Wolnościowy zryw z 1956 r. to jeden z węgierskich mitów narodowych. I to od wystąpienia na symbolicznym pogrzebie bohaterów powstania, który odbył się 16 czerwca 1989 r., rozpoczęła się wielka kariera polityczna Viktora Orbána. Teraz szef jego gabinetu politycznego – Balázs Orbán (zbieżność nazwisk przypadkowa) – swoją wypowiedzią o roku 1956 rozpętał burzę. Tym groźniejszą, że prawie nie ma na Węgrzech rodzin, które nie odczułyby konsekwencji powstania (ofiary śmiertelne, więzienia polityczne czy wreszcie licząca 200 tys. ludzi emigracja).

Balázs Orbán szefem gabinetu politycznego premiera został kilka lat temu. Młody, wykształcony, szybko zaczął kreować wizję nowego węgierskiego państwa. Odpowiada w otoczeniu premiera za strategię. Opublikował dwie książki. Jedną („Tabliczka mnożenia. Rzecz o węgierskim myśleniu strategicznym”) wydano nawet w Polsce nakładem Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka. Jest jednym z ojców sukcesu Kolegium Macieja Korwina (Mathias Corvinus Collegium) – uczelni, która po gruntownej reorganizacji stała się kuźnią politycznych elit Fideszu. W zeszłym tygodniu Balázs Orbán udzielił wywiadu prorządowemu tygodnikowi „Mandiner”. Rozmawiał z Matyásem Kohánem o sytuacji w Ukrainie. Szef biura politycznego krytykował zachodnich polityków, a także ambasadora USA na Węgrzech za to, że atakują Budapeszt za jego podejście do wojny, używając przy tym argumentu, który można by streścić: „jak państwo, które doświadczyło takich krzywd z rąk Rosjan, może próbować zachować fałszywą neutralność?”. Według Balázsa Orbána Węgrzy wyciągnęli lekcję z 1956 r. – Prawdopodobnie nie zrobilibyśmy tego, co prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zrobił 2,5 roku temu – powiedział. Argumentował, że chodzi o narażenie kraju na zniszczenia i ofiary. Dodał, że decyzja prezydenta Ukrainy o obronie państwa była suwerenna, określił ją jednak jako „nieodpowiedzialną”.

Błąd komunikacyjny

Słowa bliskiego współpracownika premiera zostały zinterpretowane jako sprzeniewierzenie idei powstania, a także zapowiedź, że w przypadku (dziś oczywiście ściśle hipotetycznej) rosyjskiej inwazji na Węgry państwo po prostu się podda. Polityk twierdził, że jego wypowiedź została wyrwana z kontekstu, a on sam jest ofiarą opozycyjnej propagandy. Musiał jednak wydać kilka oświadczeń, w których mówił o bohaterstwie węgierskich męczenników i konieczności obrony ojczyzny. Premier wspomniał coś o „błędzie komunikacyjnym” i podkreślił, że bohaterowie 1956 r. są „nietykalni i święci”. Nie wydaje się jednak, by słowa szefa gabinetu politycznego były przypadkowe. Od kilku lat zachodzi reinterpretacja historycznej roli powstania, która pozwala Węgrom zachować spokój sumienia, gdy Budapeszt zacieśnia relacje z Moskwą. Zamknięcie ośrodka naukowego zajmującego się węgierskim powstaniem (Instytut 1956 Roku), przeniesienie pomnika Imre Nagya i „wiecznego ognia pamięci” sprzed parlamentu czy wreszcie rezygnacja z centralnych obchodów rocznic powstania w Budapeszcie to przykłady zmiany polityki historycznej, która zachodzi pomimo tego, że w preambule uchwalonej w kwietniu 2011 r. konstytucji wpisano: „Zgadzamy się z deputowanymi pierwszego wolnego Zgromadzenia Krajowego, którzy w swej pierwszej rezolucji oświadczyli, że nasza obecna wolność poczęła się z rewolucji 1956 r.”.

Dziwne analogie

W rocznicę wybuchu powstania – 23 października – od kilku lat premier porównuje Unię Europejską do Związku Radzieckiego. Podkreśla, że Węgry pozostały same. W sprawie Ukrainy Budapeszt eksponuje dziejową niesprawiedliwość – dlaczego bowiem Kijów pomoc dostaje, a Budapeszt porzucono?

Zalán Zubor wskazuje na łamach portalu Atlatszo.hu, że 24 lutego 2022 r. Węgrzy byli przekonani, że Ukraina padnie, co miało im przypominać ich własne położenie sprzed blisko siedmiu dekad. Rzecz jednak w tym, że w ciągu kilkudziesięciu godzin okazało się, że Kijów nie odegra roli Budapesztu z 1956 r. Premier wielokrotnie próbował nakłonić Zachód do wstrzymania dostaw broni na Ukrainę (ten sam premier powiedział kilka lat temu, że bojownicy o wolność walczyli z Rosjanami, ponieważ „chcieli zawieszenia broni i negocjacji pokojowych” – absurd tej narracji jest nadto oczywisty).

Rok temu w nowym rosyjskim podręczniku do historii dla klas 10 i 11 autor – były minister kultury Federacji Rosyjskiej Władimir Miedinski, człowiek, który prowadził z Ukrainą pierwsze negocjacje pokojowe w 2022 r. – napisał: „Kryzys węgierski był katalizowany przez działania zachodnich tajnych służb i wspieranej przez nie wewnętrznej opozycji. Związek Radziecki wysłał wojska na Węgry i pomógł władzom węgierskim stłumić protest”. W tej samej książce wskazywano, że wyjście wojsk rosyjskich przyniosło krajom Europy Środkowo-Wschodniej chaos. Reakcja władz węgierskich? Żadna, poza oświadczeniem, że „każdy zna historię”.

