Te decyzje, jak niemal wszystkie dotyczące wyrafinowanego sprzętu zachodniego, zapadają – jak mówił w jednym z wywiadów Wołodymyr Zełenski – co najmniej o rok za późno. Towarzyszą temu rozpoczęte przez Rosjan odbijanie części obwodu kurskiego i ich marsz na ukraiński Pokrowsk.
W środę Antony Blinken i David Lammy oświadczyli, że konkretne decyzje zapadną na spotkaniu ich szefów przy okazji zaplanowanych na piątek (13 września) rozmów Joego Bidena oraz Keira Starmera. Nie zostaną jednak publicznie ogłoszone.
W zmianie stanowisk Waszyngtonu oraz Londynu zdecydowanie pomógł Iran, który najpewniej dostarczył ostatnio Rosji pociski balistyczne o zasięgu do 120 km. Według Lammy’ego zmienia to „strategiczne myślenie” oraz prowadzi do znacznej eskalacji konfliktu przez – jak to określił szef brytyjskiego MSZ – grupę renegatów, w skład której oprócz Rosji i Iranu wchodzi Korea Północna. Najpewniej celowo w tym gronie nie znalazły się – oskarżane w przeszłości o dozbrajanie Władimira Putina – Chiny, postrzegane jako jeden z głównych rozgrywających podczas przyszłych negocjacji pokojowych.
Gorzka lekcja dyplomacji dla Kijowa
Jednak decyzja o pociskach jest parowana z informacjami o konieczności rozpoczęcia rozmów o rozejmie. Dla Kijowa będzie to gorzka lekcja dyplomacji – Kijów najpewniej będzie musiał się pogodzić z utratą części terytorium. Mówił o tym w zawoalowanej formie zimą tego roku podczas wizyty w Kijowie doradca Bidena ds. bezpieczeństwa Jake Sullivan. Opisał on, jak USA wyobrażają sobie przyszłość Ukrainy, ale nie określił granic państwa. Dziś też z jednej strony padają z ust Blinkena i Lammy’ego słowa o „żelaznych zobowiązaniach” i pomocy aż do „sukcesu i zwycięstwa”. Z drugiej – trwa targ, w którym żetonami są Krym oraz wschodnie i południowe obwody Ukrainy. Co oznacza specyficzną definicję zwycięstwa.
Szef Pentagonu Lloyd Austin przekonuje, że nie ma sensu powstrzymywać Ukraińców przed użyciem amerykańskich i brytyjskich pocisków w głębi Rosji. Bo już dziś uderzają oni znacznie dalej za pomocą dronów własnej produkcji. Co więcej, bez informowania sojuszników dokonali ataku na obwód kurski, zacierając pojęcie czerwonych linii Putina.
Jakie znaczenie miałoby zastosowanie pocisków ATACMS, JASSM i Storm Shadow i o jakiej głębi jest mowa? Gdyby Amerykanie zdecydowali się na dostawy rakiet JASSM, to w zasięgu Ukraińców byłyby przedmieścia Moskwy i bazy w obwodzie królewieckim. Jak jednak przekonuje rozmówca DGP w polskim rządzie, planowana liczba pocisków nie zmieni radykalnie sytuacji na froncie. Aby tak się stało, musiałoby być ich znacznie więcej niż to, co jest obecnie dyskutowane. Restrykcyjna ma być również lista celów, ograniczona przede wszystkim do lotnisk, punktów dowodzenia i wojskowych hubów logistycznych, które są wykorzystywane do działań na Donbasie, Charkowszczyźnie i w obwodzie kurskim. Według rozmówców DGP na liście są m.in.: w sumie 30 lotnisk wojskowych i centra dowodzenia w Rostowie nad Donem, w Woroneżu i Noworosyjsku. Kontrowersje budzi przy tym wykorzystanie danych i map koniecznych do naprowadzania pocisków Storm Shadow. Latają one na niewielkiej wysokości, wykorzystując GPS. Cyfrowe mapy z konturami terenu muszą przekazać więc Brytyjczycy.
Brakuje jednoznacznych konkluzji
W kwestii JASSM trwają analizy tego, czy byłoby możliwe ich odpalanie z maszyn sowieckiej produkcji: MiG-29, Su-24 i Su-27. To ważne ze względu na małą liczbę samolotów F-16, które dotarły latem na Ukrainę. Początkowo było ich sześć, ale jeden spadł w niejasnych okolicznościach. Rozmówcy DGP przekonują, że doszło do tego podczas misji przechwytywania rosyjskiego pocisku manewrującego, a nie w wyniku bratobójczego ognia czy zestrzelenia przez Rosjan. Prace komisji badającej okoliczności wypadku nie zostały zakończone i na razie brakuje jednoznacznych konkluzji na temat jego przyczyn.
Jeśli potwierdzą się informacje o próbie dostosowania samolotów rosyjskiej produkcji do wystrzeliwania pocisków JASSM, czytelne staną się naciski Kijowa na Warszawę w kwestii przekazania Ukrainie samolotów MiG-29. – Polska prawdopodobnie dała nam to, co mogła. Jednak są pewne rzeczy, które w Polsce pozostały. (...) Bardzo potrzebujemy waszych MiG-ów, waszych samolotów – mówił Zełenski. – Poruszałem tę kwestię z Andrzejem (Dudą – red.) i premierem Tuskiem. Podnieśliśmy to na wszystkich poziomach. Niestety, nie ma jeszcze pozytywnego rozwiązania – przyznał niedawno prezydent Ukrainy.
– Polska nie może przekazać Ukrainie dodatkowych myśliwców MiG-29, ponieważ muszą one chronić polskie niebo. Polska już i tak bardzo dużo zrobiła dla Ukrainy i nadal będzie jej pomagać – skomentował te słowa w rozmowie z Polskim Radiem szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz podczas wizyty w Waszyngtonie. – Daliśmy tyle, ile mogliśmy, i też oczekuję docenienia tego przez stronę ukraińską – stwierdził.
Równolegle trwają rozmowy o dostawach na Ukrainę szwedzkich samolotów Saab JAS 39 Gripen. One albo już są, albo za chwilę trafią nad Dniepr. Jak podaje serwis Janes, Sztokholm w ostatnim pakiecie pomocy wojskowej na listę wpisał części zamienne do tych maszyn.
Nieodłącznym aspektem zabiegów ukraińskich o pociski i samoloty są pojawiające się doniesienia o próbie zorganizowania rozmów o rozejmie. Najnowszą odsłoną są wieści o tym, że Kreml miał zażądać zgody Turcji na eskortowanie przez rosyjskie myśliwce samolotu rządowego z Władimirem Putinem na pokładzie. Najbardziej wiarygodne są doniesienia o powrocie do rozmów, które prowadzono w Stambule wiosną 2022 r. Brali w nich udział Ukraińcy i Rosjanie. Szczegóły tych rokowań opisywaliśmy wówczas w DGP. Do podobnego spotkania miałoby dojść pod koniec br. Do tego czasu obie strony będą próbowały poprawić swoje pozycje negocjacyjne. Ukraińcy – uderzając pociskami manewrującymi w cele w głębi Rosji. Kreml – niszcząc ukraińską infrastrukturę energetyczną i podejmując próbę zdobycia Pokrowska połączoną z odbiciem rejonu Sudży w obwodzie kurskim. ©Ⓟ