Wszyscy mówią o raporcie Draghiego. Celem zamówionego przez Komisję Europejską dokumentu miała być odpowiedź na pytanie, dlaczego Unia Europejska przestaje być konkurencyjna. A przestaje nie od dziś, i to pomimo wielu poprzednich raportów i rozpaczliwie wdrażanych w ostatnich latach strategii pobudzenia innowacyjności.

Krótko mówiąc: Wspólnota wie, że ma poważny problem. Pytanie brzmi: czy szuka rozwiązania, czy jedynie udaje, że go poszukuje? Po lekturze raportu Draghiego mam poważne obawy, że to drugie.

Wyobraźcie sobie, że w waszym biurze ktoś nie zmywa po sobie naczyń. Apele nic nie dają. Cała kuchnia zastawiona jest brudnymi filiżankami. Zaczynacie śledztwo. Z góry jednak z listy podejrzanych skreślacie Maćka i Jolę. Bo z Maćkiem chodzicie na squasha, a Jola jest żoną waszego kuzyna. Czy takie śledztwo przyniesie efekt? Czy prawdziwy winowajca zostanie znaleziony? Najpewniej nie. Z raportem Draghiego jest podobnie. Zastanówcie się, co jest waszym zdaniem głównym powodem utraty konkurencyjności przez unijną gospodarkę od początku XXI w. Czy wśród pierwszych trzech rzeczy, które przychodzą wam do głowy, jest forsowna polityka klimatyczna? Przejawiająca się choćby tym, że europejski przemysł płaci za prąd mniej więcej trzy razy tyle co przemysł amerykański (z chińskim nawet nie porównuje). Albo tym, że tradycyjnie najbardziej innowacyjny i konkurencyjny sektor gospodarki UE – motoryzacja – został z powodu klimatycznych ambicji polityków zmuszony do przestawiania się na elektromobilność (co jest wątpliwe ekonomicznie). Rozsądek i jako taka nawet wiedza ekonomiczna nakazują umieścić politykę klimatyczną w gronie głównych podejrzanych zagadkowej dywergencji europejskiej konkurencyjności względem USA i Chin w ostatnich latach.

Niestety, raport Draghiego właśnie tej oczywistości uwzględnić nie może. A nie może, bo został zamówiony przez Komisję Europejską, która jest głównym szermierzem polityk klimatycznych. A jej „grube ryby” z powodzeniem tych polityk powiązały swoją polityczną reputację. Więc jak? Mają teraz powiedzieć, że się mylili? W efekcie dostajemy dokument, który krąży wokół tematu klimatyzmu i dekarbonizacji jak pies wokół jeża. Zupełnie zignorować go nie może, ale kiedy tylko zaczyna się zabierać do tematu, widać, że proklimatyczne założenia („musimy ratować planetę”) biorą górę. Skutkiem tego Draghi robi mnóstwo uników. A to pokazuje, że winę za drogi prąd w Europie ponosi brak surowców na kontynencie (skoro węgiel został wyeliminowany, to trudno się dziwić). W innym znów miejscu krytykuje „zły rynek”, który dopuścił do tego, że na systemie handlu emisjami ETS zaczęli dorabiać się spekulanci. Szkoda, że nie dodał, kto ten system handlu emisjami tak skonstruował (podpowiem: Komisja Europejska) oraz kto uznał, że uczynienie z ETS instrumentu finansowego zmusi emitentów CO2 do szybszej dekarbonizacji (podpowiem: Komisja Europejska).

Wnioski zbudowane na tak uszytej diagnozie mogą być bardzo interesujące. I faktycznie znajdziecie u Draghiego wiele ciekawych wykresów i tabelek. Tylko co z tego? Skoro do sedna europejskiego problemu z konkurencyjnością w ten sposób nie dotrzemy. ©Ⓟ