U szczytu agresji Moskwy na Ukrainę Węgry uprościły zasady migracji za pracą dla obywateli Federacji Rosyjskiej. Opozycyjna prasa pisze, że w efekcie Budapeszt może się stać dla rosyjskich szpiegów bramą wjazdową do strefy Schengen. Spośród państw należących do Unii Europejskiej Węgry obok neutralnej Austrii są najczęściej opisywane jako państwa tak zinflitrowane przez Rosjan, że zachodni partnerzy unikają dzielenia się z nimi informacjami wywiadowczymi.
Państwa unijne obok ogólnych zasad dopuszczania migrantów do rynku pracy przewidują też szczególne ułatwienia. W Polsce pracodawca może złożyć oświadczenie o zamiarze powierzenia pracy obywatelowi Armenii, Białorusi, Gruzji lub Ukrainy, jeśli okres zatrudnienia nie przekroczy 24 miesięcy, a wysokość wynagrodzenia nie będzie niższa niż w przypadku innych pracowników wykonujących podobne zadania. Nie przeprowadza się testu rynku pracy, czyli nie trzeba wykazywać, że nie udało się na dany wakat znaleźć chętnego Polaka. Węgry dotychczas pozwalały na podejmowanie pracy na uproszczonych zasadach Serbom i Ukraińcom. Nemzeti kártya, dwuletnia karta narodowa, również nie wymaga testu pracy, może dotyczyć pracownika z dowolnej branży, nie dotyczą jej krajowe limity migracyjne, a jej posiadacz ma możliwość sprowadzenia rodziny.
8 lipca do tej listy dodano sześć nowych państw. Są to kandydujące do UE Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Macedonia Północna i Mołdawia oraz – co wzbudziło kontrowersje opozycji – Białoruś i Rosja. Decyzja zbiegła się w czasie z wizytą Viktora Orbána w Moskwie 5 lipca, za którą sprawujący przewodnictwo w Radzie UE premier został ukarany przez Brukselę bojkotem wydarzeń organizowanych przy okazji prezydencji. Regularne kontakty z białoruskimi odpowiednikami, łamiące dyplomatyczną izolację Mińska, utrzymuje zaś szef MSZ Péter Szijjártó. Oficjalnie chodzi o ułatwione zasady ściągania rosyjskich specjalistów na plac budowy dodatkowych bloków elektrowni jądrowej Paks II. – Pytanie, czy ten projekt osiągnął już poziom wymagający sprowadzenia dodatkowych specjalistów. Nie wygląda na to, a co więcej Rosatom od lat ma problem z przygotowaniem planów zgodnych ze standardami unijnymi – mówił węgierskiemu wydaniu „Forbesa” András Rácz z Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych.
Rácz obawia się zalewu Rosjan, którzy podczas rozpatrywania aplikacji o kartę nie będą musieli się szczegółowo wytłumaczyć z faktycznego celu przyjazdu, a „Forbes” sugeruje, że nemzeti kártya częściowo zastąpi im funkcjonowanie w Budapeszcie Międzynarodowego Banku Inwestycyjnego, z którego Węgry pod presją Amerykanów musiały się wycofać pod koniec 2022 r. Bank sprowadzony na Węgry raptem trzy lata wcześniej był instytucjonalną pamiątką po czasach komunizmu, a pod koniec działania poza Rosjanami i Węgrami pracowali w nim już tylko Kubańczycy, Mongołowie i Wietnamczycy (Polska wyszła z MBI w 2000 r.). Bank cieszył się na Węgrzech immunitetem dyplomatycznym i podatkowym, a jego pracownicy i goście mogli podróżować po kraju bez kontroli. MBI był uznawany za konia trojańskiego, a jego funkcjonowanie – jak podawało Politico.eu – to jeden z powodów, dla których Węgry były określane mianem kontrwywiadowczej pięty achillesowej w szeregach NATO.
– Dla Rosjan stwarzających zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego celem jest strefa Schengen. W przypadku szpiegów pracujących pod dyplomatyczną przykrywką w Pradze celem regularnych operacji są Austria, Słowacja, Węgry, a nawet Niemcy – tłumaczył Rácz. Jeszcze przed inwazją na Ukrainę Direkt36.hu ujawnił, że węgierskie MSZ zostało zhakowane przez Rosjan, którzy zdobyli dostęp do wewnętrznej sieci resortu włącznie z kanałem służącym do wymiany informacji z sojusznikami. O roli Węgier jako państwa tranzytowego dla szpiegów świadczy zaś opisany przez „Balkan Insight” incydent z listopada 2022 r., gdy Ukraińcy zatrzymali człowieka z kartą pamięci szmuglowaną w odbycie, na której znaleziono wrażliwe informacje na temat wojska i służb. Domniemany szpieg zmierzał do rosyjskiej ambasady w Budapeszcie. Przystanek w tej placówce zrobili też sprawcy wybuchu w składzie amunicji w czeskich Vrběticach w 2014 r. Z kolei z istniejącego na Węgrzech programu złotych wiz dla inwestorów w nieruchomości skorzystał Andriej Naryszkin, syn dyrektora Służby Wywiadu Zewnętrznego Rosji. ©℗
Polsko-węgierska wojna na słowa
Po sobotnim wystąpieniu Viktora Orbána w rumuńskim Băile Tușnad, w którym premier Węgier rzucał oskarżeniami pod adresem zachodnich sojuszników, w tym Polski, między Budapesztem a Warszawą doszło do ostrego konfliktu dyplomatycznego. Orbán tradycyjnie wykorzystuje swoje doroczne wizyty na letnim uniwersytecie w Băile Tușnad do wygłaszania kontrowersyjnych tez politycznych.
Tym razem polityk oskarżył Polskę o „prowadzenie najbardziej hipokrytycznej i świętoszkowatej polityki w Europie”. Jego zdaniem Warszawa poucza Węgrów, choć sama ma wciąż kupować rosyjską ropę przez pośredników, a ostatecznym celem Polski ma być zastąpienie Niemiec w roli głównego reprezentanta amerykańskich interesów w Europie i stworzenia nowego centrum siły wspólnie z Bałtami, Brytyjczykami, ze Skandynawami i z Ukraińcami. – Nie prowadzimy interesów z Rosją w przeciwieństwie do pana premiera Orbána, który znajduje się na marginesie społeczeństwa międzynarodowego – odpowiedział mu wiceszef MSZ Władysław Teofil Bartoszewski. – Nie bardzo rozumiem, dlaczego Węgry chcą pozostawać członkiem organizacji, których tak nie lubią i które podobno ich źle traktują. Dlaczego nie stworzą Unii z Putinem i z niektórymi państwami autorytarnymi tego typu? – pytał. A minister Radosław Sikorski w opublikowanej wczoraj rozmowie z „Visegrad Insight” dodał, że nie rozumie, „w jaki sposób węgierski symetryzm, sytuowanie się między Moskwą a Brukselą, miałby poprawiać pozycję Węgier”. ©℗