmunta Stępińskiego – zostanie zachowany. Od odbudowanej kolumnady oddzielać go będzie dylatacja, odróżniać go też od niej będzie nieco inny akcent kolorystyczny”.

Zmiana ekipy rządzącej nie przekreśliła dalszych losów projektu kojarzonego dotąd ze Zjednoczoną Prawicą. Podobnie jak Centralny Port Komunikacyjny (CPK) Pałac Saski stał się przedsięwzięciem ponadpartyjnym, firmowanym również przez rząd Donalda Tuska. Nie przeszkodziło to jednak warszawskiemu ratuszowi w kwestionowaniu zasadności decyzji środowiskowej niezbędnej do dalszego postępu prac nad odbudową. Zdaniem warszawskich urzędników projekt znacząco naruszy drzewostan Ogrodu Saskiego.

„W przeszłości Pałac Saski i Ogród Saski nie kolidowały ze sobą, a sąsiadowały – tak będzie również po odbudowie. Ingerencja będzie więc ograniczona jedynie do roślin, które wyrosły bądź zostały zasadzone już po II wojnie światowej na terenie przeznaczonych dziś do odbudowy obiektów. W ramach realizowanej przez spółkę inwestycji zostanie natomiast odtworzony modernistyczny ogród przy tzw. Pawilonie Becka, wzniesionym przed wojną przez Bohdana Pniewskiego – co niewątpliwie przysłuży się Ogrodowi Saskiemu i jego obecnemu stanowi”– czytamy w stanowisku nadesłanym przez Kulińskiego.

– Największym grzechem tych, którzy decydują się na odbudowę zabytkowego budynku, jest – chcę w to wierzyć, że niezakładane z góry – cięcie kosztów. Nie może być tak, że najpierw wymyślamy sobie odbudowę, a później w trakcie jej realizacji zaczyna nam brakować funduszy i zamiast ze szlachetnych materiałów, korzystamy z ich tańszych zamienników – ostrzega dr Marek Wawrzkiewicz. Prawdziwą katastrofą jest to, gdy po zdjęciu rusztowań i po ceremonialnym przecięciu wstęgi dostajemy w prezencie karykaturę tego, co miało zostać pieczołowicie zrekonstruowane. Ta obawa odnosi się również do planowanej odbudowy Pałacu Saskiego i innych obiektów. Jeśli ma to być wykonane dobrze, to tylko z odpowiednich materiałów i przez najlepszych fachowców.

Spółka Pałac Saski zapewnia, że zależy jej na „jak najwierniejszym odtworzeniu wyglądu obiektów, przeznaczonych do odbudowy. Szczegółowo analizowana jest zachowana dokumentacja i ikonografia. Prowadzone są badania archeologiczne, a odnalezione podczas nich relikty są szczegółowo badane. Architekci nieustannie, z dbałością o najdrobniejsze szczegóły doprecyzowują naszą wiedzę na temat wyglądu zachodniej pierzei placu Piłsudskiego w 1939 r., wykorzystując do tego m.in. kolejne pozyskiwane archiwalia czy skany 3D wydobytych artefaktów” – czytamy w przesłanym do DGP stanowisku.

– Konserwatorzy nie są zawsze fanatykami zachowywania obiektów w nienaruszonym stanie. W ostatnich dziesięcioleciach pewne zmiany były dokonywane nawet na terenie samego wzgórza wawelskiego. Chodziło o odwrócenie zmian wprowadzonych w podczas okupacji niemieckiej, ale nie tylko. Również w ostatnich dekadach wprowadzono nakrycia baszt zamkowych, które są kolejną koncepcją rekonstrukcji, zaakceptowaną przez gremia eksperckie, oczywiście wykonaną na podstawie materiałów archiwalnych. Prace te jednak wykonano współczesnymi technikami i technologiami, co nie ma nic wspólnego ze znanymi nam opracowaniami historycznymi – objaśnia Jarosław Adamowicz.

Nasz rozmówca wyjaśnia też, że w przypadku ingerowania we wnętrza budowli podejście konserwatorskie różni się w zależności od typu obiektu i jego użytkowania. – Inaczej sytuacja wygląda w przypadku obiektów sakralnych, np. kościołów, które są użytkowane przez trzy, cztery godziny dziennie, a inaczej w przypadku obiektów, które są użytkowane przez całą dobę. W tych drugich musimy się liczyć z koniecznością ich dostosowania do bezpieczeństwa i ewentualnej zmiany sposobu użytkowania. Konserwatorom chodzi o zachowanie substancji danego obiektu, istoty wartości. To samo tyczy się odbudowy Pałacu Saskiego i Pałacu Brühla. Jesteśmy skazani na kompromis i jest to zrozumiałe. To całkowicie jasne, że w środku tych budowli będą się mieściły współcześnie urządzone pomieszczenia, a nie dawne podziały przestrzeni – mówi prof. Jarosław Adamowicz. – Konserwacja zabytków to nie tylko zabezpieczenie tego, co istnieje, albo bezrefleksyjne odtworzenie tego, co uległo zniszczeniu. Konserwacja dzieł sztuki to kreacja i absolutnie mamy do tego prawo – dodaje. ©Ⓟ