Zalán Zubor wskazuje, że budowanie paralel między latami 1956 i 2022 jest dla Węgrów trudne, może bowiem czynić zasadnym zadanie pytania – jeśli władze niejako „karzą Zachód” za brak pomocy węgierskim powstańcom, to czy teraz nie stają na tej samej pozycji, co ów Zachód w 1956 r.? Dlaczego nie pomagają, tylko postulują negocjacje?

Z polskiej perspektywy snucie alternatywnej wizji, zgodnie z którą układanie się z Rosją (ZSRR) wychodzi na dobre, jest niezrozumiałe. Trzeba jednak pamiętać, że punkt wyjścia w postrzeganiu Rosji w Polsce i na Węgrzech jest skrajnie różny. Nie jest przypadkiem, że premier Węgier i szef tamtejszej dyplomacji Péter Szijjártó wielokrotnie wskazywali na polską rusofobię, która po 24 lutego 2022 r. jeszcze się pogłębiła. Tymczasem w Budapeszcie media publiczne i prywatne bliskie rządowi przekonują, że Rosja w jakiejś mierze się broni (i musi to robić). Wprost powiedział to 24 lutego 2022 r. premier Orbán, gdy wskazywał, że wobec niespełnienia oczekiwań Moskwy (w domyśle – budowy strefy buforowej między Rosją a NATO, a zatem odsunięcia zachodniego zagrożenia) musiała ona wyegzekwować swoje racje w drodze „operacji specjalnej”.

Nowa neutralność

Na Węgrzech Rosja jest oswojona, nie mówi się o niej w kategorii zagrożenia. Budapeszt wykorzystuje każdą okazję do pogłębienia współpracy z Moskwą w tych obszarach, które nie podlegają sankcjom. Wyraża wdzięczność Rosji za to, że pozwoliła tak zmienić umowy na dostawy ropy, by możliwe było ominięcie ukraińskich sankcji, na mocy których prawdopodobnie część dostaw po 1 stycznia 2025 r. byłaby niemożliwa. 24 września w Budapeszcie odbyło się posiedzenie węgiersko-rosyjskiej komisji współpracy, w czasie którego Péter Szijjártó podkreślał, że rozwijanie współpracy gospodarczej leży „w interesie narodowym, bezpieczeństwa narodowego i strategii narodowej”. Wskazał (jak zawsze), że Węgry chcą na Ukrainie pokoju, a sankcje na Rosję nie działają. Postulatów o wyjściu Rosjan z Ukrainy – rzecz jasna – nie przedstawiają. W opinii władz dostawy broni na Ukrainę przedłużają konflikt, przyczyniają się do zwiększenia liczby ofiar. W opowieści tej winien jest Zachód, nie Rosja.

Słowa Balázsa Orbána niemal idealnie nałożyły się na ogłoszenie przez premiera Viktora Orbána teorii „ekonomicznej neutralności”. Orbán tłumaczył ją w czasie inauguracyjnej jesiennej sesji węgierskiego Zgromadzenia Krajowego. „Nie możemy patrzeć na gospodarkę przez pryzmat polityki, musimy dbać wyłącznie o interesy gospodarki węgierskiej. (…) Powinniśmy przyjmować tylko to, co jest przydatne i rozsądne dla Węgier, niezależnie od tego, czy pochodzi ze Wschodu, czy z Zachodu. (…) Wszystko, co prowadzi do konfliktu zbrojnego lub wojny handlowej, musi zostać odrzucone”. Doktrynę suwerenności ekonomicznej – zadbania o to, by Unia Europejska nie była jedynym czy nawet głównym rynkiem zbytu – Orbán ogłosił już w 2011 r. Wtedy powstała też koncepcja uczynienia z Węgier mostu między rozumianym bardzo szeroko Wschodem a Zachodem, czyli głównie UE. Stąd też dążenie do bliskich relacji gospodarczych z Rosją, a także Chinami – w tym przeciwdziałania jakiejkolwiek polityce UE zmierzającej do wprowadzenia ceł na chińskie produkty.

Ta nowa „neutralność ekonomiczna” jest próbą pójścia drogą austriacką. – W przypadku Austrii możemy obecnie mówić o czymś, co można określić mianem „neutralności zaangażowanej” – tłumaczy dr Piotr Andrzejewski z Instytutu Zachodniego. Pomaga ona Wiedniowi w kształtowaniu polityki zagranicznej, kreuje wizję państwa, które utrzymuje jak najlepsze kontakty z każdym. Dlatego też przedstawiciele austriackich władz mogli odwiedzić zarówno Kijów, jak i Moskwę. Tak samo swoją rolę w ładzie regionalnym, ale i globalnym, chcą widzieć Węgry.

Premier wielokrotnie podkreślał niesprawiedliwość, jaką było to, że Węgrom nie udało się osiągnąć neutralności w latach 50. 1 listopada 1956 r. Imre Nagy ogłosił Węgry państwem neutralnym, jednak kres przyniosła interwencja rosyjska, do której doszło trzy dni później, 4 listopada. O tej części historii jednak niespecjalnie chce się dziś pamiętać. W „neutralności ekonomicznej” nie ma dla niej miejsca. ©Ⓟ